Stępień wydała całe oszczędności na ratowanie Oliwiera. "Co mogłam, to sprzedałam"
- Pięć miesięcy temu Jakub Rzeźniczak i Magdalena Stępień pochowali syna
- Odszedł Oliwier, który przegrał walkę z rzadkim nowotworem wątroby
- Piłkarz wziął ślub i idzie do przodu. Modelka zaś małymi krokami wraca do medialnego życia
- W najnowszym wywiadzie wspomniała o pieniądzach i kosztach leczenia dziecka
Magda Stępień wydała całe oszczędności na synka. "Co mogłam sprzedałam"
Po dramatycznej walce z rzadkim nowotworem wątroby pod koniec lipca zmarł syn Magdaleny Stępień i Jakuba Rzeźniczaka. Chłopiec miał niespełna rok, a o jego życie długo walczyli rodzice, chcący zapewnić mu najlepszych specjalistów.
Wymagało to gigantycznych nakładów finansowych. Modelka zebrała pieniądze w internetowej zbiórce i wyleciała z synem do Izraela, gdzie maluch był leczony w specjalistycznej klinice. Niestety po pół roku Oliwier odszedł, a jego śmierć poruszyła całą Polskę. Stępień wówczas zniknęła z mediów społecznościowych, a pierwszy wpis po przerwie opublikowała dopiero pod koniec września. Obecnie modelka publikuje głównie posty, które dotyczą jej zmarłego dziecka. Udzieliła też kilku szczerych wywiadów, w tym Darii Różańskiej dla naTemat. – Tak, na początku człowiek nie ma pojęcia, do czego doszło. Mechanicznie wykonuje się wszystkie te czynności. Po pogrzebie to wszystko zaczyna do człowieka dochodzić. I patrzy się na to z perspektywy czasu i myśli: jego już nie ma, nie będzie. I co ja teraz mam ze sobą zrobić? – powiedziała.
– Wszystko traci sens. Człowiek próbuje żyć, ale tak naprawdę ma już wszystko gdzieś. Ciężko jest wszystko poukładać, ciężko jest dalej iść. Tylko ten, kto doświadczył śmierci dziecka, jest mnie w stanie zrozumieć – podkreśliła. Stępień pragnie wspierać ludzi, których spotkała podobna tragedia.
Szczególnie trudnym okresem był dla niej ostatnio świąteczny czas. "Wesołych świąt mojemu dziecku w niebie" – napisała w Boże Narodzenie.
Celebrytka nieraz podkreśliła, że może liczyć na wsparcie rodziny oraz przyjaciół. Na różne eventy "do ludzi" wyciąga ją, chociażby, czy też jej przyjaciółka Anna Markowska, modelka a prywatnie partnerka Kuby Wojewódzkiego. Pomocną dłonią czy słowem otuchy służy Stępień także dziennikarka Anna Wendzikowska.
Choć bywa naprawdę ciężko, celebrytka stara się powoli budować swoje życie na nowo. W ostatniej rozmowie z magazynem "Party" podkreśliła, że zawodowe obowiązki stawiają ją do pionu.
"Pracuję u mojej koleżanki. Gdyby nie ludzie, którzy mnie otaczają i to, że dostałam do nich wsparcie, możliwość pracy i wypełnienia tego czasu do maksimum, to też by było bardzo trudno. Dlatego staje pomału na nogi. To też nie jest tak, że jesteś w stanie nagle pójść do pracy i super się cieszyć wszystkim" – zaznaczyła.
"Wiadomo, że pracujesz, ale to inaczej wszystko wygląda, więc jestem wdzięczna, bo jakbym pracowała w jakiejś korporacji to nie wiem, jakby to było" – dodała Stępień. "Mam takie chwile, że muszę sobie popłakać, taki flashback z tego, co się wydarzyło i to jest bardzo trudne" – przyznała.
Stępień w wywiadzie nawiązała do pieniędzy. Pobyt syna w zagranicznej klinice doszczętnie ją spłukał. Całe oszczędności poszły na rzecz leczenia Oliwiera i utrzymania się w Izraelu. Modelka stara się powoli odbudować swój budżet, choć jak sama podkreśla, w obliczu takiej tragedii, pieniądze w ogóle przestają mieć znaczenie, bo są rzeczy, których kupić się nie da np. zdrowie i życie.
Wszystko, co mogłam sprzedać, sprzedałam, np. moje ubrania. Ja nie miałam wiele oszczędności. Tym bardziej, że wychowywałam go sama, nie pracowałam, więc utrzymanie było trudne. W Izraelu było bardzo drogo. Teraz pomału staje na nogi, próbuję odbić się od tego wszystkiego. Ale pieniądze nie mają już dla mnie takiego znaczenia.
"Ja straciłam swój najcenniejszy dar i skarb i to było dla mnie bezcenne, a teraz te pieniądze są, a jutro może ich nie być" – podsumowała wymownie Stępień.