Lekarz zasugerował, by zaszczepić dziecko. "Zostałem zaatakowany. Co trzeba mieć w mózgu?"
- Wielu lekarzy spotkało się już z agresją ze strony pacjentów
- Chodzi zarówno o agresję słowną jak też przypadki przemocy fizycznej
- Głównym powodem jest frustracja pacjentów złą organizacją systemu, z którą medycy nie mają nic wspólnego
Naczelna Izba Lekarska odnotowała ponad 330 przypadków agresji w szpitalach i przychodniach. W pandemii najwięcej kłótni, a czasem aktów przemocy fizycznej, wynikało z odmowy noszenia maseczek. Medycy z jednej strony byli nagradzani brawami za ich pracę przy pandemii, a z drugiej dochodziło do agresji pacjentów sfrustrowanych brakiem dostępu do leczenia, ale także tych, którzy nie uznawali obostrzeń i np. obowiązku noszenia maseczek.
Pandemia COVID-19 już minęła, ale system ochrony zdrowia daleki jest od ideału. Wielu pacjentów jest sfrustrowanych tym, że muszą czekać w długich kolejkach, odbijają się od drzwi kolejnych gabinetów, szukając pomocy.
Szczególną grupą pacjentów są antyszczepionkowcy nieuznający aktualnej wiedzy medycznej. Fala agresji z ich strony wobec medyków to głównie obraźliwe wpisy w social mediach wobec propagujących szczepienia lekarzy. Niestety dochodzi też do rękoczynów.
Jeden z lekarzy na Twitterze poinformował o takim akcie.
"Co trzeba mieć zamiast mózgu, by na sugestię zaszczepienia dziecka na gruźlicę, zareagować agresją wobec lekarza? Jaki mechanizm rządzi tym odruchem, gdy na sam dźwięk słowa "szczepienie", pięści zaczynają iść w ruch? Zostałem dziś w przychodni zaatakowany. Nic mi nie jest" - napisał dr Brunet.
Jak wynika z odpowiedzi do komentarzy, chodziło o rodziców, którzy tuż po porodzie odmówili obowiązkowych szczepień dziecka przeciw gruźlicy, więc zostali wezwani przez lekarza z przychodni w tej sprawie.
Trudno oszacować faktyczną skalę zjawiska
To tylko jeden z licznych przykładów agresji pacjentów wobec personelu medycznego, z których tylko niektóre wychodzą na światło dzienne. Faktycznej skali tego zjawiska nikt do końca nie zna, bo nie wszystkie takie przypadki są zgłaszane z różnych powodów. Lekarze zwykle nie mają po prostu czasu, bo w kolejce przed gabinetem czekają kolejni pacjenci.
Tomasz Imiela, wiceprezes okręgowej izby lekarskiej w Warszawie, przyznaje, że taki przypadki nie są rzadkością, ale jednocześnie szuka wytłumaczenia dla takich zachowań pacjentów.
– Zaczęło się o tym mówić więcej w okresie pandemii, bo był jeszcze większy problem z dostępem do lekarza, a agresja najczęściej wynika z tego, że jest zła komunikacja wywołana przez ciężkie warunki pracy. Jeżeli mamy zatłoczone miejsce, ludzie czekają po wiele godzin i do tego zmęczony personel, przeładowany pracą, to wtedy najczęściej może dojść do takiej sytuacji – mówi dla Natemat.pl Tomasz Imiela.
– Druga taka sytuacja, to gdy przychodzą osoby, które mają skrajne poglądy, np. nastawione anty na aktualną wiedzę medyczną i nie zgadzają się na nic, a z drugiej strony próbują wymusić pewne rozwiązania, które uważają, że są dla nich najważniejsze – dodaje.
Według niego obie te przyczyny są nadal aktualne, dlatego przejawy agresji wciąż się zdarzają.
Wszystko sprowadza się do tego, że system ochrony zdrowia "nie funkcjonuje tak, jak powinien". – To delikatnie powiedziane – komentuje nasz rozmówca.
Jednocześnie przypomina, że "to nie lekarz, który jest w danym momencie w pracy, decyduje o tym, jak ten system działa".
– Lekarz przychodzi i wykonuje swoją pracę najlepiej jak umie, natomiast organizują nam system decydenci plus managerowie z poszczególnych jednostek. To duży kłopot – zastrzega.
Wsparcie w samorządzie zawodowym
Samorząd lekarski stara się organizować szkolenia i wsparcie dla medyków. Takie działania organizują zarówno poszczególne okręgowe izby, jak również Naczelna Izba Lekarska.
– Samorząd lekarski podkreśla, że wszelkie przejawy hejtu i agresji nie powinny być akceptowane, należy na takie sytuacje reagować, a osoby wykonujące zawód zaufania publicznego powinny mieć zapewnione warunki dające poczucie bezpieczeństwa, w tym bezpieczeństwa prawnego. W czasie pandemii głośno było o atakach na lekarzy, gdzie mnóstwo agresji pojawiało się w kontekście szczepień, maseczek, obostrzeń – mówi Natemat.pl rzeczniczka prasowa Naczelnej Rady Lekarskiej Renata Jeziółkowska.
Jak dodaje, samorząd zwraca też uwagę na agresję i hejt generowane w internecie, czemu sprzyja m.in. poczucie anonimowości.
