Morawiecki na prezydenta? W sondażach deklasuje Szydło, ale dlaczego ludzie stawiają na niego

Katarzyna Zuchowicz
08 lipca 2022, 10:21 • 1 minuta czytania
Do wyborów prezydenckich jeszcze dwa lata, ale wysyp sondaży w ostatnim czasie robi swoje. Zwłaszcza że liderem kilku badań okazał się premier Morawiecki i niejeden Kowalski pewnie z zaskoczeniem zastanawia się dlaczego. – Bardzo trudno to skomentować. Z innych badań wynika, że premier jest bardzo negatywnie oceniany – przyznaje z zaskoczeniem jeden z socjologów. Skąd zatem taka pozycja Morawieckiego? I co z Beatą Szydło?
Kto byłby najlepszym kandydatem PiS na prezydenta w 2025 roku? W kolejnym sondażu badani wskazali Mateusza Morawieckiego. fot. Zbyszek Kaczmarek/REPORTER/East News

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google


"Tylko nie to", "To jakiś żart", "Broń Boże", "1 kwietnia już był" – to tylko kilka z przypadkowych komentarzy z maja, gdy w mediach pojawił się chyba pierwszy z prezydenckich sondaży. SW Research dla rp.pl zapytało wtedy Polaków, który polityk powinien być kandydatem Zjednoczonej Prawicy w wyborach 2025 roku. Spośród sześciu osób wygrał Mateusz Morawiecki – postawiło na niego 12,8 proc. badanych.

Od tamtej pory było więcej podobnych badań. Również w maju Morawiecki wygrał na kandydata prawicy w sondażu Instytutu Badań Pollster dla Super Expressu (33 proc.). Z kolei według sondażu IBRIS dla Radia Zet wygrałby pierwszą turę wyborów. "Oto zdecydowany kandydat na prezydenta. Obecny premier zostawił w tyle pozostałych polityków obozu rządzącego, jak Beatę Szydło czy Jarosława Kaczyńskiego" – reagowały media.

W tym tygodniu pojawiły się kolejne sondaże, które utrzymały ten trend. W jednym z nich – pracowni United Surveys dla wp.pl – aż 50,5 proc. badanych wskazało Morawieckiego w odpowiedzi na pytanie "Kto według ciebie byłby najlepszym kandydatem PiSwyborach prezydenckich w 2025 roku, kiedy zakończy się druga kadencja Andrzeja Dudy?". Drugą osobę, Beatę Szydło, wybrało 22,5 proc. badanych.

Natomiast sondaż Instytutu Badań Pollster pokazał, że w drugiej turze wyborów prezydenckich znaleźliby się Mateusz Morawiecki (22 proc.) i Szymon Hołownia z Polski 2050 (20 proc.).

Jak to odbierać? Dla wielu może wydawać się to zaskakujące, zwłaszcza że sondaże pokazują też, jak wielu Polaków w ogóle źle ocenia prace obecnego rządu i samego premiera.

– Zachowałbym zimną krew do wyników sondaży. Bardzo trudno to skomentować. Ze wszystkich innych badań wynika, że w ciągu ostatnich miesięcy premier ma bardzo negatywne oceny. Nawet w badaniach CBOS, które zawsze mają podwyższone oceny rządzących, premier oceniany jest bardzo kiepsko. Niedawno sondaż przeprowadziły TVN i TVN24, ocena rządu wypadła w nich fatalnie – reaguje w rozmowie z naTemat prof. Ireneusz Krzemiński, socjolog z UW.

Przyznaje, że to zaskakujące. – Mój profesor, Stefan Nowak, zawsze mówił w przypadku badań kandydatów na prezydenta w USA, że zawsze jest parę osób, które wskażą swojego psa jako najbardziej właściwego. Nie chcę podważać wyników tych badań, nie znam ich, ale należy zachować do nich pewien dystans, bo czasem właśnie tak dziwnie się zdarza – dodaje.

Dlaczego stawiają na Morawieckiego

To wszystko to oczywiście wróżenie z fusów. Do wyborów daleko, kandydatów nie ma, do 2025 roku sondaże mogą przynieść wiele przetasowań i nowych kandydatów. Do tej pory były też inne sondaże, które pokazywały zupełnie inne, potencjalne, prezydenckie konfiguracje.

Ale nie o to chodzi. Najbardziej zaskoczył Morawiecki. Dlaczego dziś tyle osób może stawiać właśnie na niego?

– W okresie, kiedy nie ma kampanii wyborczej, największe zaufanie społeczne mają osoby najbardziej znane, najczęściej pokazywane w telewizji. Z tej grupy osób wyłania się lider bieżącej opinii publicznej. A osobą najczęściej pokazywaną w telewizji, pomijając prezydenta Andrzeja Dudę, jest pan premier Morawiecki. Jest jeszcze kilka innych osób często pokazywanych, ale on jest tą osobą, która wywołuje mniejsze niż one negatywne emocje – mówi naTemat dr hab. Jacek Zaleśny, politolog z  Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UW.

