Ludzie Ziobry upublicznili protokoły zeznań wspólnika Falenty. Mają obciążać syna Tuska

Natalia Kamińska
19 października 2022, 19:01 • 1 minuta czytania
W środę PK upubliczniła protokoły zeznań wspólnika Falenty. W opublikowanych zeznaniach najmocniejszy wydaje się być zarzut przyjmowania korzyści majątkowych przez Michała Tuska. Syn lidera PO już skomentował publikację Prokuratury Krajowej.
Szef MS Zbigniew Ziobro Fot. Tomasz Jastrzebowski/REPORTER

Po godz. 18 w środę na stronie PK opublikowano sześć protokołów - z 23 września 2014 r., 24 sierpnia 2015 r., 20 listopada 2017 r., 16 lipca 2018 r., 16 września 2019 r. i 11 czerwca 2021 r.

"Zaznaczam, że - w przeciwieństwie - do Pana Donalda Tuska – prokuratura nie podchodzi do ich treści bezkrytycznie" – dodał Ziobro.

Całość protokołów w oryginalnej zeskanowanej formie można przeczytać na stronie Prokuratury Krajowej:

Protokoły: Protokoły wyjaśnień i zeznań Marcina W.

W opublikowanych zeznaniach najmocniejszy wydaje się być zarzut przyjmowania korzyści majątkowych przez Michała Tuska, ale nawet media przychylne obozowi rządzącemu wspominając o tym, zaznaczają, że opowieść "brzmi niewiarygodnie".

W jednym z protokołów świadek zeznał, że wręczył łapówkę w wysokości 600 tys. euro.

Syn Tuska komentuje publikację PK

To totalne bzdury. Informacje o tych zeznaniach pojawiały się już w mediach. Prokuratura ma je od lat. Nigdy przez te wszystkie lata nie byłem nawet przesłuchiwany w tej sprawie – ocenił w rozmowie z Onetem Michał Tusk.

– Dla mnie jest dość jednoznaczne, że Zbigniew Ziobro wykorzystuje prokuraturę jak pałkę do walenia w opozycję i jednocześnie do ochrony ludzi PiS – uważa Katarzyna Lubnauer, z którą rozmawiała nasza redakcja. Nie brakuje też komentarzy ze strony przedstawicieli mediów. "No to w obliczu ujawnionych przez prokuraturę protokołów komisja śledcza jest chyba niezbędna prawda? Skoro od 2019 prokuratura wie o tym młodym Tusku i nic z tym nie zrobiła, to przecież to trzeba wyjaśnić czyż nie?" – skomentowała publikację zeznań dziennikarka Dominika Długosz.

O co chodziło w aferze taśmowej?

Afera taśmowa (zwana też aferą podsłuchową) z 2014 roku była jedną z najgłośniejszych afer politycznych ostatnich lat. W kilku warszawskich lokalach, w tym głównie w restauracji "Sowa i Przyjaciele", w której spotykali się przedstawiciele politycznej elity poprzedniego rządu, doszło do szeregu nagrań, które później zostały opublikowane w formie stenogramów na łamach tygodnika "Wprost".

Wśród podsłuchiwanych w aferze taśmowej było blisko 40 osób, w tym Radosław Sikorski, Marek Belka czy Bartosz Arłukowicz, ale też ówczesny prezes zarządu banku BZ WBK Mateusz Morawiecki.

Dodajmy, że jak napisał w poniedziałek dziennikarz "Newsweeka" Grzegorz Rzeczkowski, taśmy z nagranymi rozmowami w 2014 roku miały zostać przekazane Rosjanom. Według dziennikarza tygodnika nie ma dowodów na to, że prokuratura wyodrębniła ten wątek do osobnego postępowania.

Rzeczkowski: Brakuje jednego protokołu

"Brakuje jednego protokołu przesłuchania Marcina W., w którym podtrzymuje swoje wcześniejsze zeznania dot. sprzedaży taśm oraz badania wariograficznego, które potwierdza, że Marcin W. niczego nie ukrywa w sprawie" – mówił o publikacji protokołów Rzeczkowski na antenie Radia Zet.

A przecież wspomniany już Mateusz Morawiecki miał być także nagrywany.