Neapol skupia problemy Italii jak w soczewce. Tutejsi pomagają nam zrozumieć włoską politykę
Zmiana rządu co roku? Nic zaskakującego. Przedterminowe wybory wmuszone skandalem lub nagłą wojną wewnątrz dotychczasowej koalicji? Na włoskiej scenie politycznej to norma. Zupełnie nowe ugrupowanie kroczące po zwycięstwo, żeby po krótkim czasie trafić na margines? Nie takie historie już tutaj widzieli.
Ten specyficzny charakter włoskiej polityki sprawia, że wyborcy z Italii do urn chodzą często na pełnym luzie. Bo i po co zwykły człowiek ma się napinać, skoro dzisiejsi sojusznicy niedługo staną się wrogami i w poszukiwaniu nowego premiera ponownie ruszy giełda nazwisk. – Od nerwów są profesjonaliści – śmieje się Matteo Pinto, który w sercu Neapolu, niedaleko sanktuarium San Gennaro, prowadzi rodzinny biznes księgarski.
Wybory parlamentarne we Włoszech 2022, czyli "kilkuset pajaców mniej"
– Rano pół godziny spierałem się z moim przyjacielem, który ma socjalistyczne poglądy. Wiesz, u nas – szczególnie tu, na Południu – dużo mówi się też rękami, więc pewnie ktoś obcy mógłby pomyśleć, że strasznie się kłóciliśmy. Jednak we Włoszech to tak nie wygląda, większość ludzi ma zdrowy dystans do tego wszystkiego. Przynieśli nam kawę i dalej z uśmiechem gadaliśmy o ostatnim meczu Napoli – tak 32-latek opisuje klimat polityczny w swojej ojczyźnie.
Jednocześnie przyznaje, że większe niż zwykle napięcie można zauważyć wśród polityków, szczególnie tych lokalnych. W tym kontekście Matteo przypomina "o największym sukcesie od lat". Tak nazywa referendum z września 2020 roku, gdy blisko 70 proc. Włochów opowiedziało się za znaczącym zmniejszeniem liczby miejsc w parlamencie.
W tegorocznych wyborach – rozpisanych po tym, gdy po wewnątrzkoalicyjnych tarciach ostatecznie do dymisji podał się premier Mario Draghi – konkurencja została mocno zaostrzona. Do zdobycia jest bowiem o 230 miejsc mniej w Izbie Deputowanych i 115 mniej w Senacie. Niższa izba włoskiego parlamentu będzie liczyła teraz 400, a wyższa 200 członków.
– Kilkuset pajaców mniej! – kpi neapolitański księgarz. A na kogo zagłosuje i dlaczego? Choć jego miasto kojarzy się raczej z polityczną czerwienią, Matteo jest utwierdzony w poparciu dla koalicji, którą współtworzą Forza Italia, Lega, Fratelli d'Italia i kilka ich małych satelitów.
Wielkich reform nie oczekuję. Chciałbym tylko, żeby wreszcie ktoś zjednoczył Włochy i skończyło się pogardliwe traktowanie na przykład Neapolu przez mieszkańców Północy. A niestety taka sytuacja wynika nie tylko z historycznych stereotypów, ale i nieudolności lewicy, która nie potrafiła sobie poradzić zarówno z przestępcami, jak i wysprzątaniem miasta!
Wykształceni i zamożni zmęczeni "ośmieszającą się lewicą"
– Mało jest miejsc, w których socjalistyczne pomysły przez kolejne długie lata ośmieszały się bardziej niż tutaj – stwierdza. Za przykład podaje – coraz bardziej znane z popkultury dzięki książce i serialowi "Gomorra" – osiedle Scampia.
W latach 70-tych architekt Francesco di Salvo zaprojektował je jako "spełnione marzenie o wzmocnieniu relacji międzyludzkich". Temu w potężnych blokach w kształcie żagli miały służyć liczne balkony, kładki łączące piętra, część wspólna pełna zakamarków oraz wielkie przestrzenie gospodarcze i garażowe w podziemiach.
