"Nie poddam się. Jak przyjdzie wyjść na nich z kosą, to pójdę". Oni walczą z PiS o swoje domy
- Projekt Centralnego Portu Komunikacyjnego zakłada budowę Kolei Dużych Prędkości, co ma zrewolucjonizować transport publiczny w Polsce
- Jednak mieszkańcy wielu gmin sprzeciwiają się inwestycjom, które zakładają wyburzenie ogromnej liczby budynków
- Trasy szybkich kolei przebiegają przez domy, gospodarstwa, przedsiębiorstwa, a nawet cmentarze
Polacy protestujący przeciw CPK: "Zostawcie nasze domy"
Zdaniem protestujących przeciw budowie CPK, projekt, który miał być perłą w koronie sukcesów Prawa i Sprawiedliwości, rujnuje im życie. Przejeżdżając przez Polskę, na licznych domach czy płotach możemy zauważyć banery z napisami "Nie dla CPK", "Stop wywłaszczeniom. Zostawcie nasze domy" czy "Skreśleni przez CPK". To wyrazy buntu mieszkańców, którzy nie zgadzają się na zniszczenie dorobku ich życia w imię torów Kolei Dużych Prędkości.
Nie przekonują ich argumenty o modernizacji regionu i zapowiedzi odszkodowań, bo często na szali jest opuszczenie miejsca, w którym się urodzili, wychowywali i planowali przyszłość. Jedni wydali całe oszczędności, aby zbudować upragniony dom, inni latami wykańczali swoje cztery kąty, aby potem dowiedzieć się, że zostaną zrównane z ziemią.
"Mieszkając na południowym wschodzie kraju prędzej spodziewałam się, że w dom może trafić rosyjska rakieta czy to wystrzelona specjalnie, czy też zabłąkana niż tego, że państwo polskie zechce okraść nas z majątku naszego życia. Teraz mamy zaczynać od nowa, bo garstka ludzi chce robić interesy życia naszym kosztem?"
Jednym z miast, w które uderzą plany budowy kolei, jest Krasnystaw na Lubelszczyźnie. Wszystkie z czterech przedstawionych mieszkańcom wariantów trasy tzw. szprychy nr 5 stanowiącej połączenie Warszawy z Lubelszczyzną, znacznie ingerują w miejską zabudowę. Jeśli rozpoczną się inwestycje, burzone będą nie tylko domy, ale też niszczone prowadzone od pokoleń gospodarstwa rolne. Co więcej, w planach jest też zasypanie stawu, od którego pochodzi według legendy nazwa miasta.
Sytuacja wygląda podobnie w centralnej i zachodniej części kraju. Mieszkanka Brzezin (woj. łódzkie), przez które również mają biec tory, zamieściła na Facebooku poruszające nagranie. Mówi, że jest zdruzgotana planami wywłaszczanie jej rodzinnego domu, w którym mieszka od dziecka. Wraz z mężem hoduje konie, nie ma pojęcia, co z nimi zrobi, jeśli będzie musiała opuścić to miejsce.
– Nie będzie tego miejsca. Nie będzie nas, naszych sąsiadów, bo rząd PiS-u zdecydował się zniszczyć nasze życie tworząc CPK, który zamierza zbudować lotnisko i nowe linie kolejowe - mówi zrozpaczona. – W tym miejscu mieszkali moi prapradziadkowie, mieszkam też ja. Od moich wczesnych lat dzieciństwa moja rodzina hoduje tu konie. Pomagałam od dziecka tworzyć tę stadninę. Mamy chore, stare konie, które są częścią naszej rodziny. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że ktoś przyjdzie i powie, że to koniec - dodaje.
Skontaktowaliśmy się z panią Małgorzatą, która powiedziała nam, że o planach budowy torów przechodzących przez jej działkę dowiedziała się dopiero w 2020 roku.
"Wybrali absolutnie najgorszy wariant dla miasta, niszczący największą liczbę domów. Tory są tak zaprojektowane, że biegną przez dzielnicę, gdzie jest najwięcej domów i miejsc pracy".
