Radwańska wspomina treningi z ojcem. "Panował okrutny reżim. Czułam strach"
- Przez 15 lat trenerem Agnieszki Radwańskiej był jej ojciec Robert
- Po czterech latach od zakończenia swojej sportowej kariery tenisistka opowiedziała, jak była traktowana podczas treningów
- Do jej słów odniósł się sam zainteresowany. Ojciec w odpowiedzi stwierdził, że "nigdy nie przekroczył granic"
Agnieszka Radwańska postanowiła skończyć z tenisem w 2018 roku. Miała wtedy zaledwie 29 lat. Aktualnie układa sobie szczęśliwe życie u boku męża i 2-letniego syna Jakuba.
Radwańska o zachowaniu ojca. "Po porażkach nieraz nie odzywał się dwa dni"
Do 2011 roku Radwańska była trenowana przez swojego ojca - Roberta, który, jak sam przyznaje, dał jej "twardą szkołę". Była tenisistka w rozmowie z Wirtualną Polską wróciła wspomnieniami do tamtego czasu.
– Przez 15 lat treningów z ojcem nigdy nie padło pytanie: jak się czujesz? Wszystko było idealnie zaplanowane, ale tata nie pytał, jakie są moje przemyślenia, jak widzę daną sprawę. Wszystko narzucał z góry. Liczyło się tylko to, co on mówił. Nieustannie tłumiłam uczucia i potem nie potrafiłam inaczej – zdradziła.
– Przez pewien czas funkcjonowaliśmy w trybie mecz – wojna z tatą. Po porażkach nieraz nie odzywał się dwa dni. Nie mieliśmy kontaktu. Nie wiedział, co się dzieje ze mną i Ulą, widziałyśmy się z nim dopiero w taksówce na lotnisko. Panował okrutny reżim – powiedziała.
Tenisistka była pełna obaw, jak zareaguje jej ojciec, gdy powinie jej się noga.– Czułam strach, myśląc, jak zareaguje na potknięcie ojciec. W jego słowniku nie istniało słowo "porażka". Niesamowicie się wściekał. Z biegiem czasu coraz mniej go słuchałam, a potem wręcz unikałam. Dlatego skończyło się naszym zawodowym rozstaniem – dodała.
Radwańska ujawniła, że często nie utożsamiała się z tym, co mówił – rzekomo w jej imieniu – ojciec.
– Nigdy nie chciałam mieć z polityką nic wspólnego, ale byłam przez tatę zmuszana do wielu rzeczy. Chodzi m.in. o wszelkie nasze aktywności polityczne. Działało to na zasadzie: mamy iść i zrobić. Tata mówił o swoich poglądach politycznych, ale używał słowa: "my", nie pytając nas o zdanie. W dodatku na naszą stronę internetową wrzucał treści polityczne. Dlatego od początku byłam zaszufladkowana – wyjaśniła.
Gorzko podsumowała swoje dzieciństwo. Nie chciałaby tak wychowywać swojego dziecka.
– Natomiast tata nie rozumiał słowa "nie", we wszystkich widział wrogów. Początkowo uczył nas dyscypliny, lecz kiedy byłyśmy nastolatkami, mógł czasem spytać, jak się czujemy i co nam siedzi w głowie, a tego nie robił – zaznaczyła.
– Żyłyśmy z Ulą jak w klasztorze. Liczył się tylko tenis. Kiedy dzwonił po awanturze, mówiłam mu: "Wolę być na 400. miejscu w rankingu niż na dziesiątym, ale daj mi wreszcie święty spokój". W pewnym momencie nie byłam w stanie normalnie funkcjonować, cały czas przypuszczał na mnie atak – wspomniała.
– Z jednej strony jestem tacie wdzięczna, bo gdyby nie on, nie osiągnęłybyśmy sukcesu. Z drugiej – nie da się wymazać z głowy złych chwil. To przecież trwało latami. Dziś, jako mama, nie potrafiłabym wychowywać dziecka w ten sposób – podsumowała.
Co na to ojciec Radwańskiej?
Wywiad córki skomentował sam Robert Radwański. – Jeśli chcemy, by dzieci odniosły sukces, często zabieramy im część dzieciństwa. Tak jest w każdym sporcie, nie tylko w tenisie. Przecież zdaje pan sobie z tego sprawę. To nie tak, że kładziesz się pod stołem, wyciągasz tylko po coś rękę i osiągasz sukces. Panowała w naszym zespole afirmacja pracy. Podkreślam jeszcze raz: współpracę z córkami oceniam jako bardzo dobrą. Gdyby były krzyki, wrzaski, to przecież nie dawałoby to wyników. Nigdy nie przekroczyłem granic – stwierdził.