Czyli – jak precyzuje – przewaga premiera Morawieckiego wobec innych potencjalnych kandydatów dotyczy tych osób, które dzisiaj są publicznie znane i rozpoznawane. – Dzisiejsze poparcie nie ma większego znaczenia z punktu widzenia przyszłych wyborów prezydenckich. Wejście w kampanię wyborczą na nowo określi społeczne zaufanie do poszczególnych polityków – podkreśla. 

Sens i znaczenie pojawi się wtedy, gdy faktycznie poznamy już kandydatów. – Mamy przykład z poprzednich wyborów. Była kandydatura pani Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, a w trakcie wyborów nastąpiła podmiana i rewelacyjny wynik pana Rafała Trzaskowskiego. Stan faktyczny uległ zmianie i natychmiast uległo zmianie poparcie społeczne dla niego – zaznacza politolog. 

Szydło coraz bardziej zapomniana

Jednak część Polaków emocjonują takie sondaże. Jakiś czas temu spekulowano na przykład, że kandydatką PiS na prezydenta mogłaby być Beata Szydło. W wyborach do PE w 2019 roku zdobyła rekordowe poparcie, ale w ostatnich badaniach nie bardzo widać ten potencjał. Zawsze jest niżej niż Morawiecki, z dwa razy niższym wynikiem. Jakby obecny premier w nastrojach sondażowych całkowicie zdeklasował swoją poprzedniczkę.

– To proste. Jeżeli nazwisko premiera Morawieckiego pojawia się medialnie 318 razy w ciągu dnia, a byłej premier Beaty Szydło np. tylko 38, to wiadomo, że siłą rzeczy to jest główny powód. On jest w grze, a ona w świadomości Polaków nie funkcjonowała tak często – mówi jeden z polityków PiS.

Dr Jacek Zaleśny: – Pani premier Szydło od dawna nie podejmuje istotnych zagadnień politycznych. Od dawna nie jest pokazywana w telewizji. Stąd w emocjach społecznych na dziś jest osobą z przeszłości i to tej dalszej. Jest osobą, która dzisiaj nie ma już większego znaczenia politycznego i tą, z którą na przyszłość też już się go nie wiąże. Partia odstawiła ją na boczny tor, do tzw. rezerwy strategicznej. Coraz bardziej jest zapominana, dlatego nie cieszy się szczególnie wysokim zaufaniem społecznym. 

– Gdyby jednak partia wydobyła ją z tej przeszłości, wyeksponowała i namaściła, to stan faktyczny uległby istotnej zmianie kosztem premiera Morawieckiego – zaznacza.

Dla sympatyków partii rządzącej byłby to komunikat, że zdaniem Prawa i Sprawiedliwości, ta osoba powinna być prezydentem, a nie premier. Jeśli tak się zdarzy, to natychmiast ona zostanie liderem rankingów zaufania społecznego. Wejdzie w miejsce Morawieckiego, który automatycznie przestanie być wiodącym kandydatem na prezydenta.dr Jacek Zaleśnypolitolog

Jak ocenia ponad 22 proc. dla Beaty Szydło w ostatnim sondażu? – W obozie rządzącym jest to jedno z najwyższych poparć, które mają istotną szansę na wzrost, gdyby partia zdecydowała o jej kandydaturze – odpowiada ekspert.

Jak na sondaże reagują w PiS

Zwolennikiem Szydło był m.in. były wiceszef MSZ Witold Waszczykowski. – Odbieram te sondaże jako zabawę, która mnie w ogóle nie interesuje. Wybory prezydenckie są za dwa lata. Będą poprzedzone wyborami do parlamentu, samorządowymi, europarlamentarnymi. Dlatego dzisiaj spekulowanie nie ma sensu – reaguje teraz w rozmowie z naTemat.

Czytaj także: Szydło na prezydenta? Waszczykowski: Grupa przyjaciół to propaguje, była premier wie o akcji

W PiS w ogóle słychać podobne głosy. – Bardzo dużo zależy od wyborów parlamentarnych. Są jeszcze inne dobrze oceniane osoby. W naszym obozie politycznym jest na szczęście problem obfitości, a nie tego, że nie mamy nikogo, kto mógłby sprostać temu wyzwaniu. Ale dziś naprawdę jest za daleko – mówią.

Jeden z polityków przypomina, że podczas ostatniej konwencji PiS Szydło została wskazana przez prezesa na równi z Morawieckim, gdy Jarosław Kaczyński powiedział, że oboje dali radę.

– Teraz zwieramy szeregi i na pewno, jeśli chodzi o wybory parlamentarne, jej osoba będzie odpowiednio zauważona. Jeśli chodzi o wybór kandydata na prezydenta przez kierownictwo partii, sprawa jest otwarta. Wiadomo, że prezes Kaczyński ma swój wiek. Osoba, która potencjalnie mogłaby zostać prezydentem w 2025 roku, stałaby się też kluczową osobą, jeżeli chodzi o polską prawicę. Nawet w przypadku przegranej PiS – zwraca uwagę nasz rozmówca.

Sam przez chwilę spekuluje o dwóch potencjalnych pojedynkach. Sam jako przeciwnika obstawia Rafała Trzaskowskiego.