Jednocześnie w Neapolu podjęto decyzję, że budynki te zostaną wypełnione najbiedniejszymi mieszkańcami przeludnionych dzielnic z historycznego centrum, w tym mających tradycyjnie mafijną łatkę Rione Sanità i Quartieri Spagnoli. Później mieszkania w Vele di Scampia dostali także uciekinierzy z kampanijskiej prowincji, których domostwa zniszczyło trzęsienie ziemi.
Okazało się to idealną podbudową do stworzenia miejsca wyjętego spod prawa, które przez kolejne kilka dekad do krwawych porachunków i hurtowych interesów narkotykowych wykorzystywała Camorra.
– Kilka tych "żagli" już wyburzyli, ostatni raz buldożery wjechały tam w 2020 roku. Jednak to, co zostało, wciąż przeraża i jest siedliskiem wielu niebezpieczeństw – tłumaczy mi Matteo, zanim odpowiem mu, że kilka godzin przed naszym spotkaniem przekonałem się o tym na własnej skórze. – Jesteś wariatem, że tam poszedłeś, to się ogląda zza okien auta. I lepiej nie jechać tam po zmroku! – ocenia.
Stawiając pierwsze kroki w Scampii, trudno jednak poczuć zagrożenie. Od końca lat 90-tych neapolitański samorząd wyburza kolejne splamione krwią budynki. W zamian budują tu nowocześniejsze osiedla, które łatwiej kontrolować służbom – w tym funkcjonariuszom Carabinieri, którzy tuż obok "żagli" mają jedną ze swoich największych jednostek.
"Nie dziwię się Włochom, że mają dosyć"
Nadal istniejąca część Vele di Scampia właściwie na dobre wyrwana została spod administracyjnej kontroli. Lokale niegdyś służące gangsterom – w tym podziemne hale garażowe – stają się teraz "atrakcyjnym" schronieniem dla spływających do Włoch imigrantów – nie tylko tych z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. W osławionym blokowisku słychać też bułgarski, rumuński i... polski.
Kiedy kilku lokalsów zbyt agresywnie zaczęło dopytywać o powody mojej wizyty, pierwszą nasuwającą się w tej sytuacji odpowiedzią było, że w Scampii szukam znajomego z kraju nad Wisłą. Wówczas okazało się, iż do poważanych mieszkańców należy Marek, którego z Wadowic do Neapolu przyciągnęła miłość, a później... zatrzymały kłopoty z prawem. W ten sposób prawdopodobnie ocaliłem kości i zyskałem okazję, aby zapytać, jak problemy Włoch wyglądają z takiej perspektywy.
Życie tak mi się poukładało, że mieszkam z tymi wszystkimi Arabami, Libijczykami, Algierczykami i całą resztą. Mam tu takich przyjaciół, że nigdy bym nie pomyślał, że mieć będę. No, ale nie dziwie się też Włochom, że oni ich – czy w sumie nas – mają dosyć. Tu się nie żyje z uczciwej pracy osiem godzin na etacie...
Marek ma surową ocenę zmian przeprowadzanych w dzielnicy. – Te nowe bloki są super, ale zaraz będą wyglądały tak samo. Co to daje, że przenoszą ludzi w inne budynki, jak to są ciągle ci sami ludzie – bez pracy, perspektyw, za to z długami za narkotyki czy u mafijnych lichwiarzy? – pyta retorycznie. I chyba przypadkiem wystawia ocenę włoskiej polityce, od której początkowo się wzbraniał.
O tym, że kolejne ekipy rządzące zawodzą przede wszystkim na odcinku właściwego rozpoznania problemów Neapolu, Południa kraju, a koniec końców całych Włoch, mówił w finale swojej kampanii były minister rozwoju gospodarczego Carlo Calenda. Po rozstaniu z socjaldemokratyczną Partito Democratico założył on nowe ugrupowanie o nazwie Azione.
Na spotkaniu z neapolitańczykami kpił, że jego rywale za remedium na wszystkie bolączki uważają inwestowanie w armię urzędników. – To nie jest żadna droga! Rozwiązaniem jest zainwestowanie każdego dostępnego euro w zdrowie – ponieważ dane dotyczące zdrowia są katastrofalne – oraz inwestowanie w edukację – tłumaczył poirytowany.
