To najobrzydliwsza gra, jaka kiedykolwiek powstała. "Scorn" oddaje hołd twórcy Obcego
- "Scorn" to gra survival horror autorstwa Ljubomira Peklara i Ebb Software, która czerpie inspirację z twórczości Hansa Rudolfa Gigera, autora projektu Ksenomorfa w filmie "Obcy: Ósmy pasażer Nostromo" Ridleya Scotta.
- O czym opowiada głośne dzieło? Nasz protagonista próbuje uciec przed złem swojej cywilizacji, która wyglądem przypomina istne piekło.
- "Scorn" oddziałuje na najgłębiej skrywane lęki graczy - epatuje okrucieństwem i brzydotą. To tytuł dla ludzi o mocnych nerwach.
- Mechanika gry Ebb Software polega na badaniu lokacji, skradaniu się, okazjonalnym strzelaniu i rozwiązywaniu zagadek.
- "Scorn" osiągnęło to, czego nie udało się osiągnąć grze "Agony". Nawiązania do dzieł Gigera robią takie samo wrażenie jak odniesienia do twórczości Zdzisława Beksińskiego w "The Medium".
O czym jest gra "Scorn"?
Chodzimy bez większego celu po biomechanicznych tunelach pełnych istot, o jakich nie śniłoby nam się nawet w najgorszych koszmarach sennych. Ze ścian kanałów wyrastają kończyny, z których cieknie krew, śluz i inne ludzkie wydzieliny. Widok ten może kojarzyć nam się z piekłem Dantego, choć nim nie jest. To po prostu inna cywilizacja, której historii nie jesteśmy w stanie w pełni zbadać.
"Scorn" ukazuje graczom świat, w którym liczy się walka o przetrwanie. Nasz niemy protagonista na własnej skórze przekonuje się, jak wygląda cykl życia i śmierci. Ratuje napotkane na drodze istoty tylko po to, by później je zabić, a ich esencję życiową (krwawą papkę, która po nich pozostanie) wykorzystać dla własnych celów.
W dziele Ebb Software nie usłyszymy żadnych dialogów, a same jęki cierpienia i odgłosy miażdżenia ciał. Nasz bohater przyzwyczajony jest do widoku śmierci. Nie dziwi nas zupełnie, że w pewnym momencie mężczyzna decyduje się odnaleźć dla siebie zbawienie. W jaki sposób chce ocalić swoją duszę? Sami tego do końca nie wiemy. Biernie obserwujemy jego desperację, gdy zabija ubrudzony karmazynową krwią płód, bądź innych, równie pokracznych niewolników. Wątpimy w każdą jego decyzję.
To prawie 50 proc. strzelania, 50 proc. rozwiązywania zagadek i eksploracji. Jest to stara gra typu survival horror.
Śladami Hansa Rudolfa Gigera
Kraina, w której przyszło żyć naszej postaci, to krajobraz rodem z obrazów szwajcarskiego malarza Hansa Rudolfa Gigera. Artysta znany jest powszechnie ze swojego artystycznego wkładu w serię filmów "Obcy" Ridleya Scotta. To on zaprojektował wygląd Ksenomorfa.
Estetyka "Aliena" była inspiracją dla twórców gry "Scorn". Giger, projektując sylwetkę tytułowego kosmity, chciał utrwalić w niej esencję największego ludzkiego strachu – wydać na świat coś, co przerazi ludzi do szpiku kości. Humanoidalna kreatura o wilgotnym czarnym pancerzu i monstrualnym szkielecie do dziś uchodzi za jeden z najbardziej kultowych wymysłów popkultury.
Reżyser "Scorn" Ljubomir Peklar wybrał styl Gigera do swojej gry, ponieważ uznał, że najlepiej oddaje klimat relacji między człowiekiem a technologią. W survival horrorze cywilizacja chyli się ku upadkowi, a rzeźby gigantycznych ludzi przypominają nam o dawnej świetności tego miejsca. Co poszło tam nie tak? Odpowiedź na to pytanie odkryjemy poprzez rozwiązywanie zagadek i puzzli. Nie oczekujmy jednak, że twórcy podadzą nam na tacy, jaki jest sens ich magnum opus.
Zero taniego efekciarstwa
Fani gatunku horroru i science fiction mają przed sobą nie lada kąsek, który nie straszy tanimi chwytami (jumpscare'ami), a sięga głębiej. "Scorn" żywi się fobiami graczy (m.in. trypofobią). Lepka sceneria działa na wyobraźnię, wzbudzając obrzydzenie i potęgując w nas chęć ucieczki.
Spędziłam w "Scorn" kilka godzin i w trakcie pierwszego przejścia gry musiałam wielokrotnie ją wyłączać. Nędzne życie bohatera mnie zwyczajnie przytłoczyło. Poza tym jego podróż ładnie wpisuje się w dyskusje na temat współczesnych problemów takich jak konsumpcjonizm, przemijanie, etyka czy bioinżynieria.
Chodzi o zanurzenie graczy w ten świat i stworzenie poczucia przerażenia poprzez doświadczanie nastroju oraz atmosfery jego scenerii. Większość współczesnych horrorów jest bardzo trywialna w dążeniu do przestraszenia publiczności. Głośne dźwięki i upiorne dzieci-duchy to wszystko, co mają do zaoferowania.
Mechanika "Scorn" należy do tych bardziej oszczędnych. Mamy w niej skąpe elementy skradania się i walki; od czasu do czasu musimy rozwiązać jakąś układankę, aby przejść do kolejnego aktu gry. Fenomen tego tytułu polega na obserwacji działań bohatera – sami jako tako nie mamy większego wpływu na podejmowane przez niego decyzje. Można rzec, że wykonujemy tylko rozkazy naszego protagonisty.
Jeśli chodzi o warstwę wizualną i jej wykonanie "Scorn" nie ma wysokich wymagań graficznych ani nie skręca w kierunku hiperrealizmu. Obrazy w grze faktycznie są żywe, surrealistyczne i - o dziwo - wiarygodne, ale nie biją po oczach nadmiernym efekciarstwem.
Technologia nieustannie nas rozwija i jest tak powszechna, że nawet nie zwracamy na to uwagi. Ale jeśli przyjrzymy się uważnie, zauważymy, że ulepszenia technologiczne są wszędzie i będą jeszcze bardziej rozpowszechnione w przyszłości. Ta sama zasada dotyczy świata Scorn.
Czy "Scorn" to najstraszniejsza gra wszech czasów?
"Scorn" udało się osiągnąć to, czemu nie podołało "Agony", które przed premierą błędnie okrzyknięto mianem najstraszniejszej gry wideo wszech czasów. Ljubomir Peklar i Ebb Software nie zamierzali ot tak epatować brzydotą i cierpieniem. Zbudowali świat i intrygującą historię, w której paskudna estetyka ma głęboko zakorzeniony sens.
Jeżeli macie ochotę na gore i body horror, po którym doświadczycie mdłości i zawrotów głowy, to powinniście sięgnąć po "Scorn". Giger w tej grze potrafi być tak samo straszny jak Zdzisław Beksiński w "The Medium".