Małgorzata Dybała liczy, że dzięki protestom uda się coś zmienić i pokazać, że to, co się dzieje, jest niedopuszczalne. Sama zaznacza, że będzie walczyć do końca. – Uważam, że nasze protesty mają sens, bo pokazują skalę krzywdy. Jestem osobą, która walczy do końca i będę walczyła. Nie poddam się, jak mi przyjdzie wyjść na nich z kosą, to również pójdę – zaznacza.
Pani Małgorzata na pytanie, czy czuje się oszukana przez rząd, odpowiada: – Myślę, że o oszukaniu mogą mówić osoby, które głosowały na PiS, ja nie głosowałam, także nie mogę powiedzieć, że zostałam oszukana, bo nigdy w życiu nie wierzyłam im za grosz. Nie sądziłam, że jakikolwiek rząd, nawet PiS, posunie się do takiego bandyctwa. Nie spodziewałam się, że można być tak pazernym.
Megalomański projekt Prawa i Sprawiedliwości?
Centralny Port Komunikacyjny to jeden z flagowych projektów PiS. Inwestycja, która ma przybliżyć nas do Zachodu, zrestrukturyzować transport i być wizytówką partii Jarosława Kaczyńskiego. CPK to planowany węzeł przesiadkowy między Warszawą i Łodzią, który ma zintegrować transport lotniczy, kolejowy i drogowy. Jedną z największych inwestycji w ramach tego projektu jest budowa portu lotniczego "Solidarność" oddalonego od Warszawy o 37 km.
Nowoczesne lotnisko ma obsługiwać 40 mln pasażerów rocznie (w pierwszym etapie). Plany są bardzo ambitne, bo dla porównania największy europejski port lotniczy w Stambule obsłużył w 2021 roku 36 mln pasażerów, a słynne paryskie lotnisko Charlesa de Gaulle'a - 26 mln. Zatem lotnisko w Baranowie aspiruje do największego w Europie.
Projekt CPK zakłada nie tylko budowę lotniska, ale także nowoczesnej, rozbudowanej Kolei Dużych Prędkości. Jak możemy przeczytać na oficjalnej stronie CPK, na program kolejowy składa się w sumie 12 tras, co przekłada się na 1981 km nowych linii kolejowych. Modernizacja transportu kolejowego malowała się jako wielka szansa, szczególnie dla Polski wschodniej, gdzie transport kolejowy jest szczególnie zacofany.
Dwie godziny zamiast pięciu
Do leżącego w województwie lubelskim Zamościa można dojechać tylko jednym pociągiem, który z Dworca Centralnego odjeżdża o 15:57, podróż trwa niecałe 5 godzin, przy czym tuż przed Zamościem pociąg ma obowiązkowy półgodzinny postój w miejscowości Zawada ze względów technicznych. Dla porównania podróż z Warszawy do Zamościa samochodem trwa nieco ponad trzy godziny, zatem różnica jest znaczna. Spółka odpowiedzialna za plan budowy siatki kolejowej podaje, że linia pozwoli na skrócenie przejazdu do z Zamościa do 2 godz. 15 min.
Modernizacja miała podnieść komfort życia mieszkańców, jednak dla wielu stała się koszmarem. Wszystko przez plany trasy szybkich kolei, które przebiegają przez domy, gospodarstwa, przedsiębiorstwa, a nawet cmentarze.
Mieszkańcom Lubelszczyzny zaprezentowano cztery warianty trasy, które zostały poddane konsultacjom społecznym. Jednak w każdym przypadku plany te ingerują w tkankę miejską, zakładając wyburzenie setek domów. Wynika to z prostego do wytłumaczenia powodu – aby pociąg mógł osiągnąć duże prędkości i jednocześnie zmniejszyć czas przejazdu, konieczne jest wybudowanie stosunkowo prostych torów, bez znacznych zakrętów. Jednak te argumenty nie przekonują mieszkańców, którzy stracą nie tylko domy, ale także wspomnienia z dziedzictwa i wielu przypadkach zdrowie przez zszargane nerwy.
