Pierwszy raz pojechałam na Pyrkon i jeszcze tam wrócę. To mokry sen WSZYSTKICH geeków

Zuzanna Tomaszewicz
26 czerwca 2022, 18:41 • 1 minuta czytania
Raz do roku w spieczonym słońcem Poznaniu odbywa się, jakby to powiedział zwykły przechodzień, zlot przebierańców. Fikuśnych kostiumów tam nie brakuje, ale nie samym cosplayem Pyrkon żyje. Pierwszy raz odwiedziłam największy festiwal fantastyki w Polsce i wiecie co? Jeszcze tam wrócę. "Dlaczego?" – zapytacie. Przycupnijcie sobie, ponieważ jest co opowiadać.
Pyrkon 2022: wrażenia z pierwszego pobytu na festiwalu. [RELACJA] Fot. naTemat

Pyrkon, czyli poznańska Kraina Czarów [RELACJA]

Zawsze chciałam pojechać na Pyrkon, ale przedtem nie było okazji. A to nie miałam z kim się zabrać, a to brakowało wolnego czasu lub w grę wchodziły inne plany. W tym roku postawiłam siebie i swojego chłopaka przed faktem dokonanym. Jedziemy. Spakowaliśmy się w szkolne plecaki, wzięliśmy ze sobą ubrania z nerdowskimi nadrukami (żeby nie było) i wskoczyliśmy do pociągu.

Będąc już w trasie wiedziałam tylko tyle, że Festiwal Fantastyki Pyrkon jest wielki (o wiele większy od takiego Warsaw Comic Conu), choć moje złudne wyobrażenie o jego rozmiarach szybko zderzyło się z rzeczywistością. Już na starcie, kiedy musieliśmy wymienić bilety na identyfikatory, natknęliśmy się na kolejkę liczącą ponad tysiąc ludzi.

A uczestników wciąż przybywało. Jedni byli ubrani w T-shirty z logiem Marvela, drudzy dumnie kroczyli z zawieszonymi na piersiach kartonami z napisem "Free hugs", a jeszcze inni w strojach oddających jeden do jednego wygląd postaci z kreskówek, filmów, gier i seriali zatrzymywali się co chwilę, by robić sobie zdjęcia z "fanami".

Dawno nie widziałam, żeby tylu ludzi naraz oddawało się swoim pasjom. Na twarzach uczestników malował się autentyczny uśmiech, który z trudem znaleźlibyśmy jakiegokolwiek innego dnia na ulicy.

W ciągu trzech festiwalowych dni na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich pojawiło się ponad 55 tys. osób. Zdawało się nawet, że w tłumie nikt nie był sobie obcy. Bez większego problemu można było zamienić kilka zdań z dopiero co poznanymi geekami, nie mówiąc już o uczestniczeniu w akcjach, które spontanicznie ogłaszano na facebookowej grupie Pyrkonowicze.

Dla przykładu: ci, którzy zrobili cosplaye z uniwersum "Gwiezdnych Wojen", umówili się pod jednym z budynków Targów, gdzie niczym do szkolnej fotografii poustawiali się w rzędach na znajdujących się w pobliżu schodkach. Nie zabrakło tam Boby Fetta, Orsona Krennica, Anakina Skywalkera, Mando czy Ahsoki Tano. Podobnie było w przypadku Doktorów Plag, teamu Vox Machina, grzybków (tak, dobrze przeczytaliście) i fandomu anime.

Robiąc sobie krótką przerwę na odpoczynek od chodzenia i upału, który w tym roku nie oszczędzał nikogo, można było na każdym kroku podziwiać przebrania uczestników (mniej lub bardziej dopracowane, ale każde na swój sposób urzekające). – O, patrz, to Greg i Wirt z "Za bramą ogrodu"! Czy to serio gość ubrany za osobowość ENTP z 16 Personalities? Ej, ta Jinx jest zajebista – wołałam co chwilę do chłopaka. Gdzie nie spojrzeć, tam karnawał. Dosłownie.

Powiem tak: opłaca się być cosplayerem. W Maskaradzie organizowanej rok w rok przez festiwal laureaci nagród za najlepsze stroje dostają "złoty bilet" pozwalający im na wzięcie udziału w wielkim finale Mistrzostw Europy w cosplayu, który odbywa się w Paryżu. Oczywiście podczas konwentu Pyrkonowicze mają okazję zobaczyć swoich reprezentantów. Czy to na scenie, czy w trakcie festiwalowego marszu.

