Sondaż ws. inflacji pokazał, że Polacy nie mają wiedzy? Ekspert: Nie mamy czym się pochwalić

Katarzyna Zuchowicz
18 lipca 2022, 06:05 • 1 minuta czytania
41 proc. – aż tylu badanych w jednym z ostatnich sondaży stwierdziło, że nie ma zdania, który obóz polityczny przedstawił do tej pory najlepsze pomysły na walkę z inflacją. To mniej więcej tyle, ilu Polaków w ogóle nie chodzi na wybory. O czym to świadczy? Czy niemal połowy narodu nie obchodzi inflacja i walka z nią? Nie interesuje ich polityka? Nie znają się na ekonomii? Czy może przekaz polityków w ogóle do nich nie dociera?
Który obóz polityczny przedstawił najlepsze pomysły na walkę z inflacją? 41 proc. respondentów odpowiedziało, że nie ma zdania. Fot. Piotr Molecki/East News

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google


Chodzi o sondaż z ubiegłego tygodnia, przeprowadzony przez SW Research dla "Rzeczpospolitej". Wyniki badania wywołały spore poruszenie, bo zwycięzcą okazała się Platforma Obywatelska. To na nią wskazało najwięcej respondentów (16,7 proc.) jako na obóz polityczny, który ma najlepsze pomysły na walkę z inflacją.

PiS zajął drugie miejsce (16,4 proc.). Na trzecim znalazła się Polska 2050 ( 7,5 proc.).

Ale aż 41 proc. badanych nie wskazało żadnej partii, odpowiadając: nie mam zdania. Ta liczba wydaje się bardzo duża. Można z niej wnioskować, że prawie dwa razy więcej osób nie miało pojęcia, jaki pomysł mają poszczególne partie, niż wskazało na którąś z nich. Co to pokazuje? Zwłaszcza w momencie, gdy inflacja wszystkim nam spędza sen z powiek i można by się spodziewać, że wszyscy będziemy śledzić, co politycy zamierzają z nią zrobić?

Politycy nie przekonali do pomysłów

– To świadczy o tym, że nikt nie przekonał większości obywateli, że ma lepszy program walki z inflacją od drugiego. A w zasadzie, że ma dobry program, bo problemem jest to, że po prostu nie ma dobrego programu, a rząd i NBP – poza podnoszeniem stóp procentowych – nie ma go w ogóle. A przecież jest to temat i problem nr 1, który – jak pokazują wszystkie inne sondaże – jest w tej chwili najważniejszy dla obywateli, ważniejszy nawet niż wojna w Ukrainie – komentuje w rozmowie z naTemat Łukasz Bernatowicz, prezes Związku Pracodawców Business Centre Club

Dlaczego nie przekonali? – Ponieważ jedni nie mają pomysłu do walki z inflacją, a drudzy mają dosyć skomplikowane pomysły, które nie są przekonujące. Ale można też uznać, że szklanka jest do połowy pełna. Z drugiej strony bowiem ta grupa nie uwierzyła, że jest to putininflacja. Oczywiście, są  czynniki zewnętrzne takie jak wojna, wzrost cen ropy, gazu i przerwanie łańcuchy dostaw, które mają wpływ na inflację, ale tylko połowiczny. Bez nich inflacja, za którą odpowiada już tylko rząd, która ma swoje źródło tylko w Polsce, i tak jest bardzo wysoka – podkreśla ekspert. 

Tu kłaniają się same pomysły poszczególnych partii i ich ocena – za chwilę do tego wrócimy. Ale też zainteresowanie polityką wśród Polaków oraz stan ich wiedzy ekonomicznej.

Poziom świadomości ekonomicznej w Polsce nie jest czymś, czym moglibyśmy się chwalić. Ludzie nie rozumieją tych zależności. Wystarczy wyjść na ulicę, by usłyszeć, że rząd wreszcie rozdaje swoje pieniądze, bo poprzedni nie rozdawał. Ludzie nie rozumieją, że to nie są pieniądze rządu, bo rząd nie ma swoich pieniędzy, tylko są to pieniądze obywateli. I rozdawanie ich powoduje, że kiedyś trzeba będzie ten rachunek zapłacić. Taki jest niestety poziom świadomości – przyznaje Łukasz Bernatowicz. 

