Autor artykułów o ks. Dębskim i ks. Gołębiewskim: Podobne sprawy będą wypływać, jest ich mnóstwo
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
- W polskim Kościele katolickim w ciągu niespełna dwóch tygodni wybuchły dwa potężne seksskandale z duchownymi, którzy pełnią w swoich diecezjach ważne funkcje
- Ksiądz Andrzej Dębski pisał do internautki, że będzie "pierwszą kobietą w historii wyruchaną w gabinecie metropolity białostockiego". Ksiądz Łukasz Gołębiewski miał składać propozycje ostrego seksu mężczyźnie poznanemu na gejowskiej aplikacji
- Rozmawiamy z Maciejem Chołodowskim, autorem obu artykułów
Dwa seksskandale, których bohaterami są duchowni z Podlasia, wstrząsnęły Kościołem katolickim w całej Polsce. "Będziesz pierwszą kobietą w historii wyruchaną w gabinecie metropolity białostockiego" – pisał w jednej z wiadomości do nieznanej sobie wcześniej internautki ks. Andrzej Dębski. Duchowny w archidiecezji białostockiej pełnił wiele ważnych funkcji. Ze wszystkich został odwołany.
Obsceniczne wiadomości i nagrania m.in. rzecznika prasowego archidiecezji białostockiej i prowadzącego katolicki program "Ziarno" dla dzieci, które opublikowała białostocka "Gazeta Wyborcza", wywołały wiele emocji. Tydzień później wybuchł jednak kolejny skandal.
Według ustaleń dziennika ksiądz Łukasz Gołębiewski – kapelan biskupa Antoniego Pacyfika Dydycza, jego były sekretarz, a obecnie dyrektor oddziału Caritasu w diecezji drohiczyńskiej – miał składać mężczyźnie propozycje ostrego seksu. Poznał go na gejowskiej aplikacji.
Jak twierdzi gazeta, obecny biskup drohiczyński wie o aktywności księdza Gołębiewskiego od ponad miesiąca, ale nic z tym faktem nie robi. Czytelnik "GW" Sebastian (imię zostało zmienione) poinformował o bulwersującej korespondencji po ujawnieniu przez "Wyborczą" afery księdza Andrzeja Dębskiego. Sebastian napisał, że ksiądz Łukasz Gołębiewski miał składać mu propozycje seksualne. Duchowny zaprzecza, że to on brał udział w niemoralnym i gorszącym dialogu.
"Takie zachowania to hipokryzja"
– Takich zgłoszeń dostaję mnóstwo, można je liczyć już w dziesiątkach. Zaczęło się po sprawie księdza Dębskiego, a nasiliło się po sprawie księdza Gołębiewskiego. Od wtorku następuje druga fala – mówi w rozmowie z naTemat Maciej Chołodowski, dziennikarz białostockiej "Gazety Wyborczej", autor obu artykułów.
Wcześniej, jak przyznaje, również otrzymywał anonimowe zgłoszenia o nadużyciach duchownych (jak wielu dziennikarzy w kraju), ale... – ...w przypadku księdza Dębskiego i księdza Gołębiewskiego dokumenty i fakty były oburzające, niezależnie od tego, co myślimy o seksualności człowieka i jego potrzebach. To są zachowania, które przeczą deklaracjom stanu duchownego i godzą w godność innych ludzi, chociażby przez posługiwanie się hipokryzją – podkreśla redaktor.
W jego ocenie te dwie bulwersujące sprawy łączy fakt, że diecezja łomżyńska, diecezja drohiczyńska i archidiecezja białostocka stanowią jedną metropolię. – Geograficznie, ale i mentalnie dotyczy to jednego regionu, który dodatkowo od lat jest ostoją PiS, to znaczy mamy do czynienia z romansem tronu z ołtarzem – mówi Chołodowski.
Zapowiadają się długie postępowania
Przypomnijmy, że metropolita białostocki abp Józef Guzdek wystosował m.in. list do wiernych, w którym przeprosił za zachowanie ks. Dębskiego. Ale już były metropolita białostocki (obecnie gdański) abp Tadeusz Wojda stwierdził, że o nadużyciach swojego byłego rzecznika nic nie wiedział.
Z kolei w przypadku ks. Gołębiewskiego kanclerz kurii drohiczyńskiej napisał w oświadczeniu: "Tezę medialną o rzekomej zwłoce władzy diecezjalnej w reakcji wobec opisanego kapłana studzi kan. 196 § 1 Kodeksu Prawa Kanonicznego, który mówi, że 'pozbawienie urzędu, stanowiące karę za przestępstwo, może być dokonane tylko zgodnie z przepisami prawa'".
– Deklaratywnie dostrzegam u hierarchów chęć wyjaśnienia tych spraw, obawiam się jednak, że wszystko idzie w kierunku tzw. poprawności prawnej. To znaczy, że w obu tych przypadkach i w innych sprawach, które zapewne ujrzą światło dzienne, biskupi posługują się w ocenach postępowań prawem kanonicznym – zauważa nasz rozmówca.
Dodajmy, że prawo to w swoich paragrafach zakłada postępowanie sądowe (co zasygnalizował w swoim oświadczeniu m.in. kanclerz kurii drohiczyńskiej). Ich głównym minusem jest natomiast to, że trwają bardzo długo.
– I hierarchowie tego nie ukrywają. Abp Guzdek już zapowiedział, że po zakończeniu postępowania sprawę ks. Dębskiego przekaże Watykanowi, ale w Drohiczynie, spośród setek paragrafów dotyczących pozbawienia urzędu, wybrano akurat ten mówiący o "przepisach prawa". Nie chciałbym powiedzieć, że ta sprawa będzie przeciągana, ale samo prawo kościelne daje taką możliwość – zaznacza Maciej Chołodowski.
I dodaje: – Ktoś, kto patrzy z boku, może zatem odnieść wrażenie, że władze kościelne rzeczywiście zwlekają z wyjaśnieniami.
*W czwartkowym wydaniu "GW" ukaże się artykuł o sieci powiązań, która dotyczy osób z grona księdza Andrzeja Dębskiego. I nie tylko.