"Dagestan był lojalny wobec Moskwy tylko na papierze". To tu zbuntowali się przeciwko Putinowi
- Protesty w Dagestanie zadziwiają świat i wielu zastanawia się, jaki mogą mieć wpływ na Putina, na Rosję, na Kaukaz, i czy rozleją się na inne republiki
- – Wraz z nimi wylał się cały brak zaufania do władz. Dagestan był republiką lojalną wobec Moskwy tylko na papierze. Zawsze była to trochę taka sponsorowana kolonia. Ludzie zawsze mieli dystans do Rosji – opowiada nam ekspertka z UW
- Zdecydowana większość mieszkańców Dagestanu to wyznawcy islamu. Na powierzchni 50 tys. km kwadratowych żyje ponad 30 grup etnicznych
Zacznijmy od tego, że Dagestan nie jest dobrze znaną republiką Rosji. Bardzo mało osób się na nim zna i mało osób w ogóle tam jeździ. W Polsce i za granicą niewielu jest też ekspertów, o których można powiedzieć, że znają go na wylot. Nawet gdy o protesty w Dagestanie próbowaliśmy pytać specjalistów od Rosji z różnych instytucji, żaden z nich nie chciał podjąć się analizy sytuacji w tej republice. Zamiast tego podpowiadali nam dosłownie dwa, trzy nazwiska.
– Jak Dagestan, to tylko oni – słyszałam za każdym kolejnym razem.
Jedną z tych osób jest dr Iwona Kaliszewska z Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej UW, która do Dagestanu jeździ od 2004 roku. Co rok albo dwa razy w roku. Jak sama przyznaje, spędziła tam bardzo dużo czasu. I cały czas ma kontakt z ludźmi tam.
Również teraz, gdy protesty w Dagestanie zadziwiają świat i wielu zastanawia się, jaki mogą mieć wpływ na Putina, na Rosję, na Kaukaz, i czy rozleją się na inne republiki.
– Z jednej strony wielu mieszkańców wspiera te protesty, ale większość przygląda im się z pewną nieśmiałością. Panuje bardziej nastrój wyczekiwania niż takie: "Hurra, wszyscy wyjdźmy na ulice". Ludzie trochę się boją, żeby nie zaczęła się wojna domowa. Żeby nie zaczęły się konflikty między różnymi grupami interesów, np. konflikty o ziemię i żeby nie spowodowało to masowego przelewu krwi. Tu nie cieszą się z tych protestów tak bardzo, jak wszyscy w Europie, że Dagestan się buntuje. Mają świadomość, że jeśli dojdzie do rozlewu krwi, to dla nikogo może się to nie skończyć dobrze – mówi naTemat dr Iwona Kaliszewska.
Protesty przeciwko mobilizacji w Dagestanie
Powszechnie wiadomo, że wściekłość w Dagestanie wywołało orędzie Władimira Putina z 21 września, w którym przywódca Rosji ogłosił częściową mobilizację. Niedługo potem nagrania z tej republiki zalały internet i do dziś zadziwiają świat. I te z małej wioski Endiriej, gdzie karty poborowe do wojska dla 110 mężczyzn przelały czarę i mieszkańcy zablokowali Rosjanom drogę, i te z wioski Babajurt, i te ze stolicy Machaczkały, gdzie odbyły się największe protesty i spalono portret Władimira Putina.
Do tego dochodzą kłótnie przed wojskowymi biurami rekrutacyjnymi, o których donoszą media.
Pomijając manifestacje w Moskwie i Petersburgu, takiej siły przeciwko Putinowi i wojnie w Ukrainie na terenie Federacji Rosyjskiej nie widzieliśmy.
Zwłaszcza że uwagę na świecie zwróciły przede wszystkim kobiety.
To one w obronie swoich mężów i synów wyszły na ulice, wykrzykując rosyjskim służbom w twarz: – Nie dla wojny! Nie dla mobilizacji! Rosja zaatakowała Ukrainę, nie jesteśmy ślepe! Dlaczego zabieracie nasze dzieci?.
Na nagraniach widać, jak protestujący – wśród nich również kobiety – tworzą barykady, blokują auta rosyjskich służb. I jak służby ich rozganiają.
