Barcelona na krawędzi, grozi jej kolejna katastrofa. Wszystko przez porażki w Lidze Mistrzów
- FC Barcelona na półmetku fazy grupowej LM jest w trudnej sytuacji
- Zespół przegrał dwa z trzech meczów, nie zachwycił z Interem i Bayernem
- Blaugrana musi wygrywać i awansować, bo w LM chce zarobić fortunę
Piłkarze FC Barcelona przegrali we wtorek na Giuseppe Meazza starcie z Interem Mediolan 0:1, choć strzelili gola - trafienia Pedriego sędzia nie uznał, bo piłkarz był na pozycji spalonej - a później należał im się ewidentny rzut karny. Sędzia Slavko Vincić i jego zespół nie mieli dobrego dnia, tak samo jak ofensywa Blaugrany. Robert Lewandowski został wyłączony z gry, Ousmane Dembele trafił w słupek, a rozjemcy pozbawili Barcę rzutu karnego.
I zrobiło się dla Dumy Katalonii w Champions League bardzo ciężko.
Trzy mecze, dwie porażki i sześć punktów straty do liderującego w grupie C Bayernu Monachium. Bramki? 5:4, ale to wynik uzyskany głównie dzięki wygranej z Viktorią Pilzno na swoim terenie 5:1. Potem było 0:2 w Monachium, gdzie do przerwy Barca była lepsza od Bayernu, ale okazje marnował Robert Lewandowski. I wreszcie 0:1 w Mediolanie, skąd trzeba było przywieźć choć cenny punkt. Wróciły demony przeszłości?
W zeszłym roku Barcelona odpadła z Ligi Mistrzów już po fazie grupowej, co drużynie nie przydarzyło się od dwóch dekad. W grupie E zespół wygrał tylko dwa mecze, z najsłabszym w stawce Dynamem Kijów (1:0 i 1:0), a z Bayernem Monachium (0:3 i 0:3) oraz Benficą Lizbona (0:3 i 0:0) wywalczył raptem punkt. Katalończyków przekierowano więc do Ligi Europy, gdzie zabrakło motywacji, by powalczyć o sukces.
Jeżeli teraz sytuacja się powtórzy, to klęska w Champions League może bardzo odbić się na budżecie Dumy Katalonii. Liga Mistrzów to finansowe eldorado, gdzie można obłowić się w sposób niebywały. Dość wspomnieć, że awans do 1/8 finału to gwarantowane 25 mln euro plus premie za każde zwycięstwo i remis w grupie. Czyli odpowiednio 2,8 mln euro oraz 0,93 mln euro. Najlepsi za sześć wygranych zarobią dodatkowo 16,8 mln. Łącznie ok. 42 mln euro.
Dla FC Barcelony Liga Mistrzów to najprostsza droga, by spłacić długi finansowe - klub nadal ma 1,2 mld euro zaległości - i zaprezentować się w Europie jako potęga. Sportowa oraz finansowa. bo o to w tej zabawie chodzi. Włodarze Blaugrany z Joanem Laportą na czele budowali latem skład za ciężkie pieniądze po to, by zespół walczył o kolejne rundy w LM i zarabiał. Zarabiał w dziesiątkach milionów euro, bo są jeszcze przychody z biletów i transmisji.
"Zarząd FC Barcelona uchwalił budżet na sezon 2022/2023, który zawiera przychody operacyjne w wysokości 1,225 mld euro. Prognoza zysku wynosi 274 mln euro. Na koniec poprzedniego sezonu zarząd zamknął rok finansowy ze stratą wynoszącą 1,017 mld euro i zyskiem w wysokości 98 mln euro" - ogłosił niedawno kataloński klub. Co to oznacza? Że Barca redukuje zadłużenie, ale powoli. A przecież na transfery wydano ok. 155 mln euro.
W budżecie Blaugrany przychody z LM to ważna pozycja, media szacują je na około 60-100 milionów euro, bo założono co najmniej awans do ćwierćfinału. Brak awansu, czyli klęska finansowa i sportowa, mogą znów zatrząść projektem odbudowy klubu w posadach. Media w Hiszpanii nie mają wątpliwości, że teraz kluczowy będzie rewanż z Interem Mediolan, który na Camp Nou trzeba wygrać. A potem poszukać punktów w rewanżu z Bawarczykami. Fazę grupową zespół zamknie w Czechach, gdzie wygrana będzie obowiązkiem.
Teoretycznie Robert Lewandowski i spółka wciąż mogą wygrać wszystkie trzy mecze fazy grupowej, awansować do 1/8 finału i zarobić dla klubu sporą kasę. Ale sportowo na razie nie wygląda to zbyt dobrze, bo drużyna odstaje od rywali z Niemiec i Włoch. Rewanże ma jednak z nimi na swoim terenie, gdzie powinno się dużo łatwiej walczyć o triumf i awans. Inaczej trzeba będzie poszukać pieniędzy gdzie indziej.