"Nasza miejscowość już raz w historii była wysiedlana"
Z decyzją spółki, która przygotowała warianty tras, nie zgadza się Wojciech Brzozowski z Zamościa. Urodził się i dorastał w pobliskiej miejscowości Lipsko, tam też zostali jego rodzice. Teraz okazuje się, że przez jego rodzinny dom ma przebiegać szprycha nr 5. Nie godzi się na to, bo w domu mieszkają jego rodzice. Jak podkreśla we wpisie na grupie "Skreślenia przez CPK", nawet jeśli otrzymają oni godne odszkodowanie, to w takim wieku, że nie podjęliby się już żadnej inwestycji.
"Ten dom to jest dorobek ich całego życia. Ciężko na to wszystko pracowali. W ostatnich latach został wyremontowany - zainwestowali mnóstwo pieniędzy w termomodernizację, nową elewację, nowy dach, kolektory słoneczne. Wokół są posadzone drzewka, krzewy. Oboje są już w starszym wieku, na emeryturze. To miał być ich cichy zakątek na jesień życia. Teraz okazuje się, że na starość wszystko może zostać odebrane i wyburzone, a oni nie będą mieli gdzie się podziać".
Jego rodzice o planach budowy linii kolejowej przez ich miejscowość dowiedzieli się od sąsiadów. Bardzo to przeżyli, szczególnie jego ojciec Tadeusz, który jest po dwóch zawałach. Małżeństwo pobrało się w latach 70., początkowo mieszkali z rodzicami i latami odkładali na własny dom, potem przez kolejne lata go budowali. Dla nich nie jest to tylko budynek, ale lwia część ich życia. Żadne pieniądze nie są w stanie im tego zrekompensować.
Wojciech widzi prostą analogię do wysiedleń mieszkańców z czasów II wojny światowej, czym Zamojszczyzna była szczególnie dotknięta. "Nasza miejscowość już raz w historii była wysiedlana. Było to w czasie hitlerowskiej okupacji, podczas II Wojny Światowej. Teraz okazuje się, że to, co nie udało się hitlerowcom, może dokończyć rząd PiS-u. Różnica jest tylko taka, że bez karabinów przyłożonych do głowy. Co za ironia losu! U naszych wschodnich sąsiadów domy burzone są przez rosyjskie wojsko....U nas nie trzeba bombardowań...PiS zrobi to samo bez wojny!!!" - kończy swój wpis na grupie "Skreśleni przez CPK"
Pół gminy przestanie istnieć
Marek Kuran jest mieszkańcem gminy Jaktorów (położonej między Żyrardowem i Grodziskiem Mazowieckim) i przewodniczącym Stowarzyszenia Stare Budy, aktywnie walczącego o powstrzymanie planów budowy CPK. Wraz z innymi mieszkańcami Jaktorowa, Starych Bud i okolic, tłumnie protestuje przeciw de facto przeoraniu ich gminy.
– Protestują niemal wszyscy mieszkańcy Jaktorowa i okolicznych miejscowości, bo plany rozbudowy zakładają zniszczenie połowy gminy. Najbardziej zagrożona jest miejscowość Stare Budy, która według planów spółki ma niemal przestanie istnieć - mówi.
Sytuacja gminy Jaktorów jest o tyle trudna, że ma przez nią przechodzić "kluczowy węzeł kolejowy", więc zostanie całkowicie przebudowana, co nie podoba się mieszkańcom, którzy są bardzo zdeterminowani, by temu zapobiec. Jednak jak podkreśla pan Marek, nie mają żadnego wsparcia od władz samorządowych. – CPK spotkało się za zamkniętymi drzwiami z wójtem, coś tam ustalali. Do dzisiaj nikt nie wie, co. Wiadomo, że wójt podpisał zgodę na jedną z linii, co CPK zinterpretowało tak, że skoro jest zgoda na jedną linię, to dorzucimy wam jeszcze drugą, trochę infrastruktury i innych rzeczy. Wójt otworzył im drzwi. Bez żadnych konsultacji z mieszkańcami, bo nie można nazwać konsultacjami opublikowania czegoś na BIP na zasadzie "wrzucę, pewnie nikt się nie zorientuje, bo mało kto to czyta" - opowiada.
