"Ile ci tam Tusk dał? Smarkulo ty". Awantura podczas spotkania z Beatą Szydło

Natalia Kamińska
11 lipca 2022, 16:34 • 1 minuta czytania
W weekend była premier Beata Szydło spotkała się z mieszkańcami gminy Miedźna (woj. śląskie). Było to jedno z wielu spotkań, które PiS organizuje w ramach tzw. "objazdówki". Różniło się jednak od pozostałych tym, że wybuchła w jego trakcie awantura między aktywistką, która przyszła na spotkanie a ludźmi na sali.
Podczas spotkania w Woli z Beatą Szydło wybuchła awantura. Fot. Michał Dubiel / Reporter / East News

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google


Jak relacjonują lokalne media, spotkanie rozpoczęło się przed południem. Sala w Centrum Kultury w Woli była pełna. Po wystąpieniu Beaty Szydło kontrowersyjna aktywistka Marta Gniłka-Jastrzębska chciała zadać jej kilka pytań. – Czy to nie jest tak, że partia rządząca zaostrza konflikt z Rosją? – zadała jedno z nich kobieta.

Awantura podczas spotkania z Beatą Szydło

Beata Szydło nie odpowiedziała, gdyż prowadzący spotkanie podał mikrofon innej osobie, a była premier zaczęła mówić o kwestii energii.

Czytaj także: Szydło zagotowała się, komentując występ aktywistki na swoim wiecu. Zwyzywano ją od "smarkuli"

– Zróżnicowanie źródeł energii jest gwarancją suwerenności, dlatego polski rząd takie propozycje składa i staramy się, żeby w ten sposób ta filozofia związana ze strategią energetyczną była budowana – powiedziała między innymi Szydło.

Do tych słów również odniosła się Gniłka-Jastrzębska. – Dlatego zostały wygaszone kopalnie, a gaz jest kupowany drożej – wykrzykiwała dalej z sali. Europosłanka PiS przekonywała w tym czasie, że Polska "świetnie sobie radzi w tej nowej rzeczywistości".

Gniłka-Jastrzębska uznała, że te słowa to kpina i opuściła salę. Wcześniej jednak jej pytania i obecność nie przypadły do gustu osobom na sali. – Ile ci tam Tusk dał? Smarkulo ty – powiedziała do niej jedna z osób na sali. Pod jej adresem padły też inne epitety.

Kobieta opuściła salę spotkania

Kobieta, kiedy już wyszła z sali, skomentowała, co się tam wydarzyło. – Tego się nie dało słuchać. Miały być wyznaczone osoby, byłam pierwsza, która podniosła rękę, zaczęli wybierać osoby ze swojego grona. To nie było spotkanie dla ludzi. To nigdy nie miało być spotkanie do zadawania trudnych pytań – oceniła, cytowana przez portal "Tarnogórski. Info".

Czytaj także: Wyciekły kolejne e-maile. Morawiecki chciał specjalnej "narracji "ws. wyborów

Spotkanie z mieszkańcami gminy podsumowała na Twitterze także sama Szydło. "Dziękuję mieszkańcom Woli i gminy Miedźna za ożywioną dyskusję o polskich sprawach. Wszyscy mamy Polskę w sercu" – czytamy w jej wpisie na Twitterze.

To nie był jej jedyny wpis na ten temat. Była premier skomentowała ponownie już całą sytuację na Twitterze, sugerując mediom... bycie na pasku Moskwy. O aktywistce Marcie Gniłce-Jastrzębskiej Beata Szydło napisała zaś, że jest "prorosyjskim prowokatorem".

Komentarz Szydło ws. kłótni

"Niektóre media robią bohaterów z prorosyjskich prowokatorów próbujących zakłócać moje spotkania. Radzę redaktorom się zastanowić, czy niechęć do PiS nie sprowadza ich na pasek Moskwy" – oznajmiła Beata Szydło na Twitterze.

I powinna zapewne zastanowić się, czy jest to język, który przystoi byłej szefowej rządu oraz deputowanej, obecnie reprezentującej Polskę w Parlamencie Europejskim.

Zwłaszcza że pojawiają się głosy, iż to Beata Szydło mogłaby wystartować jako kandydatka PiS na prezydenta RP.

Dodajmy, że ostatnio spotkania przedstawicieli PiS z Polakami są pełne emocji i kontrowersji. I tak – również w ten weekend – burmistrzowi Rypina nie spodobało się, że jeden z mieszkańców przyszedł na spotkanie z Mateuszem Morawieckim z antyrządowym transparentem.

Paweł Grzybowski, jak gdyby nigdy nic, podszedł do mężczyzny i wyrwał mu plakat z hasłem "Pinokio notoryczny kłamca".

Czytaj także: Morawiecki jak zdarta płyta. Premier uderza w PO, chociaż już raz za podobne słowa przepraszał

Z relacji uczestników wynika, że część osób miała problem z wejściem na teren stadionu. Ochrona miała wpuszczać tylko mieszkańców, ale potem pojawiły się głosy, że wpuszczano jedynie tych, których ochroniarze "znali z widzenia".

Według relacji reportera TVN24, który był na miejscu, część osób nie była wpuszczana decyzją zarządcy obiektu. Problem z wejściem miał między innymi mężczyzna z megafonem. Organizatorzy obawiali się prawdopodobnie, że przemówienie premiera może być zagłuszane.

Czytaj także: https://natemat.pl/422794,elzbieta-rafalska-o-verze-jourovej-wlos-na-glowie-sie-jezy