Żeby ocalić ukochaną żonę, poszedł za nią do Auschwitz. Przejmująca historia rodziny Kuligów
Rodzina Kuligów – Franciszka, jej mąż Wawrzyniec oraz ich dzieci – miała nieszczęście mieszkać we wsi w okolicy obozu Auschwitz. Choć małżeństwo starało się na różne sposoby wspierać więźniów, choć zdawali sobie sprawę, co mogłoby ich czekać, gdyby Niemcy dowiedzieli się o ich działalności, to nawet w najczarniejszych snach nie śniło im się, jaka tragedia dotknie ich rodzinę, jak dramatycznie piętno na ich życiu odciśnie przypadek.
– To jest książka nie tylko o dramacie rodziny Kuligów. To jest ksiażka o dramacie ludzi, którzy mieszkali wokół obozu, którzy nie pozostawali głusi na nieszczęście osób zamkniętych w Auschwitz, ale jest to również historia Jana Nowaczka, który także był więźniem Auschwitz, któremu udało się uciec z tego obozu (...) Ten człowiek ponownie złapany i ponownie osadzony wymyślił sobie, że ocali swoje życie współpracując z Niemcami, wydając po kolei wszystkich tych, którzy pomagali mu w ucieczce – mówi Nina Majewska-Brown.
1 września 1941 roku w niemieckim mundurze z pistoletem w kieszeni i na rowerze ucieka z Auschwitz Jan Nowaczek. Los sprawia, że ratując się przed pościgiem, trafia do mieszkających w pobliżu Franciszki i Wawrzyńca Kuligów. Mimo obawy o własne życie rodzina pomaga zbiegowi. Jakież jest ich zdziwienie, gdy po kilku miesiącach Nowaczek ponownie pojawia się w ich domu w towarzystwie esesmanów, zdradzając osoby które pomogły mu w ucieczce.
Autorka książki "Ocalona z Auschwitz. Pójdę za Tobą na koniec świata" dodaje, że szacuje się, że Nowaczek wydał 120 osób. 120 niewinnych osób, które udzieliły mu wsparcia. – Wydał dziesiątku ludzi, którzy za jego ucieczkę zapłacili najwyższą cenę, bo zostali rozstrzelani – podkreśla pisarka.
Wśród tych, którzy pomogli byli też Francisza i Wawrzyniec. Do Auschwitz najpierw trafiła ona. Kobieta w dziewiątym miesiącu ciąży była przesłuchana, bita, brutalnie traktowana. Zaryzykować wszystko, ale ocelić jej życie, postanowił mąż Franciszki. Wawrzyniec zgłosił się za nią do obozu.
– To najtrudniejsza książka, jaką przyszło mi napisać. Jest to historia mrożąca krew w żyłach. Bolesne wspomnienia, które kładą się cieniem na kolejnych pokoleniach. (...) Żeby coś takiego napisać, na pewien czas staję się bohaterką. Myślę, jak ona, czuję, jak ona, a później trafiam na kozetkę do mojej pani psycholog, żeby trochę odreagować. Te opowieści powodują, że nie śpi się po nocach, ale sprawiają też, że docenia się drobne rzeczy – zaznacza Nina Majewska-Brown.
O spisanie tej historii autorkę poprosiła rodzina Franciszki – jej córki, Maria i Stefania – co owszem było wzruszające, ale taka odpowiedzialność ma też swoją wagę. – Jest to historia rozwarstwiona po wielokroć na różnych płaszczyznach, głównie tej psychologicznej, która mi jest najbliższa – mówi Nina Majewska-Brown.
Być może właśnie dlatego, czytając książkę, ma się wrażenie, że postaciom autorka nie chciała wystawić pomnika, nie chciała stawiać ich na piedestale. Chciała natomiast stworzyć bohaterów z krwi i kości, ludzi, którzy mają watpliwości, których paraliżuje lęk o najbliższych.
Więcej o książce i o niełatwej pracy nad nią, można usłyszeć słuchając rozmowy z Niną Majewską-Brown w podcaście naTemat.