Czym jest ZBiR? Tak Putin chce wciągnąć Białoruś w otwartą wojnę
Setki rosyjskich żołnierzy wjeżdżają na Białoruś. W sieci można znaleźć nagrania sprzed kilku dni z kolumnami ciężarówek czekających przed granicą i te, na których Rosjanie witani są chlebem i solą.
W sumie na Białoruś z Rosji ma przybyć około 9000 wojskowych w ramach "formowania regionalnego zgrupowania wojsk" – takie informacje przekazała agencja Interfax-Ukraina, powołując się na białoruski resort obrony.
Na Białorusi "coś się dzieje"
W mediach społecznościowych udostępniono na przykład nagranie, na którym widać transfer sprzętu wojskowego z nowymi znakami taktycznymi. Pociąg uchwycono pod Mińskiem.
O tym, że na Białorusi "coś się dzieje", poinformował też Biełsat w niedzielę po południu. Nad Mińskiem pojawiły się wojskowe myśliwce. "Ministerstwo Obrony Białorusi oświadczyło wcześniej, że na Białoruś zaczęło już przybywać rosyjskie lotnictwo" – dodano.
Czy białoruski dyktator wyda rozkaz do ataku? To pytanie od kilku pada coraz częściej. Mówi o tym sam prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, który uważa, że Władimir Putin chce za wszelką cenę wciągnąć Białoruś do wojny.
ZBiR idzie na wojnę?
Rosja i Białoruś tworzą państwo związkowe – określane zwykle jako Związek Białorusi i Rosji (ZBiR) lub Związek Rosji i Białorusi (ZRiB). Utworzono je 26 stycznia 2000 roku, na podstawie "Umowy o utworzeniu Państwa Związkowego" z 8 grudnia 1999. Oficjalnie Państwo Związkowe Rosji i Białorusi ma na celu doprowadzenie w przyszłości do integracji gospodarczej i walutowej obu krajów. Jedynym działającym organem jest natomiast Zgromadzenie Parlamentarne Związku Białorusi i Rosji.
Putin kilkakrotnie dawał Łukaszence do zrozumienia, że jest możliwość stworzenia jednego państwa. Taką propozycję strona rosyjska złożyła w czerwcu i sierpniu 2002 – Białoruś miała stać się "trzema zachodnimi guberniami Rosji". Zgody, co ciekawe, nie wyraził jednak rząd Białorusi.
Kolejną sprawą, która miała wpływ na stosunki wewnątrz ZBiR-u, były sankcje gazowe nałożone przez Rosję na Białoruś w lutym 2004. Stosunki się ochłodziły, czego przejawem było odwołanie ambasadora białoruskiego z Moskwy przez Łukaszenkę.
Kryzys jednak zażegnano, bo obecnie stale odbywają się zebrania przedstawicieli tzw. państwa związkowego, a strona białoruska wskazuje na chęć współpracy i integracji z Rosją. Analizowanym projektem jest np. wprowadzenie rubla rosyjskiego na Białorusi.
Planów jest więcej. 10 września 2021 w Mińsku odbyło się posiedzenie Rady Ministrów Państwa Związkowego, na którym uzgodniono listę 28 tzw. Programów Związkowych. Dotyczą one m.in. ujednolicenia ustawodawstwa w zakresie ustawodawstwa podatkowego i celnego, handlu i gastronomii czy działalności turystycznej. Decyzję o wdrażaniu celów podpisano 4 listopada tego samego roku przez obu dyktatorów.
Jednak ZBiR posiada także – wspomniane na początku – wspólne, regionalne zgrupowanie wojsk na wypadek "zwiększenia poziomu zagrożenia". Głośno było o tym już w 1999 roku, kiedy w czasie wojny o Kosowo Slobodan Milošević chciał przyjęcia Jugosławii do ZBiR-u. Był to sprytny zabieg taktyczny, mający jeden cel: włączenie Rosji do konfliktu z NATO. Po klęsce Jugosławii o pomyśle Miloševicia szybko zapomniano.
Jednak teraz dyktatorzy przypomnieli światu o tym zapisie. W ubiegły poniedziałek (10 października) Rosja i Białoruś podjęły decyzję o rozmieszczeniu "regionalnej grupy wojsk". Alaksandr Łukaszenka miał nawet zwołać pilne zebranie wojskowej kadry dowódczej.
O wspólnych działaniach dyktatorów poinformowała rosyjska agencja propagandowa Ria Novosti. – W związku z zaostrzeniem się sytuacji na zachodnich granicach Państwa Związkowego zgodziliśmy się na rozmieszczenie regionalnego ugrupowania Federacji Rosyjskiej i Republiki Białorusi – powiedział Łukaszenka.
Białoruski przywódca skłamał też w swoim wystąpieniu, mówiąc o zagrożeniu nie tylko ze strony Ukrainy, ale także NATO, które z "szeregiem krajów europejskich rozważa opcje możliwej agresji na Białoruś".
