Beckham ratuje klub piłkarski, a my płaczemy. "Drużyna w opałach" to machlojka, ale jakże urocza

Ola Gersz
07 grudnia 2022, 14:41 • 1 minuta czytania
David Beckham niczym Magda Gessler ratująca polskie knajpy? Nie do końca. Mimo że słynny piłkarz idzie na odsiecz upadającemu klubowi piłkarskiemu Westward Boys, to jest jeden sentymentalny, działający na widza tricka: Brytyjczyk sam zaczynał na wschodnio-londyńskim boiskach i w juniorskiej lidze. Efekt? "David Beckham: Drużyna w opałach" to idealnie skrojona pod wzruszenia, inspirująca, lekko kiczowata produkcja, która ogrzewa lepiej niż (za drogi) węgiel zimą.
Czy David Beckham uratuje londyński klub? Fot. Disney+

Spójrzmy prawdzie w oczy, wszyscy uwielbiamy takie produkcje. Takie, w których ktoś (najlepiej gwiazdorskiego formatu) wyciąga pomocną dłoń do underdogów i przegrywów. Do upadających restauracji, nieradzących sobie biznesów, osób łaknących metamorfozy i życiowych zmian, "trudnych" dzieciaków. Wciąga nas to, wzrusza i inspiruje, utwierdza w przekonaniu, że nie tylko my sobie nie radzimy i daje nadzieję, że jeszcze będzie lepiej.

I tutaj wkracza w glorii David Beckham. Osoba we właściwym czasie i we właściwym miejscu, bo kto może komuś bohatersko pomóc, jeśli nie on?

Legendarny piłkarz Manchesteru United i Realu Madryt, wieloletni kapitan reprezentacji Anglii, oficer Orderu Imperium Brytyjskiego, idol pokoleń, obecnie współwłaściciel klubów Inter Miami CF i Salford City, który ma na koncie m.in. sześciokrotne zwycięstwo w Premier League i triumf w Lidze Mistrzów. Doskonały sportowiec, biznesmen, mąż, ojciec, jeden z najpiękniejszych mężczyzn świata. Bóg (chociaż ostatnio jego boski black nieco przyblakł, o czym za chwilę).

David Beckham to ikona takiego formatu, że pomysł serialu dokumentalnego, w którym brytyjska legenda piłki nożnej ratuje ledwo przędący klub dla nastolatków, brzmi jak strzał w dziesiątkę. Bo tylko pomyślcie: rodzinne miasto Beckhama, grające w piłkę nożną dzieciaki, widmo odpadnięcie z juniorskiej ligi i słynny piłkarz na ratunek. Nawet "Ted Lasso" by tego nie wymyślił.

Strzał w dziesiątkę przynajmniej w teorii. Ale jak "David Beckham: Drużyna w opałach", czteroodcinkowy dokument Disney+, udaje się w praktyce?

David Beckham na ratunek klubowi piłkarskiemu

Westward Boys, klub piłkarski we wschodnim Londynie. Jego drużyna U14, mówiąc łagodnie, zupełnie sobie nie radzi. W całym sezonie chłopaki nie wygrali żadnego meczu, przegrywają osiem, dziewięć do zera... A nie trzeba być piłkarskim fanem, żeby wiedzieć, że to nie za dobrze. Wróć, fatalnie, bo Westward Boys mogą odpaść z juniorskiej ligi Echo Premier League.

To właśnie w tej lidze zaczynał David Beckham, co oznajmia zszokowanym chłopcom, gdy jakby nigdy nic wkracza do ich szatni niczym piękny rycerz w lśniącej zbroi (a przynajmniej tak widzą go młodzi piłkarze, sądząc po ich minach i reakcjach). On, legenda piłki, stawiał pierwsze kroki właśnie na tych samych wschodnio-londyńskim boiskach i teraz chce pomóc drużynie ze swojej małej ojczyzny odbić się od dna.

– Byłem tu, gdzie wy, chłopaki – mówi dzieciakom z Westward Boys. – Kiedy byłem w waszym wieku, zawsze wybierali mnie na końcu, bo byłem najmniejszy – dodaje Beckham i wyznaje, że przestrzelił kilka karnych. A na nastolatkach, które marzą o sukcesie, robi to ogromne wrażenie. Dlaczego? Bo to oznacza, że przecież mogą być w przyszłości tacy, jak on. Bo czym różnił się młodziutki David od nich? Niczym. A przynajmniej w ich głowach.

Beckham bierze się więc za mentorowanie: trenuje, daje fizyczny wycisk, udziela wskazówek, ale przede wszystkim inspiruje. Niczym wspomniany już fikcyjny trener Ted Lasso (skojarzenia cisną się same) i dobry ojciec poznaje młodych piłkarzy i ich rodziny, wysłuchuje ich historii, budzi w sportowcach pewność siebie, odkrywa ich mocne strony, podnosi na duchu i rzuca kwestiami -motywacjami jak z rękawa ("To część większej gry", "Chodzi o to, jaką jesteś osobą", "Nigdy nie trać tego ognia", "Jesteśmy wspólnotą").

