Ogromny sukces Polaka. Mateusz Waligóra zdobył biegun południowy
- Mateusz Waligóra zdobył samotnie biegun południowy
- Udało mu się to po 58 dniach wędrówki
- Jest czwartym Polakiem, który ma na koncie taki sukces
W piątek 13 stycznia Mateusz Waligóra ukończył ostatni etap swojej wyprawy i dotarł na biegun południowy. Mężczyzna przemieszczał się przy pomocy nart, bez dodatkowego wsparcia z zewnątrz. Swój ekwipunek ciągnął na saniach.
Waligóra dokonał tego jako czwarty Polak. Wcześniej udało się to również Markowi Kamińskiemu, Małgorzacie Wojtaczce i Jacku Libusze. Z tej czwórki tylko Marek Kamiński zaczynał marsz w innym miejscu, bo na Wyspie Berknera. Stamtąd miał do bieguna 1400 km, które pokonał w 58 dni. Z kolei droga z zatoki Hercules Inlet zajęła Wojtaczce 69 dni, a Libusze 53 dni. W linii prostej to dystans ok. 1150 km.
Waligóra: "Co tu teraz robić?"
Pokonanie tej drogi odbywało się w bardzo trudnych warunkach, zwłaszcza przez pierwsze dwa tygodnie. Mocno sypał wówczas śnieg, co sprawiało, że panowała "biała ciemność", którą polarnicy nazywają "whiteoutem". Wygląda to jak gęsta mgła, która powstaje między innymi w czasie śnieżycy. Nie widać wówczas powierzchni, a przez rozproszenie światła obiekty tracą cień.
Cała drogę Polak szedł delikatnie pod górę. Pod koniec grudnia temperatury znacznie spadły, a odczuwalne było nawet minus 40 stopni Celsjusza.
Sportowiec w wywiadzie z RMF FM tak podsumował swój wyczyn: "kiedy tak długo marzyło się o jakimś celu, tak długo pracowało na ten cel i nagle realizuje się to marzenie, to z jednej strony jest ogromna radość, ale też z drugiej strony jakaś pustka, bo co tu teraz robić?".
Dodał, że miał w swoim życiu szczęście, gdyż mógł zamienić pracę na pasję.
– Sam biegun był celem, ale to, co było ważne, co prowadziło do niego, to droga i ta droga pozwoliła mi się nasycić Antarktydą, więc nie czuję specjalnego żalu, że nie spędzę tutaj kolejnych kilku miesięcy – mówił dla RMF, podsumowując swoją wyprawę.
W piątek trzynastego dotarł na biegun południowy
Mateusz Waligóra skomentował osiągnięcie we wpisie na swoim profilu w mediach społecznościowych.
"Piątek. Trzynastego. Dotarłem do AFE! Biegun południowy. South Pole. Polo Sur. Choć droga wiodła mnie na południe, to jednak kompas zdawał się nieustannie wskazywać moją ulubioną Piątą Stronę Świata. Ta wyprawa wcale nie zaczęła się 58 dni i 1250 kilometrów wcześniej w zatoce Hercules Inlet na pograniczu kontynentalnej Antarktydy i Lodowca Szelfowego Ronne'a. Zaczęła się wiele lat temu na zamarzniętej tafli jeziora Nyskiego w Siestrzechowicach. Nie robiłem żadnych wyjątkowych rzeczy jako dziecko. Ale marzyłem o takich. I nigdy nie przestałem! Przypomnijcie sobie, o czym marzyliście jako dzieciaki. A potem zróbcie to!" – napisał Waligóra.
Zapytany o dalsze plany odpowiedział, że leci na krawędź kontynentu antarktycznego do bazy Union Glacier. Stamtąd po kilku godzinach uda się do Punta Arenas w Chile.