Marek Kuran oburzony jest również na to, jak władza traktuje protestujących. - Ostatnio zorganizowaliśmy pokojowy protest pod siedzibą CPK, aby przekazać nasze postulaty. Proszę mi wierzyć, nigdy w życiu nie widziałem tyle pogardy w oczach ludzi, którzy mnie przyjmowali. Dialogu nie ma żadnego i spółka CPK pomimo naszych próśb i chęci, nie wykazuje zainteresowana rozmową z nami - twierdzi.
– My nie walczymy z rozwojem Polski. Być może to lotnisko jest nawet potrzebne, ale przy tym trzeba zachować godność i podejście do ludzi – zaznacza.
Inną istotną kwestią, na którą zwraca uwagę nasz rozmówca, są skandaliczne oferty wykupu ziemi. – Oferują rolnikom w gminie Baranów… 7 złotych za metr kwadratowy ziemi - mówi. – Sam sprawdzałem, że na totalnym pustkowiu na Mazurach taki metr ziemi kosztuje 15-20 złotych, a oni przyjeżdżają w sam środek Polski, gdzie ziemie są bardzo dobre i oferują 7 złotych. To jest bardzo często ziemia z dziada pradziada - dodaje.
Starszej kobiecie, która ma 20 krów, 5 hektarów ziemi, na których stoi dom, zaproponowali 80 tys. zł i pomoc w znalezieniu domu starców! Tak, są takie rozmowy, ale spółka CPK nie robi tego sama, tylko podnajmuje firmy, które w ich imieniu składają takie oferty.
W przypadku gminy Jaktorów zostanie wywłaszczonych ok. 350 domów, czyli ok. tysiąca osób. – Jak znaleźć w okolicach Jaktorowa tyle mieszkań do wynajęcia? Gdzie mamy się wyprowadzić? Na Śląsk? Do Łomży czy do Gdańska? – pyta Marek Kuran.
"Nazywanie tego wszystkiego konsultacjami to jest mocne nadużycie"
Kontrowersje budzi też sposób przeprowadzenia konsultacji z mieszkańcami. W wielu przypadkach były one zorganizowane niewłaściwie. Zwraca na to uwagę pani Małgorzata z Brzezin.
– Nazywanie tego wszystkiego konsultacjami jest mocnym nadużyciem. To nie były żadne konsultacje, tylko monolog prowadzony przez CPK. Oni sobie nic z tego nie robią. W naszym mieście odbyło się spotkanie, na którym przedstawiciele CPK nie potrafili odpowiedzieć na żadne z zadawanych pytań. Już mieszkańcy, którzy byli na tych spotkaniach, mieli większą wiedzę i doświadczenie w pewnych sprawach niż pracownicy spółki. Ich odpowiedzi były albo wymijające, albo żadne. Dużo słów, zero treści – opowiada kobieta.
Nasza rozmówczyni podkreśla, że przedstawiciele spółki na spotkaniu we wrześniu 2021 roku zarzekali się, że kolejne spotkanie z mieszkańcami odbędzie się w pierwszym kwartale nowego roku. Mamy już sierpień, a spotkanie nie odbyło się. Przygotowano tylko formularz do zadawania pytań na stronie CPK.
Formularz przygotowano także dla mieszkańców gminy Jaktorów. Zdaniem pana Marka forma konsultacji online jest wykluczająca dla części mieszkańców gminy, szczególnie dla starszych osób, które nie posługują się tak swobodnie komputerem. Dlatego wraz z innymi członkami stowarzyszenia, w którym działa, stwierdzili, że wykonają tę pracę za inwestorów. - Wydrukowaliśmy ankiety, poroznosiliśmy po mieszkańcach i potem zawieźliśmy ankiety do siedziby CPK w Warszawie. Było ok. 6 tys. ankiet, żadna z nich nie była pozytywna. Do dziś nie dostaliśmy, żadnej informacji, że wzięli pod uwagę nasz głosy, żadnego raportu. W ankietach zawarliśmy też sugestię, ale też to olali - mówi nam.