Nie wszyscy Włosi tęsknią za faszyzmem
Carlo Calenda to polityk, który w przeszłości blisko współpracował z premierami Mario Montim, Enrico Lettą oraz Matteo Renzim, a dziś opowiada się za kontynuowaniem tzw. euroatlantyckiej linii Mario Draghiego. Podczas wizyty w Neapolu jednoznacznie ocenił on, co dla Włoch oznaczać będzie zwycięstwo koalicji, na której czele stoją Giorgia Meloni, Matteo Salvini i Silvio Berlusconi.
– Problem Włoch rządzonych przez prawicę polega na tym, że wtedy wychodzimy z grona przodujących krajów Europy, tracąc kontrolę nad naszym Krajowym Planem Odbudowy i tracąc wpływ na działania Europejskiego Banku Centralnego – oburzał się Calenda.
– To koalicja, która wszystkiego nienawidzi i która każdego dnia kogoś atakuje. Nie możemy tego dłużej znosić. Musimy iść naprzód z poważnym rządem, z szeroką koalicją – być może z Mario Draghim, z pewnością z jego agendą. Alternatywą dla Włoch jest zmierzenie się twarzą z murem – ostrzegał neapolitańczyków.
– Bardzo bym chciał, żebyś wyjaśnił Polakom, że nawet jeśli wygra FdI, to nie oznacza, że wszyscy Włosi tęsknią za faszyzmem – prosi Rolando, który wraz z przyjaciółmi prowadzi w Neapolu kilka drobnych interesów turystycznych, a teraz angażuje się w kampanię po stronie Azione.
– Jeśli to będzie kolejny rząd na rok – bo tyle mniej więcej wynosi średni czas sprawowania urzędu przez włoskich premierów po II wojnie światowej – jakoś tę Meloni przetrwamy. Bardzo boję się jednak, że utkniemy z tą władzą na dłużej, bo oni przykleją się do swoich pozycji za wszelką cenę – mówi 36-latek.
A jako przedsiębiorca boję się, że w takiej sytuacji łatka "faszystów" przyklei się do nas na długo i wielu turystów – na przykład z USA czy Japonii – nie będzie chciało spędzać wakacji w takim kraju. To byłaby tragedia, bo w hotelach i restauracjach wciąż nie wróciliśmy do ruchu sprzed pandemii COVID-19. Natomiast sam Neapol walczy z obrazem miasta zalanego śmieciami i szczurami biegającymi po ulicach, który kilka lat temu pokazywano w każdym serwisie informacyjnym na świecie.
Jego przyjaciel i biznesowy partner Stefano Wilson twierdzi, że historia z neapolitańskimi śmieciami to w ogóle "najlepsze podsumowanie całej włoskiej polityki".
– Największy wstyd naszego miasta, a według niektórych największy wstyd całych Włoch, technicznie jest efektem tego, że mamy problem z wydajnością i bezpieczeństwem funkcjonowania starych wysypisk oraz budową nowych. Tutaj już widać nieudolność polityków od władz miejskich, przez regionalne aż po władze w Rzymie, bo każdy z tych poziomów ma w tej sprawie jakąś odpowiedzialność – stwierdza.
– Odpowiedzialnością polityków każdego szczebla jest też bezpieczeństwo i prawo. A żadną tajemnicą nie jest, że od lat 90-tych śmieci służą Camorrze po prostu do duszenia mieszkańców Neapolu. To gangsterzy niszczyli instalacje w wysypiskach lub przekupywali kierownictwo zakładów utylizacyjnych. To oni blokowali budowę nowych miejsc składowania śmieci – tłumaczy mój rozmówca.
Może w Mediolanie powiedzą, że "takie jest brudne Południe", ale prawdą jest, iż przestępcy rządzą w całej Italii! A tam, gdzie nie ma korupcji, jest po prostu bierność władz. Świat idzie na przód, a my latami stoimy z tym wszystkim w miejscu...
40-latek również popiera Calendę, ale przyznaje, że rozumie tych, którzy "tęsknią za legendą Duce, która powraca na twarzy Meloni".
– Gdyby chodziło tylko o zrobienie porządku, sam zagłosowałbył na FdI. Problem w tym, że nie da się słuchać, jak Meloni i jej kolega Salvini mówią te wszystkie hasła wykluczające jakąkolwiek odmienność. Nie rozumiem, dlaczego na Północy tak wielu ich popiera. Neapol ma swoje problemy, ale jest otwartym, kolorowym miastem – podkreśla Stefano.