Siedząc na krawężniku przy którymś z pawilonów widzieliśmy również pochód Kultu Ananasa, podczas którego zebrani głośno i niestrudzenie krzyczeli "ananas". To jedna z tradycji Pyrkonu, której zagadki jeszcze nie rozwikłałam, ale być może już za rok zostanę przez miłośników tego owocu nawrócona. Kto wie, w końcu lubię kontrowersyjne połączenie ananasa i pizzy (nie bijcie).

Co działo się na Pyrkonie 2022?

Z gazetką w dłoni, która służyła festiwalowiczom za mapę Pyrkonu, ruszyliśmy w kierunku najbliższych pawilonów. W pierwszym z nich - tym najbliżej głównego wejścia na Targi - mogliśmy zwiedzić fandomowe wioski (m.in. Wioskę Tolkienowską, League of Legends, War Hammera i Alkochemików).

Tam największy fun sprawiło nam oglądanie rozgrywek z gry Jugger inspirowanej postapokaliptycznym filmem "Krew bohaterów" i polegającej na umieszczaniu piłki w bazie przeciwnika. Wszystko w otoczce areny zbudowanej z rusztowań ozdobionych siatkami maskującymi. Wytężając nieco swoją wyobraźnię mogliśmy poczuć się jak postaci z "Fallouta", a nawet i "Mad Maksa". Drużyny padały na kolana od uderzeń, a raz nawet pod naszymi stopami wylądowały czyjeś okulary.

W budynku z blokami tematycznymi (choćby strefą filmowo-serialową, komiksową oraz literacką) fani tłumnie zjawiali się na spotkaniach z autorami ich ulubionych powieści (m.in. z Rebeccą F. Kuang od trylogii "Wojen makowych" i Jackiem Dukajem), twórcami gier (m.in. z Mike'em Pondsmithem, współtwórcą podręcznika "Cyberpunk 2020") i aktorami (m.in. z Edwardem Jamesem Olmosem z serialu "Policjanci z Miami").

Do tego w aulach i mniejszych salach wykładowych odbywały się prelekcje, podczas których mieliśmy okazję zaczerpnąć wiedzy na temat nowotworów, K-popowego tańca, broni jądrowej i wpływu mitologii na fantastykę, a także wysłuchać rubasznych, niecenzuralnych ballad na Festiwalu Pieśni Krasnoludzkiej.

Odniosłam wrażenie, że lwią część atrakcji stanowiły te związane z anime i mangą. Ba, nawet cospleyerów z tych fandomów zdawało się być najwięcej. Jotaro Kujo z "JoJo's Bizarre Adventure", Aya Asagiri z "Mahou Shoujo Site" i Naruto Uzumaki - to tylko kilka postaci, które przewijały się w tłumie Pyrkonowiczów.

Zarówno kobiety, mężczyźni, jak i osoby niebinarne paradowały po rozgrzanych kocich łbach w kusych koronkowych sukienkach à la lolita. Najwięcej współczucia wzbudzali we mnie Furries (w skrócie: subkultura osób przebierających się za antropomorficzne zwierzęta), którzy odziani od stóp do głów w futerkowe kombinezony spacerowali po Pyrkonie przy ponad 30-stopniowym upale.

Na Pyrkonie nikt nie spojrzy na ciebie krzywym wzrokiem, a nawet jeśli, to takie osoby będą w mniejszości. Możesz czuć się tu jak u siebie i być tym, kim tylko zapragniesz.

Kolejki, gry i koncerty na Pyrkonie 2022

Przemierzając labirynt pawilonów trafiliśmy na drzwi, przez które ledwo zdołaliśmy się przecisnąć. Budynek z wystawcami pękał w szwach od potencjalnych klientów. Stoiska z przesłodkimi pluszakami, figurkami Funko Pop!, grami planszowymi, podręcznikami do różnorakich systemów RPG, koszulkami z rock'n'rockowym logiem Jeźdźców Rohanu, plakatami "Stranger Things", replikami broni i mieczy świetlnych kusiły przechodniów. Mnie zresztą też.