1. Trzaskowski-Morawiecki: – Mateusz Morawiecki mógłby mu rzucić rękawicę. Na dziś uważam, że jest to chyba jedyna osoba, podkreślam – na dziś, która mogłaby to zrobić. Uważam, że intelektualnie byłby to pojedynek dwóch osób na bardzo wysokim poziomie.

2. Trzaskowski-Szydło: – To są dwa zupełnie inne charaktery, osobowości. Jeżeli chodzi i młode pokolenie, to Rafał Trzaskowski ma tu bardzo duży potencjał.

Jakich kandydatów preferuje prezes

Jaki może być scenariusz i kogo PiS ostatecznie wystawi na prezydenta, oczywiście możemy tylko spekulować.

– Wariant z Beatą Szydło jest mało prawdopodobny. Prezes partii raczej obstawia kandydatów bardziej od niego zależnych i bardziej przez niego wykreowanych. To był casus i prezydenta Dudy, i premiera Morawieckiego, i wicepremiera Błaszczaka. Są zaufani, bo taka była wola prezesa. Nie będzie woli, nie będzie premiera Błaszczaka w działalności politycznej – mówi dr Zaleśny.

Marian Banaś z prawej ręki prezesa, człowieka "kryształowego", z dnia na dzień stał się "czarną owcą". Podobnie może być z panem Morawieckim, o którym prezes partii nagle może sobie przypomnieć, czyim był doradcą gospodarczym, w jaki sposób dorobił się milionów na handlu nieruchomościami czy kto był kasjerem Rosjan, gdy ci złowrogo, wbrew woli rządu, próbowali przejąć polskie Azoty. A Beata Szydło jest osobą, która zaufanie społeczne skupia wokół siebie, a nie wokół partii.dr Jacek Zaleśnypolitolog

Przypomina, jak je zdobywała – jako premier, swoją pracą w terenie, przed wyborami do PE: – To jest to, co ją odróżnia od kandydatów, których preferuje prezes. Myślę, że nie zostanie namaszczona. 

Beatę Szydło określano kiedyś "matką pisowskiego ludu". Idąc tym tropem, czy dziś, patrząc na obecne sondaże, Mateusza Morawieckiego przewrotnie można by nazwać ojcem?

– Nie. I powiedziałbym, że kategorycznie nie. Cała działalność premiera Morawieckiego, ta poprzedzająca objęcie urzędu, nie ma nic wspólnego z działalnością opiekuńczą, ojcowską. Odwrotnie – jest to twarde, wyrachowane działanie skupione na tym, aby mieć jak największe osobiste korzyści z pełnionych funkcji, czy politycznych, czy jakichkolwiek innych. To ten, który nie generuje dobra wokół siebie, dobra powszechnego, ale wyłącznie dobro dla siebie – odpowiada politolog. 

Dodaje: – O ile motywy działania pani premier Szydło są oceniane prospołecznie, o tyle tego komponentu nie ma i nie było w działalności premiera Morawieckiego. Z nim można wiązać różne cechy, ale na pewno nie jest to troska i dobro wspólne, ale troska, by majątek własny i to zgromadzony w taki, a nie inny sposób, w takich, a nie innych okolicznościach, był na tyle potężny, że do dzisiaj jest ukrywany przed opinią publiczną.

Co może podobać się w Morawieckim

Co zatem tym, którzy dziś widzieliby w nim potencjalnego kandydata na prezydenta, może podobać się w Morawieckim?

– Przede wszystkim Mateusz Morawiecki jest nominatem partii. Partia na niego postawiła i jej poparcie dla niego jest utrwalone w czasie. A po drugie, że w ramach pełnionej funkcji jest powszechnie widoczny. I w ramach tej widoczności nie dochodzi do zdarzeń istotnie go obciążających, jeśli chodzi o wizerunek. Te dwa elementy są kluczowe: zaufanie partii i jego powszechna widoczność, która nie kojarzy się z negatywnymi emocjami – uważa dr Zaleśny.

A to, że wywołuje negatywne emocje swoimi słowami? Ludzie nie słuchają tego, co mówi?

Dr Jacek Zaleśny wskazuje, że jest to coś powszechnego na świecie. Mówi o wskaźnikach wtórnego analfabetyzmu, o tym, że to się pogłębia i że racjonalność wyborcza ulega obniżeniu.

– Największa populacja wtórnych analfabetów w tzw. państwach rozwiniętych to Amerykanie – tam wskaźnik ten wynosi ok. 70 proc. W Polsce wynosi on niecałe 30 proc. Siłą rzeczy, jeśli uczestnik stosunków politycznych nie jest w stanie zrozumieć rozkładu jazdy, to nie jest w stanie zrozumieć też tego, co wokół niego się dzieje. Na tym bazuje propaganda, że ten przekaz może być dosłownie dowolny w treści, bo i tak jego odbiorca nie jest w stanie go zrozumieć – mówi politolog. 

Czytaj także: https://natemat.pl/274579,polityczni-analfabeci-nie-interesuja-sie-polityka-nie-chodza-na-wybory