Stanowisko CPK ws. konsultacji społecznych
Skontaktowaliśmy się w tej sprawie z rzecznikiem CPK Konradem Majszykiem, prosząc go o odniesienie się do zarzutów o nieprawidłowości ws. przeprowadzania konsultacji społecznych. Otrzymaliśmy odpowiedź, że dla odcinka Warszawa - Łódź (na którym leży gmina Jaktorów i Brzeziny) prowadzone były konsultacje społeczne, w ramach których wpłynęło prawie 19 tys. opinii i uwag mieszkańców.
"Od września do października ub. roku na terenie każdej gminy, przez którą przebiega co najmniej jeden wariant projektowanej linii kolejowej CPK, odbyło się spotkanie z mieszkańcami. Podczas takich spotkań prezentowaliśmy warianty, przedstawialiśmy plany inwestycyjne i odpowiadaliśmy na pytania. Następnie w kwietniu tego roku zorganizowaliśmy spotkania z przedstawicielami samorządów każdej z gmin na terenach planowanych inwestycji kolejowych. Dodatkowo 1 czerwca 2022 r. odbyło się m.in. spotkanie z przedstawicielami Stowarzyszenia Nie dla kolei przez Brzeziny, natomiast 8 czerwca z Łódzkim Zespołem Parlamentarnym ds. CPK, w którym uczestniczyli również mieszkańcy m.in. Brzezin" – przekazał rzecznik.
Odnosząc się do zarzutów pana Marka Kurana ws. wykluczenia z konsultacji starszych mieszkańców gminy, rzecznik zapewnił, że powstały punkty konsultacji w Grodzisku Mazowieckim, Sochaczewie i Żyrardowie, gdzie konsultanci odpowiadali na pytania i pomagali w wypełnieniu ankiet online.
"Wszystkie uwagi, które otrzymaliśmy poprzez formularz online, zostaną uwzględnione w raporcie z konsultacji, który opublikujemy na stronie internetowej CPK. Pisma, które wpłynęły do nas w wersji papierowej, w tym ankiety, nie zostały złożone w wymaganej formie. Mimo to, wychodząc naprzeciw oczekiwaniom mieszkańców, zdecydowaliśmy, że przesłane wnioski również zostaną uwzględnione w raporcie i opublikowane" - przekazał rzecznik.
"Chcemy przeprowadzić naszą inwestycję w zgodzie i dialogu z mieszkańcami, wsłuchując się w ich głos. Dawaliśmy i dajemy mieszkańcom wiele możliwości zgłaszania uwag i wątpliwości".
Magdalena Biejat: Podejście rządu jest skandaliczne
Temat protestów mieszkańców przeciw CPK nie jest obcych również parlamentarzystom. Magdalena Biejat ostatnio spotkała się z mieszkańcami Krasnegostawu i z mównicy sejmowej apelowała do rządu o zwrócenie uwagi na mieszkańców, których domy i miejsca pracy są zagrożone.
- Oni są przerażeni, że dostaną grosze z odszkodowania, nie będą mieli co ze sobą począć. Rozmawiałam z panią, której córka wybudowała dom na działce i po trzech latach dowiedziała się, że niestety ten dom zostanie rozebrany. To jest dramatyczna sytuacja, że ludzie inwestowali w ostatnich latach w swoje domy i gospodarstwa i praktycznie z dnia na dzień dowiadują się, że te inwestycje pójdą w błoto.
Według Magdaleny Biejat podejście rządu do przeprowadzenia tak ogromnej inwestycji jest skandaliczne z dwóch przyczyn: – Po pierwsze rząd kompletnie nie słucha mieszkańców. Przypadek Krasnegostawu jest dla mnie szczególnie uderzający, bo tam mieszkańcy zaproponowali alternatywną trasę dla linii kolejowej CPK, która nie odbiega za bardzo od tej wyznaczonej przez spółkę, ale jednocześnie kluczowe dla lokalnych przedsiębiorstw gospodarstwa oraz ziemie pierwszej i drugiej klasy. Ich przedstawiciele nie są wpuszczani na spotkania, nie chcą ich w ogóle wysłuchać.
