"Strzelcowi opadły spodnie". Ekspert ostro o wystąpieniach Jarosława Kaczyńskiego

Mateusz Przyborowski
28 czerwca 2022, 06:11 • 1 minuta czytania
Moim zdaniem sztabowcom i pijarowcom pana Kaczyńskiego po weekendzie zrobiło się ciepło. Myślę, że poważnie zastanawiają się, co może odpalić następnym razem. Nie można zdać się wyłącznie na dyspozycję dnia – tak wystąpienie prezesa PiS w Inowrocławiu komentuje dla naTemat dr Mirosław Oczkoś, ekspert ds. wizerunku politycznego.
W ostatni weekend Jarosław Kaczyński zaliczył kilka wpadek Fot. Lukasz Piecyk / REPORTER

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google


Mateusz Przyborowski: Widział pan przemówienie Jarosława Kaczyńskiego w Inowrocławiu?

Dr Mirosław Oczkoś: Widział, widział... Niestety.

Aż tak źle ocenia pan wystąpienie prezesa PiS?

Szczerze? Tak po ludzku – zrobiło mi się żal starszego pana. Jarosław Kaczyński jest politykiem i nie ma litości dla swoich przeciwników, ja natomiast politykiem nie jestem i – co za tym idzie – przeciwnikiem prezesa PiS również, ale wyglądało to dramatycznie. Zamysł jest zrozumiały, jednak pytanie, czy Kaczyński da radę ten zamysł pociągnąć.

To znaczy?

Mamy w tej chwili rozgrzewkę przed wyborami i organizacja takich spotkań jest powieleniem tego, co prezes Kaczyński robił przez ostatnie 3-4 kampanie wyborcze. Widocznie istnieje jakieś badanie wewnętrzne albo są głosy wewnątrz partii, że siadła motywacja w terenie, to znaczy ci, którzy jedli, już się najedli, a reszta dopytuje, kiedy oni będą jedli.

PiS stwierdził więc, że powtórzy to, co najprostsze, co wielokrotnie robiono. Jest to syndrom pod tytułem: "Prezes pojedzie i załatwi sprawę", bo jest lubiany przez twardy elektorat – oni go cenią, jest dla nich ikoną. Okazuje się jednak, że nic dwa razy się nie zdarza. Dr Mirosław Oczkośekspert ds. wizerunku politycznego

My w pijarze również mówimy, że wykonywanie dwa razy tych samych działań jest ryzykowne, bo za trzecim czy czwartym razem mogą się już nie sprawdzić. Oczywiście można powiedzieć tak: dlaczego się czepiacie, skoro takie wystąpienia są wyłącznie dla elektoratu Prawa i Sprawiedliwości? Zgoda, jednak poza tym, że pan prezes rzuca jakieś homofobiczne teksty, dodatkowo dochodzą elementy, które są i straszne, i śmieszne.

Mylenie miast, mylenie prezydentów... Gdyby to była jedna pomyłka, można byłoby stwierdzić, że Jarosław Kaczyński zrobił to złośliwie i nie chciał powiedzieć Brejza (prezydent Inowrocławia prywatnie jest ojcem senatora KO Krzysztofa Brejzy – red.), więc powiedział Mejza (związany z PiS poseł niezrzeszony, od którego często zależy utrzymanie większości rządowej w Sejmie – red.). Wątpię w to jednak, bo tak to nie wyglądało. Ci, którzy są bardziej miękkimi zwolennikami PiS, również musieli zauważyć, że coś tu nie styka.

Ale to i tak nie będzie raczej dla nich powodem, żeby nie głosować na PiS.

Zgoda, jednak jeśli kolejne spotkania będą wyglądały w ten sam sposób, może pojawić się kłopot. Moim zdaniem pijarowcy PiS myślą już, jak to zdyskontować. To znaczy, przewiduję, że przy następnej okazji Kaczyński celowo się pomyli, ale puści oko – ja w ten sposób próbowałbym to ogrywać.

Mam jednak wrażenie i nie mówię tego złośliwie, że pan prezes awansował na stanowisko babci z piosenki Wojciecha Młynarskiego, której się "na parter nie wpuszcza". Są dwie opcje: albo zmęczenie tej formuły wystąpień, albo zmęczenie samego prezesa – psychiczne i fizyczne.Dr Mirosław Oczkośo serii wpadek Jarosława Kaczyńskiego

Oczywiście nic się jeszcze nie zawaliło, bo twardy elektorat PiS to są wyznawcy, a nie wyborcy, i wybaczają wszystko. Pijarowo słabo to jednak wyszło.

