Członek rodziny Jaworka przerwał milczenie. Ujawnił możliwe motywy mordercy
- W nocy z 9 na 10 lipca 2021 roku Jacek Jaworek zabił swojego brata, jego żonę oraz ich 17-letniego syna. Ocalał jedynie 13-letni chłopiec
- Mężczyźnie udało się zbiec z miejsca zdarzenia. Chwilę później rozpłynął się w powietrzu. Wciąż jest poszukiwany m.in. czerwoną notą Interpolu
- Po ponad roku głos w sprawie zabrał kuzyn przestępcy Tomasz Górnicz. Według niego do morderstwa mogło dojść z przyczyn finansowych
Jacek Jaworek zamordował dla majątku?
Jak podaje "Fakt", Jacek Jaworek pracował poza granicami Polski jako budowlaniec. Do 2020 roku pomieszkiwał w Austrii, Włoszech i Australii. Do Borowców pod Częstochową wrócił tuż przed 2021 rokiem.
Kuzyn mordercy Tomasz Górnicz wyjaśnił, że przeprowadzkę do niewielkiej wsi 54-latkowi zaproponował właśnie jego brat, Janusz. Co więcej, początkowo nic nie zwiastowało, by kilka miesięcy później miało dojść do tak makabrycznych scen.
– Na przełomie 2020 i 2021 roku Janusz zaproponował Jackowi, by się wprowadził do Borowców. Jacek zabrał dobytek i przyjechał do brata. Na początku żyli jak w sielance – zaczął – Jacek wyjeżdżał z rodziną Janusza na niedzielne obiady do restauracji. Uczestniczył w spotkaniach ze znajomymi Janusza – dodał rozmówca "Faktu".
Dopiero po kilku tygodniach między braćmi miało dochodzić do kłótni. Spory dotyczyły majątku po rodzicach i z każdym dniem eskalowały. Jaworek uważał bowiem, że należy mu się nie tylko skromny kąt, ale i cały zostawiony w spadku dom. Tabloid podkreśla, że bracia nigdy nie przeprowadzili podziału spuścizny po rodzicach.
"To właśnie z tego powodu Jacek Jaworek miał chwycić za broń i rozwiązać sprawę po swojemu" – czytamy w "Fakcie".
Sąsiedzi i bliscy o Jacku Jaworku
Wcześniej "Super Expressowi" udało się zaś dotrzeć do sąsiada, który rozmawiał z Jaworkiem na dzień przed zbrodnią. – U Jacka nawarstwiło się ostatnio sporo problemów. Mówił, że ma wszystkiego dość – wspomniał.
Była partnerka 54-latka stwierdziła jednak, że nic nie wskazywało, by ten był skłonny do tak brutalnych czynów. – To był normalny człowiek. Nie było nigdy żadnego tematu, żeby coś w nim pękło. Znamy się od dziecka. Nie wiem, co się stało – powiedziała.
Wydarzenia we wsi wspomniała także sołtyska Borowców Aleksandra Fuchs – Cała wieś płakała. Jest to takie urokliwe miejsce i nikt by się nie spodziewał tutaj czegoś takiego. Byli to lubiani, młodzi ludzie. Dzieci też były ułożone – skomentowała dla Onetu.
Jacek Jaworek rozpłynął się w powietrzu
Tuż po popełnieniu zbrodni mężczyzna zbiegł z miejsca zdarzenia. Prowadzoną wówczas obławę na Śląsku nazywano "największą od lat". Szeroko zakrojone poszukiwania z udziałem dronów i psów policyjnych nie przyniosły oczekiwanego skutku.
W końcu za Jaworkiem wysłano list gończy, Europejski Nakaz Aresztowania, a nawet wystawiono czerwoną notę Interpolu. Za pomoc w odnalezieniu przestępcy wyznaczono także nagrodę w wysokości 20 tysięcy złotych.
Po ponad roku od tragedii rysują się dwa scenariusze dotyczące dalszych losów 54-latka. Pierwszy z nich mówi, że mężczyźnie udało się przekroczyć granicę. Według drugiego Jaworek już dawno nie żyje.