Zakonnik kupował za gotówkę drogie apartamenty. Wierni wynajęli detektywa
- 52-letni salezjanin Henryk Łącki z Dębna kupował za gotówkę drogie mieszkania
- Jego działalność oburzyła wiernych z parafii. Zatrudnili detektywa, aby to sprawdził
Sprawę opisała szczecińska "Gazeta Wyborcza". Jak czytamy na stronie gazety, wszystko zaczęło się od zdjęć, jakie jedna z mieszkanek Dębna zamieściła w mediach społecznościowych.
Znalazły się osoby, które chciały sprawdzić, do kogo należy apartament. Właścicielem okazał się 52-letni salezjanin Henryk Łącki z Dębna, dyrektor tamtejszego domu zakonnego. – To złamanie obowiązującej w zakonie przysięgi ubóstwa – tłumaczyli gazecie wierni.
Zakonnik kupił drogie mieszkania za gotówkę
"Wyborcza" podaje, że należąca do zakonnika nieruchomość, w której sfotografowała się na wakacjach mieszkanka Dębna, ma 30 m kw. i mieści się w ośrodku Azure Premium w Kołobrzegu.
"Spora część apartamentów w tym budynku jest przeznaczona na wakacyjny wynajem. W sezonie doba kosztuje 500 zł lub więcej. Zakonnik kupił tę nieruchomość w 2019 r. Za gotówkę" – czytamy w tekście na ten temat.
Wierni zaczęli działać. Poprosili o pomoc znajomego detektywa z Warszawy. W czerwcu zajął się tą sprawą. Detektyw ustalił, że 52-letni proboszcz Łącki kupił jeszcze – także za gotówkę – jeden apartament w Kołobrzegu. Było to 75 m kw. w obiekcie Westin House Resort. 52-letni salezjanin nabył tam także stanowisko w hali garażowej i komórkę lokatorską.
To nie wszystko. Jak podaje "GW", wcześniej ksiądz zakonnik z Dębna kupował nadmorskie nieruchomości w Łebie. Ks. Łącki, wspólnie z siostrą, kupił tam dwa 30-metrowe mieszkania w budynku przy ul. Kwiatkowskiego. "Wyborcza" policzyła, że dwa apartamenty w Kołobrzegu mogły orientacyjnie kosztować w sumie ponad 1,5 mln zł. Dwa mieszkania w Łebie mogą być warte milion.
Ksiądz przepisał część z nich na siostrę
Dziennikarze także sami sprawdzili księgi. Jak ustalili, oba apartamenty w Kołobrzegu kupował ksiądz Łącki. Wspólnie z siostrą nabył też dwa mieszkania w Łebie. Jednak – jak ustalili – w sierpniu w księgach pojawił się wpis, że wszystko: mały i duży apartament, komórkę i stanowisko garażowe w Kołobrzegu ksiądz przepisał na siostrę.
7 sierpnia, jak dowiedzieli się wierni podczas mszy, ksiądz Łącki nie pełnił już obowiązków proboszcza. "Nie został jednak odwołany, a tylko zwolniony ze sprawowania czynności związanych z tą funkcją" – czytamy.
Dodajmy, że z kolei we wtorek media obiegła informacja, że proboszcz parafii w Domostawie na Podkarpaciu przelał na swoje prywatne konto 2 mln zł z konta parafialnego. Sprawą zajął się już także biskup sandomierski Krzysztof Nitkiewicz, który zarządził kościelne postępowanie sprawdzające. O sprawie powiadomiono służby.