Nie mogłam powstrzymać się od grzebania w kartonach pełnych owiniętych w przezroczystą folię komiksów. Dorwałam nawet tęczową edycję "Star Wars: War of the Bounty Hunters" z okazji Miesiąca Dumy (i to za jedyne 12 złotych).

Jeżeli ktoś dobrze poszperał, to mógł znaleźć na stoiskach białe kruki. Co prawda ceny przyprawiały momentami o zawrót głowy. Kapsuła "Stranger Things" za 150 złotych? Wolne żarty. Niemniej wróciłam do domu z łupami i wcale mi nie wstyd!

W innym pawilonie gracze mogli zasiąść przy ławkach i oddać się nostalgii, bowiem mieli przed sobą poustawiane stare pecety, pierwsze konsole PlayStation z padami i joystickami. Razem z chłopakiem cofnęliśmy się do czasów dzieciństwa i po kilkudziesięciu minutach stania w kolejce zagraliśmy w Tekkena. Wybrałam niedźwiedzia Kumę i przegrałam. Retro-gierek było tam oczywiście więcej.

Z czasem zaczął doskwierać nam głód, więc poszliśmy na plac z foodtruckami, gdzie oprócz pysznej pizzy wypiekanej w kamiennym piecu skosztowaliśmy pyrkonowego piwa. W tym roku Browar Gzub przygotował pięć butelek, z których wybraliśmy sour z kwiatem czarnego bzu z czarodziejką przypominającą Yennefer na etykiecie (bycie fanami sagi o wiedźminie w końcu zobowiązuje).

Sącząc kwaśne piwo w strefie gastronomicznej mogliśmy oglądać wyczyny k-popowych tancerek na głównej scenie Pyrkonu. Co parę godzin zjawiał się na niej inny artysta. Przed północą folk metalowy zespół Dziewanna przyspieszył nieco obchody Nocy Kupały, grając muzykę w słowiańskich klimatach, której nie oparliby się gracze "Wiedźmina 3: Dzikiego Gonu". Skocznej melodii wydobywającej się z fleta towarzyszyło ciężkie i ogłuszające warczenie gitary, które jak hipnoza zadziałało na widownię, popychając ją w pogo.

Pyrkonowicze wciąż śpiewają "Barkę"

Muzyka nie opuszczała Pyrkonowiczów także za dnia. Niezależnie od tego, czy zegar pokazywał godzinę papieską, czy nie, ktoś w tłumie z nagła potrafił zanucić pierwszą zwrotkę "Barki", a wtedy reszta odpowiadała mu, śpiewając: "O panie, to ty na mnie spojrzałeś". I tak od rana do wieczora. Za trzecim razem przestałam liczyć.

Po przesłuchaniu opinii starych festiwalowych wyjadaczy dowiedziałam się, że w poprzednich latach na Pyrkonie funkcjonowało miejsce zwane sypialnią, które pełniło rolę noclegowni dla uczestników. Tym razem zrezygnowano z niej, co poskutkowało niezadowoleniem wśród ludzi.

W Poznaniu od dobrych kilku miesięcy znalezienie odpowiedniego i atrakcyjnego cenowo lokum graniczyło z cudem. Ponadto w sypialni Pyrkonowicze mogli zdejmować swoje stroje i po paru minutach wracać odświeżeni do zabawy. Sama przyznam, że gdyby w bieżącym roku konwent oferował miejsca noclegowe na terenie Targów, to pewnie sama bym się skusiła na spanie tam w śpiworze.

Pierwszy pobyt na Pyrkonie utwierdził mnie w przekonaniu, że bycie geekiem to jednak super sprawa. Na trzy dni zapominasz o szarej rzeczywistości i wybierasz się w odległą galaktykę lub w inne miejsce bliskie twemu sercu. Nieważne czy jest prawdziwe, czy nie. Ważne, że masz obok siebie ludzi, którzy w tę podróż chętnie zabiorą się razem z tobą. W czerwcu Poznań dał mi właśnie namiastkę takiej przygody. Za rok znów spakuję manatki i wyruszę na poszukiwanie odpowiedzi na pytanie: "co wy wszyscy macie z tym ananasem?".

Czytaj także: https://natemat.pl/416083,stranger-things-lamie-stereotypy-gra-dungeon-and-dragons