– Myślę, że Polacy nie rozumieją, na czym polega walka z inflacją. Nie rozumieją zależności, skąd się wzięła. Jeśli ktoś uważa, że przez Putina, to znaczy, że nic nie rozumie. Inflacja wymykała się celowi inflacyjnemu już w 2019 roku – nie tylko przed wojną w Ukrainie, ale jeszcze przed pandemią. W Radzie Dialogu Społecznego sygnalizowaliśmy wtedy, że inflacja zrywa się ze smyczy. Jeśli teraz prezes Glapiński mówi, że nikt nie mógł przewidzieć tego, co się dzieje z inflacją, to odpowiadam - my alarmowaliśmy już trzy lata temu – dodaje prezes BCC.

To ci, co nie chodzą do wyborów

Ekonomistka Alicja Defratyka, autorka projektu ciekaweliczby.pl w ubiegłym roku zrobiła sondaż, z którego wynikało, że prawie co czwarty Polak nie rozumie, jak inflacja wpływa na wartość nabywczą pieniądza. Dziś uważa, że z tą wiedzą na pewno jest lepiej. – Gdyby wszystkie media rzetelnie poruszały tematy ekonomiczne, gdyby telewizja rządowa była normalną telewizją publiczną, to wiedza Polaków byłaby znacznie większa – zaznacza Defratyka.

Zwraca jednak uwagę na coś innego. Wskazuje, że wynik tego sondażu pokrywa się z wynikami frekwencji wyborczej w Polsce, z tym, ile osób nie chodzi na wybory albo z innymi sondażami, sprawdzającymi, na kogo Polacy zagłosowaliby w najbliższych wyborach.

Frekwencja w ostatnich wyborach parlamentarnych czy prezydenckich wyniosła trochę ponad 60 proc. To dość zbieżne. Jest grupa osób, która kompletnie nie interesuje się polityką. Nie chodzi na wybory, nie interesuje się otaczającą nas rzeczywistością. A jeśli ktoś nie interesuje się polityką i nie chodzi na wybory, to tak samo nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie, która partia ma najlepszy program w walce z inflacją. Według mnie nie ma w tym absolutnie nic zaskakującego, to 41 proc. pokrywa się z elektoratem, który nie chodzi na wybory – mówi naTemat.

Kiedyś w badaniu zadała pytanie: " Na którą partię polityczną oddał(a)byś swój głos, jeśli udział w wyborach parlamentarnych byłby obowiązkowy”. I nawet wtedy, jak mówi, była grupa, która nie zagłosowałaby pod groźbą kary.

– Około 40 proc. Polaków ma gdzieś politykę. Może obecna sytuacja gospodarcza, która pewnie będzie jeszcze gorsza w kolejnych miesiącach, wpłynie na część osób. Może zdadzą sobie sprawę, jaki wpływ na ich portfele mają decyzje polityków bądź brak decyzji w odpowiednim czasie – mówi Alicja Defratyka.

Prof. Jarosław Flis, socjolog z UJ o grupie, która nie ma zdania ws. walki z inflacją: – To są ci wszyscy, którzy nie bardzo interesują się polityką. Sondaż nie zadaje pytania: "czy pan/pani będzie głosować w wyborach". Jest oczywiste, że odpowiadają w nim także ci, których te sprawy w ogóle nie pociągają i mają do nich dystans. Jak rozumiem, również ten dystans przejawia się w tym, że nie mają zdania w sprawie pomysłów na walkę z inflacją.

Można się lekko zdziwić, bo tym przecież żyjemy wszyscy. – Trzeba mieć przekonanie, że od tego coś zależy. A część osób uważa, że to są rzeczy, które dzieją się gdzieś poza nimi, są poza ich zasięgiem. Nie mają poczucia sprawstwa.

Rząd i walka z inflacją

Dziś Polacy liczą pieniądze, patrzą na słupki inflacyjne, porównują z innymi krajami. Ale część z nich na pewno może mieć w głowie miszmasz. Mogą się gubić w pomysłach na walkę z inflacją, a jeśli nie do końca czują ekonomię, to już w ogóle czarna magia. Weź tu człowieku zrozum, które pomysły której partii są lepsze?