Druga rzecz, na którą zawraca uwagę, to kwestia zasadności stworzenia takiej inwestycji, gdy ciągle nie mamy rozwiniętej na przykład kolei regionalnej.
– W dzisiejszych czasach nie jest potrzebna taka mega wielka inwestycja i kolejne szybkie koleje, ale potrzebujemy na gwałt regionalnych połączeń, żeby ludzie mogli poruszać się w ramach swojego województwa i załatwiać swoje sprawy - pojechać do pracy czy lekarza, zawieść dzieci do szkoły. Zwłaszcza dziś, kiedy ceny paliwa są tak wysokie, w to powinniśmy inwestować.
Posłanka zwraca również uwagę, że w przypadku wspomnianego Krasnegostawu wiele osób oprócz nieruchomości w dalszej perspektywie straci miejsca pracy.
– Z jednej strony zabiera im się dorobek życia, możliwości rozwoju, bo ich lokalne przedsiębiorstwa upadną, jak nie będą mieli gdzie uprawiać buraków na cukier czy zlikwiduje się gospodarstwa, w których hoduje się krowy na mleko do znanej spółdzielni mleczarskiej. W dłuższej perspektywie stracą miejsca pracy, a w zamian nie dostaną nic - zaznacza.
O kwestię Krasnegostawu również zapytaliśmy rzecznika CPK. Według jego wiedzy, wariant zaproponowany przez mieszkańców jest analizowany. "Zaproponowany przez mieszkańców przebieg linii znacząco odbiega od tych wskazywanych przez wykonawcę studium wykonalności (znajduje się po drugiej stronie rzeki Wieprz i planowanego sztucznego zbiornika wodnego). Mimo to wykonawca STEŚ został przez nas zobowiązany do wykonania analiz proponowanego przebiegu" – przekzał nam.
Co z odszkodowaniami za wywłaszczenie?
Pod artykułami w lokalnej prasie czy w mediach społecznościowych pojawia się bardzo dużo komentarzy, które zarzucają protestującym, że chcą "wyciągnąć od rządu grube miliony" a za "potężne odszkodowanie kupią sobie nowiusieńkie domy". Jednak w polskim prawie zasady otrzymywania odszkodowań są sztywno ustalone. O szczegóły procesu wywłaszczenia i odszkodowania zapytałam prawnika Mirosława Ochojskiego, prezesa zarządu INLEGIS Kancelarie Prawne.
Tłumaczy on, że po procesie administracyjnym, w którym odpowiedni organ administracji rządowej decyduje o wydaniu pozwolenia na inwestycję, następuje przeniesienie prawa własności z dotychczasowego właściciela na Skarb Państwa lub właściwą jednostkę samorządu terytorialnego. – Nieruchomość należy wydać po tym, jak decyzja stanie się ostateczna, chyba że nadano jej rygor natychmiastowej wymagalności. Biorąc pod uwagę, że większości decyzji rygor jest nadawany, to ustawowy termin 120 dni na wydanie nieruchomości zamieszkałej nie musi być przestrzegany. Aby otrzymać 5 proc. premii do odszkodowania, należy wydać nieruchomość inwestorowi w 30 dni.
Natomiast postępowanie o odszkodowanie toczy się odrębnie. – Dopiero wydanie decyzji administracyjnej, która pozwala na przejęcie nieruchomości, jest przesłanką do wszczęcia postępowania o ustalenie odszkodowania. Teoretycznie organ ma 60 dni, w praktyce termin jest nie do utrzymania, realnie trwa to 6 miesięcy, a wypłata odszkodowania następuje średnio po kilkunastu miesiącach – wyjaśnia prawnik.
Zatem może być tak, że osoby dostaną odszkodowania przed upływem okresu potrzebnego na opuszczenie domu, ale równie dobrze te terminy mogą się nie zazębić. I tu pojawiają się problemy, bo nieruchomość należy opuścić, a pieniędzy z odszkodowania ciągle nie ma. Drugi scenariusz ma miejsce dużo częściej.
