Fani true crime się zagalopowali. Morderstwo czterech studentów w Idaho to nie zabawa w Sherlocka

Zuzanna Tomaszewicz
06 grudnia 2022, 19:21 • 1 minuta czytania
Fascynacja true crime to ogólnospołeczny fenomen, który powoli odsłania przed nami swoją prawdziwą, problematyczną twarz. Bez wątpienia to, co niewyjaśnione, zawsze będzie nas intrygować, ale gdzieś należy postawić granicę. Przypadek morderstwa czterech studentów z University of Idaho pokazuje, że zabawa w detektywa, choć bywa pomocna, często sprowadza ludzką tragedię do traktowania ofiar jak fikcyjnych bohaterów rodem z serialu kryminalnego.
Morderstwo 4 studentów z Moscow w Idaho wciąż budzi wiele emocji. Fot. Ted S. Warren / Associated Press / East News; Instagram.com

Fenomen true crime

Wchodzimy na jakikolwiek serwis streamingowy, przed oczami od razu pojawia się przynajmniej kilka propozycji z gatunku true crime (czy to fabularyzowanych, czy też dokumentalnych). Na Spotify podcasty opisujące mrożące krew w żyłach sprawy brutalnych morderstw lub historie z serii "zaginął bez śladu" ustawiają się w topce pozycji najchętniej słuchanych przez internautów.

Po mediach społecznościowych od czasu do czasu krążą nagrania z przesłuchań, analizy mowy ciała podejrzanych bądź osób, które publika okrzyknęła mianem potencjalnych zabójców, i zdjęcia z miejsc zbrodni. Trzeba się naprawdę postarać, by przeglądając sieć nie natknąć się na cokolwiek co dotyczy true crime.

W czym właściwie tkwi niezwykłość wszelakiej maści kryminalnych zagadek i tajemnic, zapytacie. Otóż dla wielu z nas frapujące jest śledzenie spraw, które nierzadko przez nieudolność systemu sprawiedliwości coraz bardziej oddalają się od rozwikłania, jednocześnie pozostawiając nam spore pole do popisu w snuciu teorii. Podstawione nam pod nos poszlaki zachęcają nas do przeprowadzenia śledztwa na własną rękę (nawet jeśli miałoby się ono odbyć wyłącznie w naszych głowach).

Poza tym satysfakcja, jaką czerpiemy z pomyślnie rozwiązanej zagadki (np. wskazania właściwej osoby jako mordercy), może być gratyfikująca i utwierdzać nas w przekonaniu, że jesteśmy dobrzy w te klocki.

Słuchanie historii o takim Jeffreyu Dahmerze, Zodiaku czy zaginięciu Shanann Watts i jej dzieci ma coś wspólnego z oglądaniem horroru. Poniekąd obie rzeczy są studiami ludzkiej natury, serwują nam kontrolowany strach i gwarantują dreszczyk emocji.

Jeszcze inni dostrzegają w true crime walory edukacyjne, a nawet moralizatorskie. Kompas moralny zaczyna wariować, dotychczasowe poglądy konfrontują się z parszywą rzeczywistością, pojawia się też potrzeba przewartościowania swojego życia.

True crime urosło do rangi światowego fenomenu zacierając granicę pomiędzy rozrywką a tragedią w czystej postaci. Krytycy gatunku zwracają uwagę na to, jak powierzchowne stało się postrzeganie ofiar zbrodni. Widz miniserialu dokumentalnego o morderstwie może zacząć myśleć w kategoriach paraspołecznych, nawiązując z zabitą (nieznajomą) kobietą nieistniejącą więź – taką, jaką nawiązujemy z postaci z książek i z celebrytami.

Zdarza się, że komfort rodzin ofiar nie ma szans w starciu z sensacją. Gdy ludzki aspekt schodzi na dalszy plan, to przestroga, że żerujemy na czyimś nieszczęściu. Najlepszym tego przykładem jest sprawa z Idaho w Stanach Zjednoczonych, którą mamy okazję obserwować w czasie rzeczywistym, gdyż po miesiącu od zdarzenia sprawcy / sprawców wciąż nie złapano.