Czy Beckham będzie w stanie ocalić drużynę? Mimo że to główny cel "Drużyny w opałach", to podczas seansu zdajemy sobie sprawę, że to wcale nie jest najważniejsze. Bo przecież chodzi o coś więcej. I to jest w serialu Disney+ najpiękniejsze, ale i... najbardziej cwane.

Walka o piłkarskie marzenia

Dlaczego cwane? Bo "David Beckham: Drużyna w opałach" to serial precyzyjnie skonstruowany tak, abyś wylewał łzy i "zrozumiał, co w życiu liczy się najbardziej". Zresztą wystarczy obejrzeć już sam zwiastun, aby poczuć power i... wykryć machlojkę.

Bo przecież David Beckham jest jednym z nich, zaczynał tak samo, jak chłopcy z Westward Boys. Nie wierzycie? Oto jego zdjęcia z dzieciństwa. A jeśli żyliście na innej planecie i nie macie pojęcia, jaki sukces odniósł David, oto dowód: montaż jego największych sukcesów.

I najlepsze: mimo że Beckham to bóg, próbuje nas przekonać, że boi się... jak przyjmie go klub, trenerzy i rodzice. Oczywiście, musi tak powiedzieć do kamery, aby udowodnić, że jest zwyczajnym człowiekiem, ale... litości. Jak mogą go przyjąć? Jak bóstwo i tak się właśnie dzieje. Czy naprawdę twórcy myśleli, że się na to nabierzemy?

Dalej mamy inspiracyjne slogany, podnoszącą na duchu muzykę, dużo łez. Niekończące się frazesy o pewności siebie i poczuciu własnej wartości, które, owszem, są bardzo ważne, ale przyćmiewają rzeczy, które w sporcie kluczowe: talent, treningi, dyscyplina. To jednak nie do końca pasuje do formatu "Drużyny w opałach", bo najważniejsze są JEDNOŚĆ I MARZENIA.

To oczywiście bardzo niewinne machlojki, która nikomu nie szkodzą i nie każdemu muszą nawet przeszkadzać. Przecież o to chodzi w tego typu programach. O prawdziwość, wzruszające historie, inspirujące montaże, coachingowe rady, śmiech, Beckhama nietrafiającego do bramki, na której stoi nastolatek. Pokazanie, że gwiazdy są takie jak my, a z każdej beznadziejnej sytuacji jest wyjście.

Tyle że "Drużyna w opałach" jest amerykańska do bólu, a przydałaby się nieco brytyjskiej ironii i goryczy. Albo polskiej Magdy Gessler rzucającej garami. Bo jest zbyt słodko i rzewnie, a momentami nawet kiczowato. Ale czy przeszkadza? Nie, chyba że jesteś cyniczny do bólu. Ale wtedy lepiej tej produkcji w ogóle nie włączaj.

Mentor David Beckham

Jednak serial Disney+ ma Davida Beckhama. I podczas gdy piłkarz brzmi nieco sztucznie, gdy wypowiada kolejne frazesy przed kamerą oraz nie grzeszy charyzmą, to na boisku i w szatni, wraz z chłopcami jest cudowny.

Ma urok, wdzięk i lekkość. Jest mentorem przez duże "M". Nie krzyczy, ale inspiruje, delikatnie zwraca uwagi na słabe strony, ale skupia się na tych mocnych. Gra z dzieciakami w piłkę i żartuje. Jest fantastyczny i każdy dzieciak z pewnością chciałby mieć takiego "opiekuna". Nic dziwnego, że każdy Beckhama lubi (chociaż teraz mniej, po tym, jak promował Mundial w Katarze za niebotyczne pieniądze mimo łamania praw człowieka w tym kraju).

David Beckham triumfalnie wygrywa ze sztuczną formułą, ale sercem programu są tak naprawdę młodzi piłkarze z Westward Boys. Są rozbrajający, naturalni i szczerzy. Żartują, ekscytują się, marzą i rozrabiają. Są zwyczajnymi dzieciakami, których cieszy wszystko: nie tylko spotkanie z Beckhamem i wizyta w profesjonalnym klubie, ale każdy gol, obroniona bramka, asysta. To dla nich włączasz kolejny odcinek.

Bo na pewno go włączysz. Pośmiejesz się, popłaczesz, pomarzysz. Pomarudzisz, że wszystko jest zbyt ckliwe i... będziesz oglądać dalej. A potem zastanowisz się, jak taki fajny facet jak Beckham, może promować katarskie Mistrzostwa Świata.

Czytaj także: https://natemat.pl/450490,jak-katar-zdobyl-mundial-ten-dokument-na-hbo-max-ujawnia-korupcje-fifa