– Rząd w ogóle nie ma programu na walkę z inflacją, poza podnoszeniem stóp procentowych, co jest o tyle nieskuteczne, że z jednej strony podnoszą te stopy rękami RPP, a z drugiej dolewają oliwy do ognia poprzez wypuszczanie coraz większej ilości gotówki na rynek – tłumaczy Łukasz Bernatowicz.

Zamiast odwrotnie – ściągnąć pieniądz z rynku, żeby zatrzymać inflację. Wiadomo, że mamy za dużo pieniądza w stosunku do towarów i usług, które możemy za te pieniądze kupić. To jest największy problem, że bank centralny, zresztą nie tylko w Polsce, w pandemii dodrukował mnóstwo pieniędzy. Wtedy były potrzebne, żeby gospodarka nie padła. Ale teraz trzeba działać tak, żeby te pieniądze ściągać z rynku, a to się absolutnie nie dzieje. Łukasz BernatowiczBCC

– Podnoszenie stóp procentowych ma na celu to, żebyśmy mieli mniej pieniędzy do dyspozycji. Żebyśmy oszczędzali, a nie wydawali. Ale jeśli jednocześnie kontynuuje się transfery socjalne i obiecuje kolejne pompowanie gotówki w rynek, to wiadomo, że taka walka z inflacją się nie uda – podkreśla ekspert.

Dodaje, że już po wypowiedziach prezesa Glapińskiego widać, że NBP sam nie wie, co się dzieje: – Tydzień temu prezes Glapiński powiedział, że szczyt inflacji przypadnie w sierpniu, po czym w tym tygodniu w poniedziałek jego koledzy z NBP opublikowali komunikat, z którego wynika, że szczyt przypadnie w styczniu 2023 i nie będzie to 19 proc., tylko 23. To pokazuje, że tam nie ma żadnego planu, bo sami nie wiedzą, kiedy inflacja będzie rosła, a kiedy przestanie – mówi.

Pomysły opozycji na walkę z inflacją

Ze strony opozycji padły różne propozycje m.in. zamrożenia rat kredytów hipotecznych na poziomie z grudnia 2019 roku, drugiej waloryzacji rent i emerytur (Lewica), dobrowolny ZUS i dopłaty do nawozów (PSL), czy zmiany w Funduszu Wsparcia Kredytobiorców, wakacje kredytowe obejmujące 10 procent umowy, wprowadzenie obligacji skarbowych NBP (Polska2050).

– Na pewno trzeba robić dwie rzeczy naraz. Po pierwsze, podjąć działania osłonowe wobec tych, którzy odczuwają drożyznę najbardziej. Dlatego też złożyliśmy ustawę o 20 proc. podniesienia pensji w tak zwanej budżetówce, bo tam wynagrodzenia rosły kilka razy wolniej niż ceny. Trzeba też pomyśleć o rozwiązaniach osłonowych dla uboższych rodzin, w związku z ogromnymi kosztami opału, bo sezon grzewczy będzie dla nich bardzo drogi – tak o propozycjach PO mówiła w czerwcu, w rozmowie z INNPoland, posłanka PO Izabela Leszczyna.

Czytaj także: Pytamy, jak PO chce zbić inflację. "Dzisiaj nie da się tego zrobić bezboleśnie"

Jak uważa Łukasz Bernatowicz, PO nie ma jednego pomysłu, czy kilku, które składałyby się na spójną całość walki z inflacją. – Na przykład wprowadzenie 4-dniowego tygodnia pracy nie jest pomysłem na walkę z inflacją. W zasadzie jedynym pomysłem była emisja przez NBP obligacji indeksowanych o wskaźnik inflacji, które byłyby dostępne dla obywateli, żeby lokowali w nie pieniądze. Wtedy nadmiar gotówki z rynku by przynajmniej częściowo zniknął. Ale to jest trochę mało. Sytuacja wymaga znacznie większych ruchów – analizuje. Suchej nitki nie zostawia natomiast na wakacjach kredytowych i na tym, że poparły je wszystkie siły polityczne w kraju.

