MSZ kategorycznie odradza podróż do Białorusi. "Ewakuacja może być utrudniona"

Alicja Skiba
11 października 2022, 06:35 • 1 minuta czytania
W dobie eskalacji konfliktu w Ukrainie podróże do Białorusi są stanowczo odradzane. Ministerstwo Spraw Zagranicznych wydało komunikat, w którym ostrzegło Polaków przed wyjazdami do tego kraju. Zwrócono uwagę, że "ewakuacja może być utrudniona".
MSZ odradza podróże Polakom do Białorusi, zwraca uwagę, że ewakuacja może być utrudniona Fot. MICHAL KOSC/REPORTER/ East News

W poniedziałek prezydent Białorusi Aleksandr Łukaszenka oskarżył Ukrainę o plany ataku na jego kraj i zapowiedział utworzenie wspólnych rosyjsko-białoruskich oddziałów.

MSZ przekazało w komunikacie opublikowanym na koncie Polak za granicą na Twitterze, że podróże do Białorusi są odradzane ze względu na "wzrost napięcia, działania wojenne w regionie i powtarzające się przypadki aresztowań obywateli RP". Podkreślono też, że "w razie pogorszenia sytuacji, zamknięcia granic i niespodziewanych sytuacji ewakuacja może być utrudniona".

Czytaj także: Duda na zgromadzeniu ONZ pochwalił się postawą Polaków. "Może ciężko w to uwierzyć"

Doradzono też Polakom, którzy wciąż są w Białorusi, żeby opuścili jej terytorium "dostępnymi środkami komercyjnymi i prywatnymi".

Do Polski można obecnie wrócić dwoma przejściami granicznymi dla ruchu osobowego: Bobrownikami – Berestowicą oraz Terespolem-Brześcią. Dla towarowego przeznaczono Koroszczyn (Kukuryki) – Kozłowicze.

"Osoby przebywające w Białorusi powinny bezwzględnie: zarejestrować się w systemie Odyseusz oraz na bieżąco śledzić informacje MSZ na profilach placówek RP w mediach społecznościowych, oraz na stronach internetowych" - dodano.

Białoruś dołącza do Rosji. Łukaszenka ujawnił wspólną decyzję z Putinem

Jak pisaliśmy, Alaksandr Łukaszenka ogłosił w poniedziałek, że został "ostrzeżony o możliwym uderzeniu na Białoruś z terytorium Ukrainy." Miało się to stać nieoficjalnymi kanałami. Dlatego wspólnie z Władimirem Putinem zdecydował o sformowaniu i rozmieszczeniu wspólnej regionalnej grupy wojsk. – Rozpoczęło się formowanie tej grupy. Potrwa to, jak sądzę, do dwóch dni. Wydałem rozkaz, abyśmy zaczęli formować tę grupę – powiedział Łukaszenka na spotkaniu z białoruskimi wojskowymi i siłami bezpieczeństwa. Porozumienie z Putinem miało zostać zatwierdzone na nieformalnym spotkaniu w Petersburgu.

Może Cię zainteresować: Białoruś też przygotowuje się na stan wojenny. Łukaszenka: Jesteśmy z Rosją

– W związku z zaostrzeniem sytuacji na zachodnich granicach Państwa Związkowego uzgodniliśmy rozmieszczenie regionalnego zgrupowania wojsk Federacji Rosyjskiej i Republiki Białorusi. Wszystko to jest zgodne z naszymi umowami. Jeśli poziom zagrożenia będzie tak wysoki jak teraz, to zaczniemy wykorzystywać zgrupowanie Państwa Związkowego – tłumaczył białoruski dyktator. Łukaszenka odniósł się do doniesień o możliwym ataku ze strony Ukrainy. Nazwał Wołodymyra Zełenskiego szaleńcem. Zagroził użyciem wojska, jeśli miałoby dojść do zajęcia "choćby metra" terytorium.

Za brak współpracy Łukaszence grozi śmierć albo odsunięcie od władzy

Być może ta decyzja to efekt niedawnych gróźb ze strony rosyjskiego dyktatora, o których donosiły media. Władimir Putin ma żądać od Białorusi, aby włączyła się do walki w Ukrainie. Za brak współpracy podobno Łukaszence grozi śmierć albo przynajmniej odsunięcie od władzy.

Z informacji "Dziennika Gazety Prawnej", które gazeta uzyskała od rozmówców w Mińsku, w strukturach NATO i polskich kręgach rządowych wynika, że Rosjanie sugerują Aleksandrowi Łukaszence, że dalsze pozorowanie współpracy może się skończyć pozbawieniem dyktatora władzy lub życia.

Czytaj też: Absurdalne słowa Łukaszenki o Polakach. "Lizali buty hitlerowcom" Kreml domaga się od Białorusi większego zaangażowania w wojnę. – Dziś Rosja stoi w obliczu klęski. Mobilizacja nie idzie, jak trzeba. Trwają poszukiwania rekrutów wśród więźniów. Są również silne naciski na Łukaszenkę, by dostarczył żołnierzy. Łącznie z groźbami pozbawienia go władzy lub życia i zastąpienia osobą w pełni sterowalną przez Moskwę – powiedziało dziennikowi źródło.