– Dziś Ukraina nie tylko dyskutuje, ale planuje uderzenia na terytorium Białorusi. Oczywiście Ukraińcy absolutnie tego nie potrzebują. To szaleństwo z punktu widzenia wojska, ale mimo wszystko proces się rozpoczął. Są popychani przez przywódców do rozpętania wojny z Białorusią. Aby nas wciągnąć, rozprawić się z Rosją i Białorusią w tym samym czasie – powielał kłamstwa kremlowskiej propagandy.
Łukaszenka w każdym wystąpieniu zapomina jednak, że to Rosja Putina rozpętała wojnę. Zapomina, że Ukraina nigdy nie zaatakowała Białorusi, mimo że z Białorusi spadały pociski na Ukrainę, w tym na Kijów. Białoruski reżim dba jednak o swojego "większego brata" – udziela pomocy medycznej rannym rosyjskim żołnierzom, udostępnił też Rosjanom teren jednej ze swoich baz wojskowych.
"Putin traktuje Łukaszenkę jak kmiotka"
W sobotę białoruski resort obrony poinformował o przybyciu na Białoruś eszelonów z rosyjskimi wojskami. Nie sprecyzowano jednak liczby przybyłych żołnierzy.
"Mińsk może wykorzystać daną sytuację do ogłoszenia mobilizacji lub do wzmocnienia przekazów o potrzebie wsparcia Rosji poprzez dyslokację na Białorusi dodatkowych jednostek rosyjskich" – stwierdził Michał Marek, ekspert od dezinformacji z Centrum Badań nad Współczesnym Środowiskiem Bezpieczeństwa.
Jego komentarz pojawił się w dniu, w którym Rosja i Białoruś podjęły decyzję o rozmieszczeniu "regionalnej grupy wojsk". Jak dodał ekspert, możliwe jest, że "Mińsk rozpocznie ostateczne przygotowania do udziału w wojnie". "Nie jest to jednak pewne" – zaznaczył Michał Marek.
Jak informowaliśmy w naTemat, na początku października Łukaszenka oficjalnie przyznał, że jego kraj bierze udział w wojnie w Ukrainie. Dodał, że Białorusini "nie zabiją nikogo". – Nigdzie nie wysyłamy naszego wojska. Nie naruszamy naszych zobowiązań. Nasz udział ma przede wszystkim zapobiec rozprzestrzenianiu się tego konfliktu na terytorium Białorusi. Po drugie, aby zapobiec atakowi na Białoruś pod przykrywką specjalnej operacji wojskowej Polski, Litwy i Łotwy – przekonywał.
Alaksandr Łukaszenka jest marionetką w rękach Władimira Putina. Białoruski tygodnik "Nasza Niwa", powołując się na źródła w armii, poinformował 14 października o podjęciu przez prezydenta Białorusi decyzji o przeprowadzeniu ukrytej mobilizacji w celu uzupełnienia składu osobowego jednostek bojowych.
Jednak w to, że białoruski dyktator ogłosi mobilizację i jego armia weźmie faktyczny udział w wojnie, nie wierzy gen. Roman Polko. – Łukaszenka nie wyda rozkazu do ataku, ponieważ nie chce dołączyć Putina, który już jest przegrany – komentuje w rozmowie z naTemat.
Jak dodaje, "gdyby Łukaszenka chciał zaatakować Ukrainę, już dawno by to zrobił". – Prezydent Białorusi martwi się o własną skórę – ocenia wojskowy i dodaje: – Jest między młotem i kowadłem. Tym młotem jest Putin, a kowadłem społeczeństwo białoruskie, które nie chce iść na wojnę.
– Największym zagrożeniem dla Łukaszenki byłoby to, gdyby ogłosił mobilizację i wysłał swoje wojsko na front. Żołnierze białoruscy są słabo wyposażeni, bo dużo sprzętu zostało zabranego przez Rosję. Ginęliby na froncie, a zbuntowane społeczeństwo mogłoby uderzyć w samego prezydenta – zauważa gen. Roman Polko.
I dodaje: – Łukaszenka doskonale zdaje sobie z tego sprawę, próbuje lawirować i jest w tym niezły. Putin traktuje go jak kmiotka, któremu wszystko nakazuje, ale wątpię, że białoruski prezydent podpisałby na siebie wyrok, a tym byłby rozkaz do ataku. Dlatego oszukuje Putina, gra tak samo od wielu lat.
Do decyzji dyktatorów Rosji i Białorusi o rozmieszczeniu grupy wojsk ZBiR-u odniósł się także Ned Price, rzecznik Departamentu Stanu USA. – Dopóki reżim Łukaszenki kontynuuje wspieranie Kremla w agresji przeciwko Ukrainie, dopóty będziemy stosować nowe gospodarcze środki oddziaływania nie tylko przeciwko Rosji, ale też przeciwko Białorusi, w tym przeciwko instytucjom i elitom – przekazał.
Zareagowała także Unia Europejska. Zapowiedziano, że na zbliżającym się szczycie pojawi się temat sankcji wobec Mińska, jeśli Łukaszenka zadecyduje o większym zaangażowaniu w wojnę.