Co prawda, jeśli inwestor żąda opróżnienia lokalu szybciej (w rygorze natychmiastowej wykonalności), to ma obowiązek zapewnienia lokalu zastępczego, ale to rodzi kolejne problemy. Wywłaszczeni stoją przed dylematem, czy wydać w ciągu 30 dni i dostać premię, czy zostać wyrzuconym i dostać lokal zastępczy. – Zwykle inwestor nie żąda opuszczenia domu w ciągu 30 dni, tylko w ciągu 2-3 miesięcy, więc może się okazać, że jeśli się wyda dobrowolnie, to nie dostanie się lokalu zastępczego - zauważa Ochojski.
Protestujący przeciw budowie infrastruktury CPK podkreślają, że boją się niskich odszkodowań, przez co nie zachowają obecnego standardu życia. Ich obawy są uzasadnione, bo na gruncie polskiego prawa wywłaszczeni otrzymują odszkodowanie w wysokości wartości rynkowej nieruchomości. – Rzeczoznawca ocenia, za ile dana osoba mogłaby tę konkretną nieruchomość sprzedać w warunkach dobrowolności, czyli za ile ta nieruchomość mogłaby być sprzedana na rynku z uwzględnieniem standardu, położenia, stopnia zużycia i innych cech – tłumaczy prawnik.
Zatem to nie tak, że za odszkodowanie jesteśmy w stanie wybudować nowy dom. – W polskim prawie uwzględnia się stopień zużycia. Ustawodawca zakłada, że osoba za odszkodowanie odkupi podobną nieruchomość używaną. Polski system prawa jest zero-jedynkowy: straciłeś nieruchomość o takiej wartości, to taką wartość dostajesz – mówi nam prawnik.
Zupełne inne są wytyczne Banku Światowego, który ustala minimalne standardy dla przymusowych przesiedleń. Tam naprawa szkody polega na prawie do fizycznego odtworzenia nieruchomości. W tym przypadku rzeczoznawca ma obowiązek ustalić wartość materiałów, wniesionej pracy, podatku, transportu, niezbędnych do fizycznego odtworzenia nieruchomości o podobnej powierzchni i standardzie. W Polsce, jeśli ktoś ma 40- letni dom to z założenia dostanie połowę kwoty niezbędnej do wybudowania nowego.
Wysłuchanie publiczne
W czerwcu rząd przyjął projekt noweli o gospodarce nieruchomościami zmieniający sposób określania wysokości odszkodowania za wywłaszczenia nieruchomości pod inwestycje celu publicznego. Rozwiązania zawarte w ustawie mają być stosowane przy nabywaniu nieruchomości pod budowę CPK i przyszłych inwestycji. Według pełnomocnika rządu ds. CPK Marcina Horały specustawa ma być korzystniejsza dla wywłaszczanych, bo ze względu na inwestycję celu publicznego dostaną odszkodowanie większe niż wynosi rynkowa wartość nieruchomości.
Również zdaniem rzecznika CPK procedowana ustawa "usuwa niesprawiedliwości społeczne obecnego systemu odszkodowań i przyjmują rozwiązania szeroko stosowane w krajach Unii Europejskiej".
"W dużym skrócie na proponowanych zmianach wywłaszczani mieszkańcy nie stracą, a zyskają. Do wartości nieruchomości w każdym przypadku dodawany będzie bonus pieniężny, stanowiący zryczałtowany ekwiwalent kosztów przeprowadzki, czynności prawnych itp. - dotychczas nie refundowanych. Bonus pieniężny jest również swoistym wynagrodzeniem za sam fakt przymusowego przejęcia własności nieruchomości. Bonus wyniesie bazowo 20 proc. wartości nieruchomości i 40 proc. wartości obiektów budowlanych".
Jednak protestujący widzą też wiele wad i uważają, że pod płaszczykiem "dobrej ustawy dla ludzi" będą jeszcze bardziej uciemiężeni.