W niedzielę Kaczyński pomylił prezydenta Inowrocławia Ryszarda Brejzę z politykiem związanym z PiS Łukaszem Mejzą, a Inowrocław nazwał Włocławkiem. Dzień wcześniej stwierdził z kolei, że Kruszwica leży nad Wisłą. Sporo tych wpadek jak na jeden weekend.

To ludzi oburza i mnie również.

Wyszło tak, jakby Kaczyński nie był przygotowany.

Słowa o LGBT na pewno były przygotowane, bo to jest w jego stylu, a rechot sali pokazał, że trafił swój na swego. I oburzenie części społeczeństwa było w to wszystko wkalkulowane. Kaczyńskiemu przypisuje się ponadto nadludzkie siedem kroków do przodu i dwa kroki w bok, ale moim zdaniem powodem nie była chęć odciągnięcia ludzi od tematu drożyzny.

Spotkałem się z taką właśnie opinią na Twitterze, że te pomyłki prezesa były celowe, dzięki czemu temat inflacji zszedł na dalszy plan.

Nie sądzę, żeby tak było. Proszę zauważyć, że kampanii wyborczej – jako takiej – jeszcze nie ma. Mamy wakacje, urlopy i każdy z nas zajrzy do portfela czy sklepu, więc takie odciąganie uwagi byłoby na krótką metę. Nie widzę żadnej korzyści. Co innego, gdyby wybory miały odbyć się za dwa miesiące – wtedy tak, grzejemy temat.

Swoją drogą widzimy, że PiS po raz kolejny przygotuje swoją "listę strachu", bo to zawsze działało i być może obóz władzy testuje, czy twierdzenia o LGBT i tym razem zadziałają.

Jednak dochodzą do tego nieprzewidziane rzeczy, typu nie wiem, gdzie jestem albo buduję most na rzece, której nie ma. Moim zdaniem sztabowcom i pijarowcom pana Kaczyńskiego po weekendzie zrobiło się ciepło.

Myślę, że poważnie zastanawiają się, co prezes może odpalić następnym razem. Nie można zdać się wyłącznie na dyspozycję dnia, poza tym nie zapewnisz politykowi bardziej komfortowych warunków: prezes został przywieziony, na sali byli zachwyceni wyznawcy, przećwiczone zostały pewnie okrzyki, jak w Sochaczewie. A tu się okazuje, że pan prezes jest łaskaw bredzić.

Co jeszcze dostrzegł pan w zachowaniu Jarosława Kaczyńskiego podczas tych przemówień?

Ogólnoludzkie zmęczenie. Widzę również, że się dykcja sypie. Zdziwiło mnie natomiast, że na jednym ze spotkań prezes Kaczyński zwrócił komuś uwagę, że czegoś nie wymawia. No, ja bym nie ryzykował, jeśli samemu ma się z tym problemy: "chodzo", "jedzo", "palo" itd. Niedociągnięć u Kaczyńskiego jest mnóstwo i to również może świadczyć o zmęczeniu materiału.

Z kolei zagrywka z zegarkiem, kiedy Jarosław Kaczyński patrzy na swój zegarek i mówi, że jest jeszcze do 17:30, to taki tani teatrzyk objazdowy. Tak jak kiedyś, gdy teatry jeździły po jarmarkach i targach, musiały być czerwone policzki czy wzajemne kopanie się pośladkach, a gawiedź się cieszyła, tak podobnie było tutaj. Prezes powiedział, co powiedział, a gawiedź się cieszyła. Odbyła się taka trochę twórczość jarmarczno-ludowa, taka Polska w pigułce.

Biorąc jednak pod uwagę całość, chyba nie na taki efekt liczyło PiS po ostatnim weekendzie.

W momencie, kiedy jest rzut karny, szykujemy się do jego wykonania, publiczność zrywa się do dopingu, a strzelcowi opadają spodnie i zostaje w samych majtkach, to efekt karnego nie istnieje, prawda? W pijarze mówimy na to katastrofa. W przypadku PiS na razie jest lekka katastrofa, na razie tylko pękły spodnie.

Może – gdyby w Inowrocławiu Jarosław Kaczyński miał przed sobą kartkę – dzisiaj w ogóle nie rozmawialibyśmy na ten temat?

No tak, tyle że prezes szczyci się, że przemawia bez kartki.

Czytaj także: https://natemat.pl/421381,kaczynski-na-prezydenta-ekspert-nie-nadaje-sie-na-to-stanowisko