"Lokalni mieszkańcy zablokowali drogę do stolicy Dagestanu. Aby rozproszyć protestujących, policja otworzyła w powietrzu ogień z karabinów maszynowych, próbując odblokować autostradę" – pisał serwis "Focus".
Protesty w Dagestanie do przewidzenia
Od 21 września, gdy Putin zapowiedział mobilizację, w Rosji aresztowano ok. 2 tys. osób. W stolicy Dagestanu – ponad 100.
– Kobiety podobno wypuścili, innych trzymają – mówi nasza rozmówczyni.
Czy protest kobiet w ogóle ją zaskoczyły? – Nie. Tam kobiety już wychodziły na ulice np. podczas aresztowań w ramach rzekomej walki z "terroryzmem". Policjant bardziej będzie się bał aresztować czy pobić kobiety, bo może się to źle skończyć dla niego czy jego rodziny. To taka kulturowa zasada dotycząca nietykalności kobiet. Podczas wojen w Czeczenii kobiety też wychodziły na ulice – odpowiada ekspertka.
Dr Kaliszewska mówi, że te protesty były trochę do przewidzenia.
– Wraz z nimi wylał się cały brak zaufania do władz. Dagestan był republiką lojalną wobec Moskwy tylko na papierze. Zawsze była to trochę taka sponsorowana kolonia. Ludzie zawsze mieli dystans do Rosji. Nawet wyjeżdżając z Dagestanu, mówili, że jadą do Rosji. Jak cała wschodnia część Kaukazu wiedzieli, że są częścią Federacji Rosyjskiej, ale i oni nie byli postrzegani przez etnicznych Rosjan za pełnoprawnych obywateli, ani oni nie postrzegali reszty Rosji jako stricte części ich kraju. Tożsamościowo związani byli z własną republiką – wyjaśnia.
Wskazuje, że z jednej strony stosunek do Ukrainy jest tu inny niż daleko w Rosji.
– Oni w przeciwieństwie do Rosjan mieli mało związków z Ukrainą. Mało kto miał krewnego w Kijowie. Ktoś wypowiadał się za wojną, ktoś był przeciw. Na samochodach specjalnie nie kleili sobie Z-etek. Trochę na to wszystko patrzyli z boku i żyli swoimi życiem. Po pół roku wojny zainteresowanie nią opadło – opowiada. Do tego, jak tłumaczy, doszedł czynnik religijny: – Ludzie z pewnych grup, w szczególności salafici, nie szli dobrowolnie walczyć. Bo uważa się, że muzułmanin może iść na wojnę tylko wtedy, gdy zagraża to jego domowi, a ta wojna ewidentnie taką wojną nie jest. A teraz oni również zostali zmobilizowani, co wywołało ostry sprzeciw.
Przypomina, że w Dagestanie latami trwała "walka z terroryzmem". I ludzie mieli poczucie niesprawiedliwości, że w niej ginęli.
A teraz giną znowu. To dla nich było trochę za dużo. W ogóle mam wrażenie, że w tych republikach panowała niepisana zgoda: dopóki wy nas za bardzo nie ruszacie, to nie będziemy protestować. Że dopóki władza robiła, co robiła, ograniczała swobody, kradła, ale w bezpośredni sposób nie wyciągała w to ludzi, to mogli milczeć. A teraz to się zadziało, więc przestali milczeć
Na stronie dagestańskiego Rzecznika Praw Obywatelskich pojawiło się nawet poruszające oświadczenie, które niedługi potem zniknęło. Napisano w nim m.in.:
"Tysiące poległych bohaterów Kaukazu udowodniło swoją lojalność wobec Moskwy, udowodniło, że nie jesteśmy tchórzami. Ale to, co się teraz dzieje, to ludobójstwo naszych ludzi i naszej przyszłości. Przelaliśmy wystarczająco dużo krwi i z podniesionymi głowami mamy pełne prawo odmówić. Żadnej mobilizacji w Dagestanie, żadnego zabijania naszych dzieci. Zasłużyliśmy na prawo do rozszerzenia suwerenności przelaną krwią i łzami naszych kobiet".
Dagestan – wielonarodowościowa republika
Dagestan to jeden z najbardziej wielokulturowych i wielonarodowych regionów w całej Federacji Rosyjskiej, gdzie Rosjan tak naprawdę jest jak na lekarstwo, a religią dominującą jest islam.