Ze strony samorządu lekarze mogą liczyć na wsparcie np. Rzecznika Praw Lekarza. Przy izbach lekarskich istnieją bądź tworzone są biura oferujące bezpłatne porady prawne czy specjalne zespoły ds. naruszeń.
Potwierdza to Tomasz Imiela. – My się staramy wspierać lekarzy, zapewniamy im opiekę prawną. Lekarze, którzy czują, że ich bezpieczeństwo jest zagrożone, oprócz służb publicznych, mają do dyspozycji także pomoc prawną z naszej strony – zapewnia wiceprezes OIL w Warszawie.
Warszawska izba organizuje również np. kursy z samoobrony dla lekarzy, które cieszą się bardzo dużym zainteresowaniem. Tu jednak - jak podkreśla Tomasz Imiela - trudno stwierdzić, czy powodem jest ogólne zainteresowanie takim kursem i chęć zdobycia takich umiejętności, czy wprost strach przed ewentualną agresją ze strony pacjentów.
Z czego to wynika?
Wiceprezes OIL w Warszawie zastrzega, że "nie chce winić pacjentów", ponieważ akty agresji z ich strony wynikają głównie z frustracji, a ta z kolei z bardzo złej organizacji systemu, ale też kiepskiej edukacji na temat funkcjonowania tego systemu.
– Gdybyśmy mieli sprawnie działający system, gdzie ludzie czekają komfortowo lub w ogóle nie czekają na wizytę czy badania, to takich przypadków agresji byłoby znacznie mniej – uważa wiceszef OIL w Warszawie.
Przyznaje, że jeżeli lekarz pracuje przez wiele lat i dziennie przyjmuje kilkudziesięciu pacjentów, to raczej każdy z medyków spotkał się lub spotka z jakimś przejawem agresji ze strony sfrustrowanego pacjenta.
Od wyzwisk do pobicia
Naczelna Izba Lekarska wspólnie z Naczelną Izbą Pielęgniarek i Położnych prowadzi rejestr monitorowania agresji w służbie zdrowia. Od 2010 roku, kiedy zaczęto liczyć takie zdarzenia, stwierdzono ich do końca 2021 r. - 330. To tylko wierzchołek góry lodowej.
Te agresywne zachowania skierowane przeciwko pracownikom ochrony zdrowia to najczęściej agresja słowna. Chodzi o znieważanie, groźby, pomawiania, wyzwiska, insynuacje, szantaż lub inne zachowania. Krzyki i trzaskanie drzwiami gabinetu, czy rzucanie dokumentacją medyczną również nie są rzadkością. Niekiedy jednak dochodzi nawet do rękoczynów i fizycznych ataków na medyków.
Samorząd lekarzy apeluje do decydentów
Samorząd lekarski nie raz apelował do rządzących o większą ochronę i walkę z takim zjawiskiem.
Jak podkreśla Renata Jeziółkowska, "zwrócić należy uwagę, że do kwestii problemu hejtu i agresji oraz stworzenia narzędzi i warunków zwiększających poczucie bezpieczeństwa osób wykonujących zawód zaufania publicznego należałoby podejść systemowo".
– Istotnym dodatkowym aspektem jest również edukowanie społeczeństwa oraz dbanie o kulturę dyskusji publicznych, opartą na szacunku, a nie krzywdzących stereotypach – dodaje rzeczniczka prasowa NRL.
Przypomina o stanowiskach, jakie samorząd niejednokrotnie już wydawał w sprawie agresji wobec lekarzy.
W sierpniu ubiegłego roku Prezes NRL ponownie zwrócił uwagę, że powtarzające się przejawy agresji, pogardy i języka nienawiści wobec medyków, także w związku z prowadzoną akcją szczepień przeciwko COVID-19, wymagają nie tylko potępienia, ale przede wszystkim zmiany postawy organów ścigania i wytyczenia nowej polityki państwa w tym zakresie, także z uwzględnieniem stosownych zmian w prawie.
Zdaniem NRL prokuratura dotychczas bagatelizowała przypadki agresji wobec medyków, uznając, że interes społeczny nie przemawia za wszczynaniem postępowań karnych z urzędu. Stąd apel NRL o zmianę tej praktyki.
O tym, jaki stosunek do lekarzy ma minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, pisaliśmy nie raz.
W ostatnim czasie także prezes PiS Jarosław Kaczyński podczas spotkań z wyborcami podsycał negatywne nastawienie do lekarzy, mówiąc o "wpływowych grupach" i lekarzach, przez których pacjenci na zydlu wiele godzin czekają na wizytę. Jednocześnie wytykał im wysokie zarobki, nie wspominając już o tym, że wynikają one często z pracy znacznie ponad normę m.in. nocnych dyżurów.
Ostatnie stanowisko NRL sprzed trzech dni ma związek z zabójstwem komornik sądowej Ewy Kochańskiej.
Lekarze domagają się podjęcia zdecydowanych działań mających na celu zwiększenie bezpieczeństwa osób wykonujących zawody zaufania publicznego.
Tylko stanowczy sygnał ze strony rządu czy organów ścigania o zerowej tolerancji dla takich działań mógłby zapobiec wielu przypadkom, w których lekarze czuli się zastraszani. Czy przyjdzie im na to czekać do najbliższych wyborów, licząc na zmianę opcji rządzącej?