Czegoś takiego nie było nawet w PKO Ekstraklasie. Bramka samobójcza... z połowy boiska
- Stal Mielec wypunktowała na swoim terenie Śląsk, zgarniając trzy punkty
- "Ozdobą" meczu była gol samobójczy, którego gracz Śląska strzelił z połowy
- Raków został tymczasem gładko rozbity, w Krakowie nie dał rady Pasom
Wynik meczu w Mielcu już w 24. minucie otworzył Said Hamulic, który wykorzystał podanie 19-latka Fryderyka Gerbowskiego. Stalowcy kontrolowali grę, a Śląsk tradycyjnie już niemal nie był w stanie odwrócić losów spotkania. A gdy zaczął atakować po przerwie, sam zrobił sobie krzywdę i pozbawił się nadziei na choćby punkt wywieziony z Podkarpcia. I to jak to zrobił.
W 69. minucie gry Javier Hyjek chciał na środku boiska wycofać piłkę do swojego golkipera. Zrobił to koszmarnie, a czegoś takiego nie było nawet w PKO Ekstraklasie. Pomocnik uderzył piłkę wysoko, ta przelobowała niefortunnie wychodzącego Michała Szromnika i wpadła do bramki wrocławian. Hyjek strzelił efektownego "swojaka", a chwilę później zszedł załamany z murawy.
A jego Śląsk Wrocław znów nie wygrał i w ostatnich trzech meczach wywalczył raptem punkt. Zespół Ivana Djurdjevicia gra tak, że zaczyna wyglądać na kandydata do walki o ligowy byt w obecnym sezonie. Co innego Stal Mielec, którą znów skreślano, a która wygrała po raz czwarty i już jest ósma w tabeli PKO Ekstraklasy. Zespół Adama Majewskiego wykorzystuje swoje szanse i za to należą mu się pochwały.
Stal Mielec - Śląsk Wrocław 2:0 (1:0) Bramki: Said Hamulic (24), Javier Hyjek (69-samobójcza)
Raków Częstochowa w drodze w górne rejony tabeli zagościł w Krakowie i tym razem spod Wawelu wrócił rozbity i pokonany bardzo mocno. Pasy wyszły na prowadzenie po niemal trzydziestu minutach gry, gdy kapitalnie z rzutu wolnego przymierzył Jewhen Konopljanka. Ukrainiec pięknie fetował gola, koledzy z drużyny zrobili kołyskę, ale to był dopiero początek emocji przy Kałuży.
W 32. minucie krakowianie popisowo skontrowali gości, a Mathias Rasmussen znalazł podaniem Michała Rakoczego, który z pierwszej piłki strzelił nie do obrony. Zespół Marka Papszuna dostał drugi cios przed przerwą, ale jeszcze nie leżał na deskach. Sęk w tym, że nie potrafił odwrócić losów meczu, a Cracovia grała swoje i była gotowa na ofensywę Medalików.
Wynik ustalił już w 49. minucie Michał Rakoczy, gdy Michał Siplak zgrał mu piłkę w pole karne, a snajper płaskim strzałem podwyższył na 3:0. To był już nokaut, po którym piłkarze Rakowa się nie podnieśli. Ponieśli za to drugą porażkę w sezonie i na razie muszą się zadowolić siódmą pozycją w tabeli. A krakowianie wrócili do dobrej gry po czterech meczach bez wygranej i są obecnie trzecią siłą PKO Ekstraklasy.
Cracovia Kraków - Raków Częstochowa 3:0 (2:0) Bramki: Jewhen Konopljanka (28), Michał Rakoczy (32, 49)
W ostatnim sobotnim meczu Lechia Gdańsk podejmowała na swoim boisku Wartę Poznań i zremisowała z Zielonymi bezbramkowo. Lechia zajmuje miejsce 18. i gra fatalnie. Ale i tak zdobyła pierwszy punkt od czterech meczów. Warta plasuje się na pozycji dziesiątej.