Pawlikowska trafi przed sąd? "Niech organy sprawiedliwości rozsądzą tę kwestię"

Joanna Stawczyk
25 stycznia 2023, 17:37 • 1 minuta czytania
Beata Pawlikowska swoim ostatnim wywodem na temat szkodliwości medykamentów w leczeniu depresji podpadła wielu specjalistom i tysiącom rodaków. Konkretne kroki powzięła dr Maja Herman. Przez ostatnie kilka dni zbierała pieniądze na pozew przeciwko podróżniczce. Teraz w obszernym wpisie kobieta wróciła do tematu.
Beata Pawlikowska trafi przed sąd? Inicjatorka zbiórki na pozew przemówiła Fot. VIPHOTO/East News

"Depresja to nie jesienna chandra. To nie gorsze samopoczucie. To choroba śmiertelna, która stopniowo uniemożliwia funkcjonowanie. Nieleczona może prowadzić w ostateczności do odebrania sobie życia. Ile lat zajęłoby mi dojście do ostatniego etapu choroby, gdybym słuchał rad Pawlikowskiej? Rok, dwa lata, a może sześć miesięcy? Nie wiem, bo na szczęście poszedłem po pomoc" – pisał w felietonie Alan Wysocki w naTemat.

To jeden spośród dziesiątek tysięcy komentarzy po tym, jak Beata Pawlikowska podważyła farmakologiczne leczenie, powołując się na wyniki "najnowszych badań naukowych", z których wynika, że leki na depresję powodują zmiany w mózgu, uzależniają oraz wpływają negatywnie m.in. na masę ciała.

Ostatecznie wideo zniknęło z serwisu YouTube. "Sądziłam, że informacje o nowych badaniach naukowych mogą być ciekawe lub pomocne. Rozumiem, że wiele osób nie życzy sobie, żebym się wypowiadała na ten temat. Szanuję to. Nie zamierzam więcej podejmować tego tematu. Przepraszam osoby, które poczuły się urażone" – zapowiedziała dziennikarka, przepraszając za swoje słowa.

Beata Pawlikowska trafi przed sąd? Inicjatorka zbiórki na pozew przemówiła

"Jestem lekarką, psychiatrką, prezeską Polskiego Towarzystwa Mediów Medycznych i szczerze mam serdecznie dość celebrytów, którzy wypowiadają się o zdrowiu. Szczególnie o zdrowiu psychicznym" – wyjaśniła Maja Herman, założycielka zbiórki, pragnąca pozwać dziennikarkę. Tymczasem na profilu lekarki zagościł nowy post, w którym obszernie odniosła się do sprawy Pawlikowskiej i swoich zapowiedzi. Nadmieńmy, że zbiórka prędko się zapełniła. Wpłacono ok. 32 tys. zł na owy cel.

"W tej dyskusji w ogóle nie chodzi o kneblowanie komuś ust. Tu chodzi o konsekwencje wypowiadanych publicznie słów. Dlatego będę reagować zawsze, kiedy w jakimkolwiek publikowanym tekście, znajdują się treści potencjalnie niebezpieczne, stwarzające zagrożenie dla pacjentów" – zaznaczyła kobieta.

"Gdy przekłamań będzie bardzo wiele, moja reakcja będzie adekwatna do skali zagrożenia. W przypadku ostatniej produkcji pani Beaty Pawlikowskiej ta skala jest bardzo duża. Co najmniej tak duża, jak zasięg słów Pawlikowskiej, której kanały na YouTube i Facebooku śledzi ponad 600 tys. ludzi. Wyobraźmy sobie, że choć jedna z tych osób wystraszy się słów autorki i odstawi leki..." – dodała.

Dlatego, oceniając film Beaty Pawlikowskiej, nie możemy skupiać się i analizować wyłącznie warstwy słownej. Tutaj także ważny jest kontekst. Mimika, ton głosu, uśmiechy, grymasy, zdjęcia i momenty, w których się one pojawiają oraz ogólny wydźwięk przekazu.Maja HermanInstagram i Facebook

Co z pieniędzmi ze zbiórki? Herman tłumaczy: "Dzięki wam wiem, że to wszystko ma sens. Jestem, czytam, działam i gwarantuję, że tak jak obiecałam, występuję na drogę prawną. Niech organy sprawiedliwości rozsądzą tę kwestię, a nie internet".

Przypomnijmy, że w środę (18 stycznia) serwis WirtualneMedia.pl zacytował wypowiedź Pawlikowskiej, która odniosła się do zrzutki. "Chętnie stawię się w sądzie, aby przedstawić wyniki badań tak, jak to zrobiłam w opublikowanym przeze mnie nagraniu" – oświadczyła.