– Obecna ustawa wywłaszczeniowa już jest krzywdząca, a pan Horała chce ją jeszcze bardziej pogorszyć. To nie jest dla naszego dobra tylko po to, aby na nas zaoszczędzić - mówi Małgorzata Dybała z Brzezin. Pan Marek zwraca uwagę na fakt, że obecnie, jeśli dana inwestycja nie powstanie, to wywłaszczenie jest cofnięte, a specustawa to likwiduje. Zastanawia się, co będzie jak CPK nie powstanie, a oni zostaną wywłaszczeni.
Protestujący mają więcej obaw, dlatego zorganizowano specjalne wysłuchanie publiczne, które odbyło się 4 sierpnia w gmachu Sejmu, podczas którego mieszkańcy podzielili się swoimi obawami z politykami. Moi rozmówcy mówili, że biorą specjalnie wolne, aby tam pojechać. Pan Wojciech z Zamościa, którego rodziny dom ma być wywłaszczony, przysłał nam swoje wystąpienie, które planuje wygłosić przed politykami. Oto fragment:
"Jeszcze raz apeluję o zdrowy rozsądek. Usiądźcie do rozmów ponad podziałami politycznymi! Zaprzestańcie prac nad ustawą o gospodarce nieruchomościami! Ta ustawa w całości nadaje sie do kosza. Ta ustawa zniszczy nam życie. Rządzący!!! Zgotujecie Polakom prawdziwą gehennę! Zniszczycie życie tysiącom polskich rodzin! Odbierzecie nam to, co budowalimy przez lata - często dorobek wielu pokoleń. Chcecie jawić się mianem partii, która jest bliżej ludzi, partii przywracającej sprawiedliwość? W rzeczywistości tworzycie haniebne prawo, które dzieli Polaków, zabiera im dorobek całego życia, upadla i odbiera godność. Ta ustawa nie ma nic wspólnego z zasadą sprawiedliwości społecznej!"
Kiedy część przedstawicieli protestujących mieszkańców broniła swoich domów i gospodarstw w starciu z politykami, inni głośno protestowali pod budynkiem Sejmu. Wśród nich była rodzina ze Żdanowa pod Zamościem, która przyjechała wraz ze swoim niepełnosprawnym synem. – Latami budowaliśmy dom, który będzie przystosowany do naszego dziecka, teraz chcą go wyburzyć - powiedział reporterce TVN24 ojciec chłopca.
Stanowisko rzecznika CPK ws. protestów
Nie mogliśmy nie zapytać rzecznika CPK Konrada Majszyka o jego stanowisko w sprawie licznych protestów mieszkańców. Otrzymaliśmy odpowiedź: "Projekt inwestycyjny o tak dużej skali, jak CPK, obejmujący swoim zasięgiem w części kolejowej obszar niemal całej Polski i zmieniający mapę transportową kraju może budzić emocje. Rozumiemy je i nie odmawiamy nikomu prawa do wyrażania własnych opinii. W tej sytuacji bardzo ważny jest dialog, dlatego wychodzimy do mieszkańców obszarów, na których powstaną lotnisko i nowe linie kolejowe organizując konsultacje społeczne w skali, jakiej dotychczas nie było".
"Protesty są zapewne nieuniknione, jeśli weźmiemy pod uwagę skalę planowanych inwestycji. Proponuję jednak zadać sobie pytanie, czy protestujący występują w imieniu wszystkich mieszkańców. Czy reprezentują ludzi także z tych miast, które dziś są pozbawione transportu kolejowego, a dzięki CPK wyjdą ze strefy wykluczenia transportowego, jak np. Jastrzębie-Zdrój czy Łomża? Czy działają także w imieniu pasażerów, którym inwestycje CPK pozwolą na dwukrotne skrócenie czasów przejazdu do Warszawy, np. Wrocławia, Rzeszowa, Zamościa, Giżycka, czy Kielc? Czy wypowiadają się w imieniu mieszkańców mniejszych ośrodków miejskich do których dotrą nowe linie kolejowe, dziś odciętych od perspektyw dostępu do lepszej nauki, pracy czy udziału w życiu kulturalnym?"
Protestujący mieszkańcy nie zamierzają odpuścić. I protestować w imieniu innym niż swoim i swoich rodzin.