Autonomiczna republika liczy niewiele ponad 3 mln mieszkańców, ale na powierzchni 50 tys. km kwadratowych żyje ponad 30 grup etnicznych, a w użyciu jest ponad 40 języków.
Nr 1 jest oczywiście język rosyjski, choć sami Rosjanie stanowią mniej niż 10 proc. całej populacji republiki. A nazwa "Dagestan" w ogóle ma pochodzenie turecko-perskie i w wolnym tłumaczeniu oznacza "krainę gór", bo większość Dagestanu to góry.
To z tego tygla narodowościowego i kaukaskiej wieży Babel bardzo dużo mężczyzn pojechało na wojnę w Ukrainie. I – jak przekazują media – najwięcej ich zginęło spośród rosyjskich żołnierzy w stosunku do liczby mieszkańców republiki. Podkreśla się też, że Dagestan to jeden z najbiedniejszych regionów Rosji, gdzie jest duże bezrobocie. I rekruci pojechali na wojnę dla pieniędzy.
Dr Kaliszewska prostuje jednak informacje na temat bezrobocia.
– To największy mit szerzony przez media, z zachodnimi włącznie. To nie jest tak, że to jest bogaty region. Jeśli porównamy go do Moskwy czy Petersburga, to oczywiście, że jest biedny. Ale ta bieda nie jest typową rosyjską biedą, gdzie miasto ma się w miarę dobrze, a wieś jest biedna. Ona jest dużo bardziej rozłożona. Wieś dagestańska żyje lepiej niż wieś w Rosji – tłumaczy.
Zna ludzi, którzy poszli walczyć, a nie byli z biednych rodzin. Chcieli zarobić, ale nie poszli na wojnę z desperacji: – Możliwe, że były osoby motywowane przede wszystkim biedą, ale zaryzykuję, że było ich mniej niż w odległych zakątkach Rosji.
Kłopotliwy region dla Rosji
Dagestan leży na Kaukazie Północnym, nad Morzem Kaspijskim. Graniczy z Czeczenią, Azerbejdżanem, Kałmucją, Krajem Stawropolskim, Gruzją. Jest największą republiką w tym regionie.
Jego stolica leży prawie 2 tys. km na południe od Moskwy. I niewiele ponad tysiąc na północ od Teheranu, gdzie kobiety od ponad tygodnia również zaskakują świat protestami, choć z zupełnie innych powodów.
"Dagestan szybko staje się najbardziej kłopotliwym regionem Rosji" – pisał na Twitterze niezależny białoruski dziennikarz Tadeusz Giczan.
– Kłopotliwy był już wcześniej, tylko Zachód na to nie patrzył. Tu religią jest islam. Zachód niejako dał Rosji wolną rękę w tępieniu sprzeciwu metodą tzw. "walki z terroryzmem" – mówi ekspertka.
Dziś trudno przewidzieć, czy to, co zadziało się w Dagestanie, może rozlać się na inne republiki. A jeśli już to dr Kaliszewska wymienia tylko trzy potencjalne.
– To nie jest tak, że wystąpienia w Dagestanie przełożą się na wystąpienia np. w Baszkirii. Republiki kaukaskie mają inną dynamikę. Czeczenia, Dagestan, Inguszetia to trzy republiki, które nie są zrusyfikowane. W innych mieszka dużo więcej Rosjan, nie ma takich więzi krewniaczych/klanowych, jest dużo większa kontrola FSB. Tam łatwiej byłoby stłumić demonstrację niż w Dagestanie czy Inguszetii – zauważa.
Jaki w ogóle przewiduje scenariusz?
– Protesty nie zaangażowały jeszcze aż tak dużej liczby osób, by nie dało się osiągnąć porozumienia. Spora część społeczeństwa milczy i boi się rewolucji, bo wie, co to znaczy. Może nic się nie wydarzy. Najbardziej prawdopodobny scenariusz jest taki, władza w czymś ustąpi. Jeśli nie chcą masowego rozlewu krwi i mają świadomość, że rozwiązanie siłowe w tej republice nie podziała, to muszą iść na ustępstwa. Pytanie, czy ludzie uwierzą im na słowo – odpowiada.