To jest niezrozumiałe. Wiedząc, jakie są problemy z inflacją, podarować wszystkim złotówkowym kredytobiorcom, niezależnie od potrzeb, wakacje kredytowe? Czyli ponad 2 mln osób, a z rodzinami pewnie ok. 8 mln? To bardzo nieodpowiedzialny ruch. Są ludzie, który absolutnie nie potrzebują wakacji kredytowych, a są tacy, którzy bardzo ich potrzebują. Ale zamiast adresować wakacje dla potrzebujących, dano ten prezent wszystkim.Łukasz BernatowiczBCC

– Jeśli ktoś stwierdzi teraz, że np. w sierpniu nie zapłaci raty, ale wyda tę kwotę na konsumpcję, to wiadomo jak to wpłynie na inflację. Albo jeszcze gorzej – jeśli wywiezie te pieniądze za granicę, na wakacje. To pokazuje, że populizm ciągle wygrywa z racjonalnym myśleniem. Nawet NBP był przeciwko tej ustawie – podkreśla. 

Jego zdaniem jeden ze sposobów walki z inflacją jest prosty i leży na stole. – Po prostu trzeba dopuścić środki z KPO. One umocnią złotówkę. Poprzez wymianę euro NBP ściągnie z rynku ogromne ilości złotówki, co ostudzi inflację. Uruchomi to też inwestycje, których brak obecnie powoduje, że zbliżamy się do stagnacji w gospodarce. Prywatne firmy nie inwestują, bo boją się, co będzie dalej. A państwowe nie mają środków z KPO – podkreśla szef BCC.

Opozycja cały czas walczy o KPO. – Tylko może trzeba to połączyć z inflacją. Bo KPO jest bardzo mocnym czynnikiem, który może poprawić naszą sytuację i pomoże w walce z inflacją – zaznacza Łukasz Bernatowicz. 

Przekaz polityków nie dociera

Tu można jeszcze zapytać, czy przekaz polityków na ten temat w ogóle dobrze dociera do ludzi? Alicja Defratyka uważa, że jak ktoś chce, to usłyszy, co mają do powiedzenia. Chyba że ktoś ma dostęp tylko do TVP, ma możliwość korzystania tylko z telewizji naziemnej – od niedawna bez TVN i Polsatu – albo nie stać go na założenie szybkiego internetu i sprawdzanie newsów w sieci.

– Dużo osób jest wyłączonych z opozycyjnego przekazu. Są pozbawieni dostępu do rzetelnych informacji i choćby chcieli, nie uzyskają takich informacji. W TVP nie informują o tym, jaki program w walce z inflacją ma opozycja. Jak ktoś, kto ma dostęp tylko do TVP, ma się tego dowiedzieć? Jeśli ktoś myśli, że osoby mieszkające w biedniejszych regionach znajdą sobie gdzieś te informacje, że wykupią kablówkę albo szybki internet, na co ich nie stać, to jest w błędzie. Nie ma absolutnie szans, by takie osoby mogły dowiedzieć się, co mówi opozycja – mówi Alicja Defratyka.

Jednak część osób na własne życzenie tym się nie interesuje. I tu wracamy do punktu wyjścia.

– Bardzo często żyją w swoich bańkach, nie czytają, nie interesują się tym, co się dzieje. Słyszę potem głosy osób, nawet po stronie opozycji, które narzekają, że opozycja do nich nie dociera. A ja pytam: "Oglądasz telewizję? Nie. Jakie gazety czytasz? Nie czytam. Masz konto na FB? Nie". Skąd więc mają się dowiedzieć, co opozycja proponuje? Czy polityk ma wejść do ich domu i im powiedzieć? Politycy nie są w stanie dotrzeć do każdego, jeśli ten ktoś sam tego nie chce – mówi Alicja Defratyka.

Do niej przekaz dociera: – Ale  trzeba chcieć. Ja się tym interesuję, śledzę, oglądam różnorodne kanały informacyjne, znam propozycje różnych partii. Nie znam tylko programu partii rządzącej, bo mam wrażenie, że ich programem jest tylko uderzanie w opozycję. Albo powtarzanie cały czas, że walczą z inflacją, bo dali 14. emeryturę i wakacje kredytowe co de facto jest proinflacyjne. Wszyscy za to powtarzają, że opozycja nie ma programu. To mówię: niech ktoś, kto krytykuje opozycję, wskaże chociaż jeden punkt programu PiS? Bo ja – oprócz atakowania opozycji, Tuska i UE i rozdawnictwa prowadzącego do inflacji – go nie widzę.