Morderstwo 4 studentów w Moscow w Idaho

W śnieżny niedzielny poranek 13 listopada niewielką miejscowość Moscow w stanie Idaho obiegła makabryczna wieść. Dwójka studentów University of Idaho wynajmujących pokój w trzypiętrowym domu poza kampusem natknęła się na zwłoki czterech współlokatorów - Ethana Chapina, Kaylee Goncalves, Xany Kernodle i Madison Mogen. Na ich ciałach odkryto ślady po wielokrotnym dźgnięciu nożem. U jednych ciosy wskazywały na brutalniejszy atak niż u drugich. Brzmi przerażająco, aczkolwiek okoliczności, w jakich doszło do zabójstwa, były jeszcze gorsze.

Lokalna policja otrzymała zgłoszenie przed godziną 12 o nieprzytomnej osobie. Po przyjeździe na miejsce funkcjonariusze znaleźli zwłoki czterech młodych ludzi. Ciała znajdowały się w pomieszczeniach na drugim i trzecim piętrze. Trzy ofiary były stałymi mieszkankami domu (Mogen, Goncalves i Kernodle), zaś czwarta (Chaplin) nocowała u swojej partnerki.

Po przeprowadzeniu sekcji zwłok koroner poinformował, że studenci najpewniej spali, gdy zaatakował ich nożownik. Tylko jedna z ofiar miała na ciele rany świadczące o samoobronie. Później ujawniono, że obrażenia zadane Goncalves były o wiele brutalniejsze od obrażeń, które ponieśli jej przyjaciele. Fakt ten skłonił ludzi namiętnie śledzących sprawę z Moscow do snucia teorii, że to ona była głównym celem ataku agresora.

Współlokatorzy ofiar, którym nic się nie stało, wrócili do domu przed godz. 1 w nocy (czyli około godziny przed powrotem Mogen, Goncalves, Kernodle i Chaplina) i od razu położyli do swoich łóżek. Warto nadmienić, że ich pokoje znajdowały się na parterze.

Jak twierdził jeden z nich, w trakcie ataku w domu obecny był pies Goncalves. Wiadomo, że jej pupil nie odniósł żadnych ran. Internauci sądzą, że zwierzę musiało znać mordercę, skoro szczekanie nie obudziło śpiących przyjaciół ofiar.

Tuż przed śmiercią - między godz. 2:26 a 2:52 - Goncalves wykonała siedem połączeń telefonicznych do swojego byłego chłopaka Jacka DuCoeura. Mogen również kontaktowała się z partnerem koleżanki, dzwoniąc do niego trzy razy między 2:44 a 2:52. Służby ustaliły, że do ataku musiało dojść między godz. 3 a 4.

Po zawiadomieniu policji o tragicznym zdarzeniu mieszkańcy domu przy ul. King Road, którym udało się przetrwać noc, poprosili o pomoc znajomych z okolicznego akademika. Niektórzy internauci są wściekli na studentów, którzy przybyli do domu przed funkcjonariuszami, argumentując swoją złość tym, że ich obecność tam mogła zniszczyć część dowodów (m.in. zatrzeć ślady dłoni lub butów).

Minuty przed tragedią w Moscow

W sobotę wieczorem Chapin i Kernodle, którzy ze sobą randkowali, wybrali się na imprezę organizowaną w domu bractwa Sigma Chi mieszczącym się na uniwersyteckim kampusie w pobliżu miejsca zamieszkania dziewczyny. Oboje wrócili do domu w nocy około godz. 1:45.

Goncalves i Mogen wybrały się w nocy z soboty na niedzielę do baru The Corner Club w samym centrum miasteczka. Po pewnym czasie opuściły lokal i udały się do pobliskiego food trucka na Friendship Square.

Do internetu wyciekły nagrania z kamer, na których kobiety w towarzystwie kilku mężczyzn rozmawiają ze sobą na podwórku. Użytkownicy TikToka momentalnie zabrali się za analizowanie krótkiego filmu zwracając szczególną uwagę na zakapturzonego mężczyznę stojącego w zaciemnionej alejce tuż za dziewczętami.

"Wygląda podejrzanie"; "Może to morderca"; "Mogen udaje, że robi sobie selfie, żeby złapać na zdjęciu twarz tego faceta" – mogliśmy przeczytać wśród komentarzy pod materiałem wideo. Podejrzanego przesłuchano, lecz z zeznań wynika, że nie ma związku z niedzielnym atakiem.

