Zaskoczcie nas wszystkich i wygrajcie to. Koniec klątw i klęsk, panowie pokażcie jaja!
- We wtorek polscy piłkarze ruszają do walki w finałach mistrzostw świata
- Po latach klęsk i porażek ciężko nam uwierzyć w sukces, ale znów warto
- Mamy nadzieję, że tym razem coś zaskoczy w Katarze. Panowie pokażcie jaja!
Na ten mecz czekaliśmy bardzo długo. Jedni osiem miesięcy, inni cztery lata, a jeszcze inni lat sześć, albo nawet 36. I teraz wszystkich Polaków jednoczy jeden cel - co już samo w sobie jest fenomenem, bo takie chwile zdarzają się nam bardzo rzadko - czyli pragnienie wygranej z Meksykiem na początek mundialu w Katarze. Znów zaproszono nas na uroczysty bal, ale znów poza radością i dumą mamy wielkie obawy. A jak nasi pomylą kroki i znów upadną?
W marcu 2022 roku udało się nam wywalczyć w Chorzowie awans na mundial, było pięknie. Ale już cztery lata temu w Moskwie obejrzeliśmy klęskę, jakiej nikt nie potrafił sobie nawet wybrazić przed mundialem. I to tak krótko po tym, jak zespół Adama Nawałki zachwycił we Francji i walczył z wielką Portugalią jak równy z równym o półfnał (brzmi jak sen, prawda?) wielkiego turnieju, wtedy mistrzostw Europy. Są i tacy, którzy czekają 36 lat na awans z grupy MŚ, bo pamiętają mundial w 1986 roku, po którym wszystko runęło na dobre.
Takich meczów, turniejów i klęsk mamy w naszej historii bez liku. W łeb w Korei w 2002 roku, baty w Niemczech w roku 2006. Potem bez szans w 2008 roku na Euro, katastrofa w 2012 przed własną publicznością, a potem znów w łeb w Rosji przed czterema laty. Po drodze udało się nam tylko raz uniknąć tej tak zwanej "klątwy" pierwszego spotkania na dużej imprezie. Wygraliśmy z Irlandią Północną w Nicei po bramce Arka Milika i potem nasz zespół dotarł aż do ćwierćfinału.
To dlatego wałkujemy kwestię pierwszego meczu od miesięcy i zaklinamy naszych piłkarzy, by nie zawiedli z Meksykiem. Wygrana da nam energię i wiarę, by awansować do 1/8 finału mundialu i to wie niemal każde małe dziecko w tym kraju. Porażka oznaczać będzie koszmar, który znamy sprzed lat i który wróci do nas jak w horrorze. Remis? Nerwy, wyliczenia, a potem trzęsące się na murawie nogi. Skądś to też już znamy, prawda?
Marzy mi się, wiem że wam również drodzy kibice, zespół dla polskiej piłki wyjątkowy. Bezczelny, pewny własnej klasy, skuteczny i pomysłowy. Może nawet nie grać pięknie, choć my od dekad żyjemy mitem, który wybudowała kadra Kazimierza Górskiego w Niemczech i chcemy, by nasi piłkarze tak grali z najlepszymi. Z polotem, finezją, rozmachem i wielką wizją, która 50 lat temu niosła naszych piłkarzy do medalu MŚ. Dziś chcemy mniej.
Niech ten nasz zespół nie zachwyca, ale niech walczy. Niech ma wady i słabości, ale też je przezwycięża i daj radę. Niech upada, ale wstaje i maszeruje przed siebie. Niech nie będzie idealny, ale swój i pradziwy jak nigdy wcześniej. Właśnie taki jak my. Nie pokonany, zdemotywowany, rozbity i bez nadziei. Tego mamy już dość i takich obrazków w Katarze oglądać nie chcemy. Nie uda się? Trudno, ale niech chociaż wyprują sobie flaki i zostawią serca na murawie. Tego właśnie teraz chcemy.
To taki nasz minimalizm, bo lata klęsk i dostawania po tyłku nauczyły nas, by nie marzyć o czymś więcej. Adam Nawałka jako jedyny potrafił wygrać ten magiczny pierwszy mecz, a potem wszystko ułożyło się znakomicie. Była walka, było wielkie serce, atmosfera i zespół, o jakim przez lata marzyliśmy. Dlatego tak nas zabolał upadek drużyny dwa lata później i klęska na ostatnich MŚ. Rywale odarli nas z marzeń brutalnie i bardzo szybko. Bo taki już jest ten świat i ta piłka nożna. Nie ma zmiłuj.
Ale jest kolejna szansa i nowy dzień, a wraz z nim nowa nadzieja. Mamy na głowie kryzys, mamy wielką inflację, mamy drożyznę i zimę najcięższą od lat, a za granicą (a od niedawna już nawet nie tak daleko) krwawą wojnę. I chyba nigdy tak bardzo nie był nam potrzebny sukces, chwila zapomnienia, radości i pokrzepienia. Wiadomo, piłkarze nie odpowiadają za to, co dzieje się dookoła i jak zaskakuje nas świat. Ale mogą nam pomóc zwyciężać na co dzień w naszych małych bitwach i potyczkach.
Rzućmy więc na bok nasze lęki, oddajmy się choć trochę piłkarskiej gorączce - tak, te słowa w listopadzie i przy okazji nieludzkiego gospodarza mundialu, jakim jest Katar brzmią jak ponury żart, prawda? - i pokażmy, że potrafimy się zjednczyć. Wspierajmy nasz zespół, kibicujmy i pokażmy też sami sobie, że chcemy i potrafimy być razem. A może właśnie ten 22 listopada, jak nigdy w naszej historii, okaże się datą radosną, przyjemną i przełomową.
Na sukces piłkarzy wypada nam liczyć także dlatego, że to może być ostatni mundial Roberta Lewandowskiego. Człowieka, który zrobił dla naszej kadry, dla polskiej piłki i w ogóle dla tego kraju wiele dobrego. Przykro byłoby oglądać, jak schodzi z mundialowej sceny po raz kolejny zbity jak pies. On ma swoje marzenia, potrafi o nie walczyć i odda serce na murawie. Tak samo jak jego koledzy z kadry, bo każdy z nich chce ten mecz wygrać i chce pomóc.
Ale czy dadzą sobie radę? Cóż, z tym pytaniem zostaniemy do wieczora. Oby nasi piłkarze udzielili odpowiedzi w takiej formie, by już nikt w nich nie wątpił i żeby porwali Polskę ze sobą. Podskórnie czuję, że wszyscy tego chcemy, ale kolejne lata porażek nauczyły nas, by nawet nie marzyć. A to przecież od marzeń małego chłopca czy małej dziewczynki zaczyna się przygoda, którą można skończyć wznosząc złoty Puchar Świata ponad głowę. I tyle.
Reprezentacja Polski rozegra na mundialu w Katarze trzy mecze w pierwszej fazie turnieju. Biało-Czerwoni w grupie C zmierzą się kolejno z Meksykiem 22 listopada, Arabią Saudyjską 26 listopada i z Argentyną 30 listopada. Celem naszej drużyny jest awans do fazy pucharowej MŚ i występ przynajmniej w 1/8 finału. Mecz otwarcia, mecz o wszystko oraz mecz o honor? Mamy szczerą nadzieję, że nie tym razem. Do boju Polska, pokażcie jaja!