Reżim Łukaszenki robi propagandę z wizerunkiem... nieżyjącego Polaka

Adam Nowiński
10 sierpnia 2022, 13:53 • 1 minuta czytania
Białoruska propaganda swego czasu zdążyła odmienić nazwisko Emila Czeczki przez wszystkie przypadki. Reżim przy wykorzystaniu wizerunku polskiego dezertera próbował tłumaczyć, że to Białoruś jest "dobrą" stroną w konflikcie migracyjnym na granicy z Polską. Jak się okazuje, propagandyści swojej działalności nie zaprzestali i nadal publikują billboardy z Czeczko, chociaż ten od kilku miesięcy nie żyje.
Reżim Łukaszenki wykorzystuje wizerunek Czeczki nawet po jego śmierci. Fot. screen / Россия 24

"Białoruski reżim wykorzystuje wizerunek nieżyjącego dezertera i zdrajcy Emila Czeczko do realizacji dezinformacyjnych i prowokacyjnych działań wobec Polski" – napisał na Twitterze Stanisław Żaryn.

Rzecznik ministra-koordynatora służb specjalnych podał, że jeden z propagandowych billboardów znajduje się przy wyjeździe z Białorusi w stronę granicy z Polską. Widnieje na nim wizerunek Czeczki i napis: "Mam czyste sumienie. A Ty?". "Za kampanię, której billboard jest częścią, odpowiada organizacja prowadzona przez białoruskiego, prorosyjskiego propagandystę i aktywistę Dymitra Bieliakowa, który po wybuchu kryzysu migracyjnego na granicy RB-PL zaangażował się w prowadzenie antypolskiej operacji informacyjnej, pozycjonując się jako prołukaszenkowski obrońca praw człowieka" – wyjaśnia w dalszym poście Żaryn.

Według jego informacji Bieliakow już wcześniej wykorzystywał Czeczkę do działalności dezinformacyjnej dotyczącej działań Mińska i Moskwy.

Dezercja Czeczki

"Wczoraj, 16 grudnia br. o godz. 17.50 funkcjonariusz Sił Zbrojnych RP, Emil Cz., urodzony w 1996 r., został zatrzymany przez białoruskich strażników granicznych na posterunku granicznym Tuszemlia Grupy Grodzieńskiej Straży Granicznej w pobliżu granicy białorusko-polskiej" - informowały w połowie grudnia ubiegłego roku o ucieczce Czeczki media, cytując najpierw komunikaty władz Białorusi. Potem potwierdziły to też polskie władze.

Czytaj też: Co grozi rosyjskim żołnierzom za dezercję? Kiedyś kulka w łeb, dzisiaj kary są lżejsze

Przypomnijmy, że po dezercji żołnierza na Białoruś, okazało się, iż miał on także problemy z prawem. W sądzie w Olsztynie toczył się proces, w którym Emil Czeczko był oskarżony m.in. o znęcanie się nad własną matką. Zapadł nawet prawomocny wyrok w tej sprawie.

To jednak nie wszystko. Podczas pobytu na Białorusi dezerter oczernił polskie służby. W jednym z wywiadów dla białoruskiej telewizji mówił, że strażnicy i przełożeni przerzucali go w wiele miejsc, stąd nie pamięta, gdzie dochodziło do zabijania migrantów. – Mówili nam, że będziemy pilnować płotu. Najpierw mówili, że będziemy jeździć na patrol, a potem strzelaliśmy w lesie do ludzi – twierdził w tej rozmowie.

Jak dodał, nie mógł się temu sprzeciwić, ponieważ "byłby już martwy". –  Uczestniczyłem w dziesięciu takich sytuacjach – oświadczył wtedy na antenie ONT. Przyznał się także do picia alkoholu na służbie. – Tam nas upijali, dawali broń. Rano człowiek nie pamiętał dokładnie, czy strzelał do ludzi – mówił wówczas.

Śmierć i pogrzeb

17 marca białoruska agencja państwowa Belta poinformowała, że polski żołnierz-dezerter Emil Czeczko został znaleziony martwy w Mińsku. Podobno powiesił się w swoim mieszkaniu.

Takie same informacje podaje białoruski Komitet Śledczy. Według nich Emil Czeczko został znaleziony martwy (powieszony) w swoim mieszkaniu w stolicy Białorusi. Śledczy rozważali wszystkie możliwe wersje jego śmierci, w tym jej "brutalny charakter".

Były polski żołnierz został pochowany na cmentarzu wojennym w znajdującej się w obwodzie mińskim wsi Dołhinów (gdzie spoczywają także żołnierze polegli w wojnie polsko-bolszewickiej w 1919 roku). Ceremonię pogrzebową odprawił katolicki ksiądz, a na grobie położono wieńce w barwach flag polskiej i białoruskiej.

Finlandia ma billboardy dla Rosjan

Ostatnio w jednym z europejskich krajów można było zaobserwować inny przykład kampanii billboardowej. Od początku sierpnia przy przejściu granicznym w miejscowości Vaalimaa ruszyła akcja skierowana prosto do turystów z Rosji. Obywatele Finlandii witają swoich sąsiadów specjalnym billboardem, który przypomina o wojnie w Ukrainie.

"Kiedy jesteś na wakacjach, nie wszyscy Ukraińcy mają dokąd wrócić" – możemy przeczytać na billboardzie sfinansowanym przez fiński młodzieżowy ruch nacjonalistyczny Kokoumusnuoret.

Powodem ruszenia z akcją jest wzrost liczby wiz wydawanych przez Finlandię dla Rosjan. Dzięki temu turyści mogą dalej podróżować do innych krajów ze strefy Schengen. Przedsięwzięcie dotarło nie tylko do turystów, ale również do internautów. W mediach społecznościowych publikowane są zdjęcia baneru oraz apele o zamknięcie granic.

"Nie chcemy, aby Rosjanie przekraczający naszą granicę cieszyli się wakacjami w Unii Europejskiej, podczas gdy Ukraińcy cierpią" – możemy przeczytać między innymi na Twitterze. Specjalny komunikat wydali także autorzy akcji.

"Żądamy jak najostrzejszych sankcji i zamknięcia granicy. Domagamy się od rządu powrotu z wakacji i zakazu wydawania wiz" – czytamy na oficjalnej stronie młodzieżowego ruchu Kokoumusnuoret.