Kto wygra wybory parlamentarne we Włoszech?
Temu, iż "nie wszyscy Włosi tęsknią za faszyzmem", dowodzą sondaże. W ostatnim badaniu Istituto Ixè prawicowa – oskarżana o twórcze kontynuowanie myśli Mussoliniego – partia Fratelli d'Italia prowadzi z poparciem rzędu 22,7 proc., ale niewielką stratę do niej notują socjaldemokraci z Partito Democratico, na których oddanie głosu zadeklarowało 21,7 proc. Włochów.
Trzecia siła polityczna Italii to ruch M5S, z ramienia którego w latach 2018-21 rządził premier Giuseppe Conte – antysystemowcy mogą liczyć na 13,8 proc. głosów.
Dalej, z 10,9 proc., jest druga prawicowa siła, czyli Lega byłego wicepremiera Matteo Salviniego, a 7,9 proc. wskazań uzyskała Forza Italia, na której czele stoi niezłomny Silvio Berlusconi. Na 7,1 proc. może liczyć Azione – Italia Viva, a 3,5 proc. ekologiczno-socjalistyczna Alleanza Verdi e Sinistra. Pozostałe formacje cieszą się poparciem rzędu 2-1 proc. i mogą mieć problem z przekroczeniem progu wyborczego.
Ten skonstruowany jest zawile... 147 miejsc w Izbie Reprezentantów i 74 miejsca w Senacie obsadzonych zostanie w okręgach jednomandatowych. Jednak zwycięzca z JOW nie dostanie mandatu, jeśli jego komitet w skali kraju nie spełni wymogów stawianych w tzw. Rosatellum, czyli aktualnej ordynacji wyborczej. Bardzo mocno premiuje ona wielkie koalicje. Właśnie dlatego nieco ponad 20 proc. głosów oddanych na FdI może sprawić, że Giorgia Meloni zostanie pierwszą w historii Włoch premierką. Jak wynika z prowizorycznych przeliczeń wyników sondażowych na mandaty, zbudowana wokół Meloni, Salviniego i Berlusconiego "koalicja centroprawicowa" może liczyć na ponad 245 z 400 mandatów w Izbie Deputowanych i 125 z 200 w Senacie. PD przewodzona przez Enrico Lettę nie potrafiła skupić wokół siebie silnych koalicjantów. W centrolewicowym sojuszu znajdują się jeszcze tylko kandydaci AVS, +Europa i Impegno Civico. Porozumienia z socjalberałami z Azione – Italia Viva nie udało się wypracować.
Północ kontra Południe – stereotypy i pogarda w politycznej rozgrywce
– Polityką się nigdy bardzo nie przejmowałem, bo i praca mi na to nie pozwala, ale głosuję od zawsze. Jeszcze nigdy nie oddałem głosu na tę samą partię, ale teraz chyba będę zmuszony, bo ta nowa siła nie jest dla mnie – słyszę od Serafino, z którym spotykam się w neapolitańskiej Centro Direzionale. Teoretycznie to jedna z największych włoskich dzielnic biznesowych, ale tylko z daleka może robić prestiżowe wrażenie.
– Śpiący na chodnikach bezdomni, narkomani i dilerzy, jakieś dziwne interesy imigrantów to tutaj codzienność. Jak zawsze w Neapolu – im niżej, tym gorsza twoja pozycja społeczna. Na najwyższych piętrach tych wieżowców urzędują bogaci prezesi, którzy mieszkają na wzgórzach Vomero, pośrodku prosty urzędnik, a na dole jest piekło, bieda, a czasem i śmierć – tak młody wojskowy przedstawia okolice, w której często przychodzi mu pełnić patrole.
Serafino i kilkuset jego kolegów z Esercito Italiano, czyli lądowego komponentu włoskich sił zbrojnych, na stałe pojawili się na ulicach Neapolu w 2016 roku. Najpierw wyprowadzono ich pod pretekstem zwiększenia ochrony antyterrorystycznej po serii zamachów ISIS w kilku europejskich metropoliach. Jednak szybko okazało się to przede wszystkim skutecznym narzędziem do walki z Camorrą.
