Nowe fakty ws. śmierci Magdaleny Żuk. Prokuratura otrzymała kolejne materiały z Egiptu
- Polska prokuratura otrzymała materiały z Egiptu, które mogą rzucić nowe światło na sprawę Magdaleny Żuk
- Kobieta zginęła w 2017 roku, gdy sama wybrała się na wakacje do egipskiego kurortu
- Zgodnie z oficjalną wersją, sama wyskoczyła z okna szpitala w Hurghadzie
Materiały dotyczące śmierci Magdaleny Żuk
Sprawa Magdaleny Żuk od początku wzbudzała ogromne emocje. W roku 2017 cała Polska śledziła kolejne doniesienia na temat tego, co mogło stać się młodej dziewczynie w egipskim kurorcie.
Jak już wtedy podawaliśmy w naTemat.pl, Magdalena Żuk tuż po przylocie do Egiptu wysyłała niepokojące wiadomości do rodziny i znajomych. Obsługa hotelowa znalazła ją nieprzytomną w pokoju, dlatego trafiła do szpitala. Tam doszło do tragedii. Kobieta wypadła z okna na drugim piętrze, w efekcie czego zmarła.
Jak ustalił portal Gazeta.pl, w wyniku skierowanego wniosku o międzynarodową pomoc prawną, w ostatnim czasie polska prokuratura uzyskała kolejne materiały z Arabskiej Republiki Egiptu.
Prokurator Tomasz Czułowski z Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze powiedział portalowi, że: "Aktualnie są one tłumaczone, po czym zostaną poddane analizie pod kątem ich kompletności w stosunku do skierowanego przez polską prokuraturę wniosku". Przypomnijmy, że rok po śmierci Magdaleny Żuk, czyli w roku 2018 Prokuratura Krajowa informowała, że nie ma dowodów na to, by Polka była ofiarą przemocy (w tym o podłożu seksualnym), wykluczono również, by padła ofiarą procederu handlu ludźmi. Wskazano, że bezpośrednią przyczyną zgonu Magdaleny Żuk, były obrażenia, jakich doznała w wyniku upadku z okna, m.in. rozległego stłuczenia płuc.
Jak podkreślaliśmy w naTemat.pl, hipotez na temat śmierci Polki było mnóstwo. Pierwszą hipotezą było samobójstwo, w które nie wierzyła jej rodzina. Inne wersje zdarzenia mówiły o tym, że Magdalena mogła paść ofiarą przestępstwa. Wątek ten był jednak badany przez prokuraturę, ale nie znalazł potwierdzenia w materiale dowodowym. Wykluczono m.in. hipotezę o gwałcie.
Nowe fakty ws. Iwony Wieczorek - mężczyzna z ręcznikiem
Ostatnio powrócił także temat Iwony Wieczorek, której zaginięcie do dziś jest owiane tajemnicą. Jak podkreślaliśmy w naTemat.pl, po latach postanowił wypowiedzieć się świadek określany jako "mężczyzna z ręcznikiem", czyli ostatnia osoba, która mogła coś wiedzieć o jej zniknięciu. Przez 12 lat szukała go cała Polska. Tajemniczy "mężczyzna z ręcznikiem" był podejrzewany o udział w zaginięciu Iwony Wieczorek. Niektórzy podejrzewali go nawet o zamordowanie kobiety. Po latach zgłosił się na policję, gdzie został przesłuchany w charakterze świadka.
Jak ustalili dziennikarze "Faktu", "mężczyzna z ręcznikiem", którego szukała cała Polska, dziś mieszka w Chorzowie. Ma złoty kolczyk w uchu, a także charakterystyczny t-shirt, w którym mogliśmy zobaczyć go na nagraniu monitoringu.
W rozmowie z tabloidem zapewnił, że nie ma nic wspólnego ani z zaginięciem, ani z możliwym zamordowaniem Iwony Wieczorek. – Wszyscy zrobiliście ze mnie zabójcę Iwony Wieczorek, a ja nawet w tym dniu tam nie byłem – powiedział.
– Nawet o tym nie wiedziałem. Powtarzam. Mnie tam nie było. Nic więcej nie będę mówił, mam od tego adwokata – dodał. Teodor N. nie odpowiedział na pytanie, co w takim razie robił na nagraniu. Na to pytanie nie odpowiedziała także reprezentująca go kancelaria adwokacka.