"Zobaczy pan". Giertych pokazał dwie rzeczy, które mówią wszystko o działaniach policji
- Roman Giertych zwrócił się na Twitterze do komendanta głównego policji: "Panie komendancie, zobaczy Pan, jak w polityce wszystko szybko się zmienia"
- Chodzi o działania stróżów prawa w dwóch sprawach: Roberta Tekielego i Gabrieli Lenartowicz
- Wygląda na to, że prawicowy publicysta nie poniesie żadnych konsekwencji za swój wpis na Twitterze, z kolei nad posłanką PO wisi groźba utraty immunitetu
Roman Giertych porównał dwie sprawy, o których w ostatnim czasie dużo się mówi. Prawnik i były wicepremier pokazał tym samym, w jaki sposób działa polska policja i co w kraju, w którym rządzi partia Jarosława Kaczyńskiego, jest priorytetem.
"Posłanka PO przeszła na czerwonym świetle? Komendant Policji składa wniosek o uchylenie immunitetu. Publicysta związany z PiS wzywa do zabójstwa lidera PO? Komendant Policji nie robi nic. Panie komendancie, zobaczy Pan, jak w polityce wszystko szybko się zmienia. Zobaczy pan".
"Panie komendancie, zobaczy Pan"
Pierwsza sprawa dotyczy posłanki PO Gabrieli Lenartowicz, która może stracić immunitet za przejście na czerwonym świetle podczas protestu w miejscowości Chałupki, niedaleko granicy z Czechami.
Chodzi o manifestację z kwietnia 2020 roku przeciwko pandemicznym regulacjom, które utrudniały życie mieszkańcom przygranicznych miejscowości. Policji jako dowód posłużyło nagranie z lokalnych mediów. Protest relacjonowali dziennikarze portalu "Nowiny", których kamera zarejestrowała, jak posłanka przechodzi na czerwonym świetle.
– Wokół byli policjanci. Nikt się słowem nie odezwał. W sumie to trudno się dziwić, bo droga, przez którą przechodziłam, była w zasadzie nieużywana w związku z ograniczeniami na przejściu granicznym – tłumaczyła posłanka.
Mandatu nie przyjęła, a w sierpniu 2020 do Sejmu trafiło pismo od komendanta głównego policji, który zwrócił się o wyrażenie zgody na pociągnięcie posłanki do odpowiedzialności za przejście na czerwonym świetle, czyli uchylenie jej immunitetu. Sprawa od dwóch lat czeka na rozpatrzenie przez Komisję Regulaminową, Spraw Poselskich i Immunitetowych.
Prawicowy publicysta o "odstrzeleniu" Tuska
I właśnie działania policji w tej "aferze" Roman Giertych porównał z drugą sprawą, czyli szokującym wpisem Roberta Tekielego na Twitterze. Przypomnijmy, prawicowy publicysta stwierdził, że najlepsze dla PiS byłoby "odstrzelenie" Donalda Tuska trzy miesiące przed wyborami.
Post szybko został usunięty, a głos zabrał sam Tekieli, który usiłował wytłumaczyć internautom, że niesłusznie zarzucono mu złe intencje. "Oczywiście chodzi o wymienienie lidera" – napisał, aby następnie podkreślić, że "tylko w mózgach chorych można traktować to niemetaforycznie". Jednak zdaniem wielu komentatorów było to podżeganie do zabójstwa. "Oni na poważnie nawołują do zamordowania lidera opozycji" – ocenił Giertych. Były wicepremier, powołując się na paragrafy kodeksu karnego, stwierdził, że publicysta powinien zostać zatrzymany. Dodał, że skandaliczny wpis był publiczny, więc nie jest koniecznie zawiadomienie.
Sprawę skomentował także Jerzy Dziewulski. "To jest powód do natychmiastowego powiadomienia policji. Takie wezwania są często odbierane jako zadanie do wykonania dla swoich zwolenników, a przeciwników Donalda Tuska. Znam wiele przykładów, gdzie właśnie nawoływanie, nawet pojedyncze, ale publiczne, wywoływało skutek. POLICJA DO ROBOTY" – napisał były antyterrorysta.