W Górnym Karabachu znowu wrze. Armenia prosi Putina o pomoc. "To akt rozpaczy. Rosja im nie pomoże"
- Wojska azerskie dokonały ostrzału artyleryjskiego i lotniczego w południowo-wschodniej części Armenii, według której ataki były wymierzone zarówno w cele wojskowe, jak i cywilne. Z kolei Azerbejdżan twierdzi, że przyczyną walk była próba sabotażu ze strony Armenii i oświadczenia o inwazji określa "absurdem"
- Władze Erywania poprosiły o wsparcie Rosję. Premier Armenii, Nikol Paszynian, miał odbyć rozmowę telefoniczną z Władimirem Putinem
- Armenia i Azerbejdżan od lat 80. toczą terytorialny spór o Górski Karabach. W 2020 roku doszło do zawieszenia konfliktu. Wówczas układ sił wyglądał tak, że Armenia była wspierana przez Rosję i uzyskała od niej gwarancje bezpieczeństwa. Rosyjskie wojska pełniły funkcje "sił pokojowych" w regionie
Konflikt na linii Armenia-Azerbejdżan ponownie się zaostrzył. Erywań prosi o pomoc Rosję. Czy zajęty wojną w Ukrainie Putin zareaguje?
Całe rosyjskie wojsko, które było zdolne do użycia, w miarę wyszkolone i wyposażone, jest już na froncie w Ukrainie. Armenia raczej nie ma na co liczyć. Moim zdaniem sytuację tego kraju może uratować jedynie dyplomacja. Z kolei Azerbejdżan ma sojuszników – głównie Turcję i Kazachstan.
Putin tu już nic nie może zrobić i nie zrobi. Nie jest w stanie. Jego relacje z Turcją i z Kazachstanem nie są poprawne, w związku z czym nie może liczyć na mediacyjną postawę tych państw.
Dyplomacja których państw mogłaby wesprzeć Armenię?
Zdaje się, że w tym przypadku powinny zadziałać Stany Zjednoczone. Trzeba szukać rozwiązania na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ. Choć, prawdę mówiąc, nie wiem, czy jakieś kraje są w stanie wstawić się za Armenią.
Armenia jest członkiem Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, ale na Białoruś liczyć nie może, Kirgizja odpada, a z Rosją już nikt się nie liczy.
Natomiast Azerbejdżan jest zdeterminowany, więc będzie chciał ten problem – który widzi ze swojej perspektywy – rozstrzygnąć na swoją korzyść. Będzie działał do końca.
Być może jednak wsparciem dla Armenii byłaby jakaś misja dyplomatyczna wysłana do Ankary i do Nur-Sułtanu, która próbowałaby przekonać przywódców tych państw, by oni z kolei wpłynęli na dowódcę Azerbejdżanu, aby ten chciał ustąpić, zaprzestał agresywnej polityki, zaprzestał tej wojny. Wojny, która do niczego dobrego nie doprowadzi.
Mimo zawieszonego w 2020 r. konfliktu w Górskim Karabachu Azerbejdżan i Armenia co chwila oskarżają się nieprzestrzeganie porozumienia, o ataki. Zresztą w tym regionie wrze od lat, a żadna ze stron nie chce odpuścić. Czy istnieje szansa na pokojowe rozwiązanie tej sytuacji?
Azerbejdżan nie odpuści, a Armenia będzie chciała swoje cele osiągać. Choć moim zdaniem w takiej sytuacji, w jakiej jest Armenia – jeśli nie pomoże jej świat – jest ona skazana na porażkę. Ta wojna będzie trwała, dopóki Armenia nie odpuści, ponieważ Azerbejdżan ma zdecydowaną przewagę.
Ten konflikt może jakkolwiek wpłynąć na wojnę w Ukrainie?
Nie. W tej chwili strefa wpływów Putina została mocno ograniczona. Układ o Bezpieczeństwie Zbiorowym de facto nie funkcjonuje – tam nie dzieje się nic ani politycznie, ani militarnie. Putin wszystkie wojska, które były do tej pory w tym regionie ściągnął do Ukrainy, bo były mu tam potrzebne.
I nie wrócą do Górskiego Karabachu...
Nie wrócą, bo nie ma kto wrócić. Wojska rosyjskie zostały pokiereszowane. Moim zdaniem Putin ma świadomość tego, że imperium traci wpływy w niektórych regionach, a konfrontacja z Azerbejdżanem, który jest na tę konfrontację gotów, nie ma szans powodzenia w przypadku Rosji. Kazachstan, Azerbejdżan, poczuły powiew wolności i okazję do uwolnienia się od wpływów Moskwy i tę szansę wykorzystują.
Skoro jednak Premier Armenii, Nikoł Paszynian, miał rozmawiać przez telefon z Putinem, oznacza to chyba, że niektórzy wciąż wierzą w możliwości prezydenta Rosji.
Telefon do Putina z Armenii jest takim aktem rozpaczy, bo Armenia stoi pod ścianą. Ma świadomość tego, że poza Rosja nikt nie jest w stanie im pomóc, ale właściwie wie również o tym, że Rosja też nie pomoże.
Czy może zdarzyć się cokolwiek, mam na myśli wojnę w Ukrainie, co sprawiłoby, że Rosja jeszcze pokaże się jako imperium? Możliwy jest jakikolwiek zwrot?
Nie będzie przełomu. Rosjanie nie mają możliwości odtworzenia zdolności operacyjnych. Nie zdecydują się również na mobilizację, bo musieliby mieć kogo mobilizować, a od 20 lat nie szkolili rezerw, co oznacza, że z punktu widzenia wojskowego mobilizacja byłaby nieuzasadniona.
Rosja ma jednak jeszcze jeden argument – broń jądrową. Zawsze, gdy ktoś mnie o to pyta, odpowiadam tak: Rosjanie mogą się nie zawahać przed jej użyciem, ale czy mają pewność, że Ukraińcy nie mają broni jądrowej?
Kiedy byłem na konferencji w Stanach Zjednoczonych, jeden z moich adwersarzy powiedział, że państwo, które miało broń jądrową, ale się jej wyzbyło, nadal dysponuje możliwościami jej posiadania, bo zachowało na pewno know-how. Jestem skłonny uwierzyć – i przekonuję o tym w mediach – że Ukraińcy całkowicie nie pozbawili się dostępu do broni jądrowej.
Rosyjskie społeczeństwo zdaje się niecierpliwić, a pewnie będzie jeszcze gorzej z powodu kolejnych ograniczeń. To koniec Putina czy może jednak wiara w to jest hurraoptymizmem?
Myślę, że to, co pani mówi, jest jak najbardziej uzasadnione i to z dwóch powodów. Pierwszy – Putin przegrywa wojnę. Drugi – jego elity, te, które on zbudował, całkowicie się skompromitowały. Ich dzieło poległo na polach Ukrainy, a awantura, którą wywołali – i byli przekonani, że mogą odnieść w niej zwycięstwo – została przegrana.
Imperium się rozpada. Sankcje są dotkliwe, straty, jakie armia poniosła, olbrzymie. Ludzie patrzą i widzą, że polityczny układ się nie zmienia. Wydaje się więc, że kwestią czasu jest to, że umiarkowani tych twardogłowych zrzucą z tronu. Putin będzie musiał odejść. Pozostaje jednak pytanie, czy odejdzie gwałtownie, czy odejdzie pokojowo? Ten drugi wariant jest małoprawdopodobny, biorąc pod uwagę charakter Rosjan.
Czytaj także: https://natemat.pl/326133,wojna-w-gorskim-karabachu-nadal-gina-ludzie-fotoreportaz-natematpl