Gangsterzy nie byli przygotowani na rywalizację z dobrze wyszkolonymi żołnierzami i nie mieli ich tak rozpracowanych, jak policji czy karabinierów. – Mówiąc wprost: nasi wyłapali i wystrzelali tyle mafijnych dołów, że wielu innym odechciało się ryzykować. Po tych kilku latach żołnierz w oczach neapolitańczyka to jest "ktoś", ludzie nas lubią i szanują – wyjaśnia.
Dla człowieka pochodzącego z Lombardii to szczególnie miłe. Wszakże "tradycyjnie" ani w jego rodzinnych stronach nie oceniają najlepiej Południa, ani tutaj nie kochają tych z Północy, na przykład wytykając im wciąż żywą fascynację Duce.
Także Serafino mówi mi, że jeśli chodzi o przyszłość Włoch, to najbardziej życzyłby sobie wyrównywania różnic w poziomie życia pomiędzy regionami i po prostu większego zjednoczenia narodu.
"Wszyscy muszą się nas bać". Giorgia Meloni na neapolitańskiej ziemi
Jednak jak ma do dojść do zjednoczenia, gdy Giorgia Meloni i spółka powtarzają hasła, które połowę Włoch urzekają, ale drugą połowę doprowadzają do szału. Nie inaczej było na finałowym wiecu kampanii wyborczej, który liderka FdI zorganizowała na przedmieściach Neapolu.
Zgodnie z przewidywaniami czekał tam na nią tłum przeciwników wykrzykujących hasła antyfaszystowskie. Przed zbytnią interakcją z nimi faworytkę do premierostwa chroniły zmasowane siły policyjne.
– Dziękuję Związkowi Przemysłowców za zaproszenie i sprawną organizację tego wydarzenia. Przykro mi, że widzę dokoła dużo służb, ale po prostu staramy się przeprowadzić normalną kampanię wyborczą i swobodnie mówić o tym, jakie mamy pomysły – stwierdziła Meloni.
Nieprzyjemnych słów i trudnych pytań spod sceny polityczka nie musiała się obawiać, bo wykorzystała metodę wypróbowaną przez jej kolegów z polskiej partii rządzącej. Na wiec wpuszczano jedynie wybranych gości, a kilku z nich miało wcześniej przygotowane kartki z pytaniami. Dobry nastrój mógł jej psuć co najwyżej widok czerwonych bomb dymnych, które dookoła Arenile di Bagnoli odpalali zwolennicy włoskiej lewicy.
Gdy padło pytanie o pomysł dla młodych bezrobotnych, konkretów w ustach szefowej FdI nie było wiele. Wolała zaatakować socjaldemokratów i liberałów, którym zarzuciła, że chcą, aby 20-letni Włosi "siedzieli na kanapie, palili jointy i tak zapominali o problemach".
Natomiast o wojnie w Europie najwięcej miała ona do powiedzenia w kontekście problemów włoskiej energetyki. – Dzisiaj Europa nie ma kontroli nad źródłami energii, nie kontroluje strategicznych łańcuchów dostaw surowców – mówiła w typowym dla siebie eurosceptycznym tonie.
Ustępujący rząd Mario Draghiego, który w sprawie sankcji wobec Rosji mówił jednym głosem z Olafem Scholzem i Emmenuelem Macronem, Giorgia Meloni oskarżyła o okłamywanie Włochów. – Mówili, że jesteśmy samowystarczalni. Dziś widzimy, jak jesteśmy słabi! – grzmiała.
Dalej padły jednak słowa, które mieszkańców tej cześci Italii mogły chwycić za serce. – Na Południu nie brakuje inteligencji, a także wiatru i słońca. Wszystkie gazociągi kończą się na Południu. Południe może stać się strategicznym centrum dostaw energii, a to doprowadzi do rozwoju! – rzuciła Meloni.
Na koniec miała już tylko krótki komunikat. – Wszyscy, którzy nadużyli władzy, muszą się nas bać! Spekulanci muszą się nas bać! Przemytnicy muszą się nas bać! Camorra i ’Ndrangheta muszą się nas bać! Tylko uczciwi Włosi nie muszą się nas bać! – wykrzykiwała.