Przyjaciółki były z powrotem w domu o podobnej godzinie co Chapin i Kernodle. Pod drzwi odwiózł je mężczyzna nazwany początkowo przez policjantów "Uberowcem". Jego także zaproszono na przesłuchanie, które odbyło się bez żadnych rewelacji.

Co ciekawe, według pogłosek Goncalves (21-latka, którą nieoficjalnie uznaje się za główny cel mordercy) miała prześladowcę. "W połowie października widziano dwóch mężczyzn przy lokalnej firmie. Jeden z nich podążał za Kaylee do firmy, a kiedy ta stamtąd wyszła i zaczęła iść w kierunku swojego samochodu, mężczyzna odwrócił się. Nic nie wskazywało na to, by nawiązał z nią kontakt" – oświadczyły służby. Zgodnie z ustaleniami funkcjonariuszy wspomniane osoby nie są w żaden sposób uwikłane w tę sprawę.

Na ten moment śledczy wykluczyli z listy podejrzanych mężczyznę w bluzie z kapturem, który stał za Mogen i Goncalves przy food trucku, osobę, która odwiozła obie dziewczyny do domu, dwóch ocalałych współlokatorów i Jacka DuCoeura, do którego Goncalves oraz Mogen dzwoniły łącznie dziesięć razy. Dodajmy także, że chłopak Goncalves miał nie zgodzić się na testy DNA.

Zabawa w Sherlocka Holmesa i Kurta Wallandera

Miłośnicy true crime od połowy listopada wrzucają na TikToka klipy rozkładające na części pierwsze sprawę śmierci studentów z Idaho - odnoszą się do plotek znalezionych na portalu Reddit; oskarżają publicznie osoby, których służby nie wymieniły oficjalnie wśród podejrzanych; udostępniają zdjęcia ukazujące krew ściekającą po zewnętrznej ścianie domu (w miejscu, w którym swoją sypialnię miała jedna z ofiar); krok po kroku próbują zrekonstruować wydarzenia z 13 listopada, posługując się przy tym rzutem architektonicznym studenckiego domu.

Zapewne część ludzi publikuje takie rzeczy kierując się szczerymi intencjami i chęcią wymierzenia sprawiedliwości. Niemniej należy pamiętać, że niektórzy mogą traktować taką sytuację jako okazję do wybicia się i poprawy swoich zasięgów w mediach społecznościowych. Nie wspominając już o osobach ze znieczulicą, które marzą o zostaniu drugim Sherlockiem Holmesem.

Ba, na TikToku organizowane są nawet seanse spirytystyczne, podczas których medium rozmawia z duchami zamordowanych za pomocą spirit boxa – radia charakteryzującego się siedmiostopniową regulacją szybkości skanowania fal radiowych. "Duch powiedział, że było trzech morderców"; "To brzmi tak, jakby duchy na nowo przeżywały tamtą noc"; "To trzeci seans, podczas którego pojawia się imię Jack" – reagowali na nagrania obserwatorzy.

Do miłośników true crime, którzy od miesiąca żyją scenami z Moscow, z apelem o zaprzestanie szerzenia dezinformacji zwróciło się wielu studentów University of Idaho, a także zwykłych użytkowników Twittera.

"Ludzie już mówią, że chcieliby zobaczyć dokument Netfliksa o morderstwie tych 4 studentów z Idaho. (...) Amerykanie i ich przeklęte upiększanie prawdziwej zbrodni"; "Ktoś musi zamknąć True Crime TikTok. (...) Widziałam film z ponad 100k polubień, w którym twierdzono, że współlokatorzy, którzy przeżyli, mieli 'złe wibracje' i dlatego są podejrzani. Co k*rwa?"; "Jak dzieci... Powinniście wiedzieć, że nie wszystkie informacje są ujawniane publicznie podczas aktywnego śledztwa" – napisali na portalu.

"Dla tych fanatyków to naprawdę jest jakaś gra. Jak zbieranie dowodów i wymyślanie fabuły. Obudźcie się, 4 młodych ludzi zostało brutalnie zabitych, a sprawca wciąż jest na wolności" – skwitowała krytycznie pewna użytkowniczka Twittera.