Ten busik to następca kultowego "ogórka". Jeździ świetnie, ale jedna wada nie daje o sobie zapomnieć
Samochód z plakatów, symbol hipisów, po prostu kawał historii. O słynnym "ogórku" można pisać książki, bo stał się elementem popkultury. Słowo legendarny też nie będzie na wyrost, bo ilu z nas nie marzyło choć raz, by przejechać się po USA takim filmowym busikiem? Ten Volkswagen jest trochę jak kapsuła czasu.
Niemcy postanowili zainspirować się własnym konceptem i stworzyli następcę ponadczasowego Transportera. Co z tego wyszło? ID. Buzz nie jest już totalną nowością, bo o tym projekcie dyskutuje się od miesięcy. Teraz przyszedł czas na pierwszy kontakt i prawdziwą weryfikację – za kierownicą.
Pierwsze pytanie nasuwa się samo: ile w nim naprawdę tego historycznego "bulika"? Wizualnie te rysy da się wyłapać szczególnie z przodu. To taki… wesoły samochód, z uśmiechem na masce. Takie wrażenie sprawiał T1 i udało się to odwzorować nowoczesnymi liniami.
Klienci VW błyskawicznie to docenili, bo już w przedsprzedaży zamówiono 21 000 nowych ID. Buzzów. Nie mam wątpliwości, że design odegrał tu kluczową rolę.
Kolejne pytanie: czy ID. Buzz musiał być elektryczny? Trzeba tu spojrzeć szerzej i zdać sobie sprawę, że elektryfikacja to nie jest tylko wymysł Volkswagena. Trend na elektryki rozwija się w Europie, ale też w USA i Chinach. Marki inwestują w to gigantyczne pieniądze – Volkswagen przez najbliższych 5 lat chce wydać 52 mld euro na elektryczną mobilność. ID. Buzz wpisał się więc w nieuchronną politykę związaną z poszerzaniem oferty aut na prąd.
Jak wygląda ID. Buzz?
Kiedy zobaczyłem Buzza na żywo, wydawał mi się trochę mniejszy niż na zdjęciach. A czy może się podobać? Dla mnie ten projekt od początku był strzałem w dziesiątkę. Nie skradnie każdego serca, ale wzbudza zainteresowanie, bo odwracają się za nim dosłownie wszyscy. Przekonałem się o tym w czasie jazdy po Wrocławiu. Uroku dodają mu różne warianty kolorystyczne dostępne w ofercie.
Auto ma niemal 5 metrów długości i prawie 2 metry wysokości. Powstało na elektrycznej platformie MEB jako zupełnie nowy projekt. Dopiero po zajęciu miejsca w środku da się odczuć, jak dużo przestrzeni mają do dyspozycji pasażerowie. Bagażnik za drugim rzędem siedzeń ma pojemność do 1121 litrów. Do tego opcjonalnie możemy rozłożyć tam płytę Multi-Flex, dzięki której dostaniemy płaską podłogę po złożeniu tylnej kanapy. To znacznie ułatwia transport większych rzeczy.
W samochodzie mamy wszechobecne skrytki na drobne rzeczy, rozkładane stoliki i porty USB-C zamontowane przy każdych drzwiach. Jak na rodzinne auto przystało – postawiono na bardzo praktyczne rozwiązania.
Niedosyt pozostawiało jednak wykończenie deski rozdzielczej. Na pierwszy rzut oka wygląda na dopracowaną, ale wszędzie znalazły się twarde elementy. Co prawda to wyłącznie ekologiczne materiały, ale aż się prosiło, by część z nich była bardziej przyjemna w dotyku. Jestem ciekaw, jak będą wyglądać wystawione na trudy codziennego użytkowania.
Kierownica i dwa ekrany wyglądały znajomo – tutaj Volkswagen nie zdecydował się na żadną rewolucję. Chociaż ten większy wyświetlacz w środkowej części skierowałbym bardziej w stronę kierowcy, żeby ułatwić obsługę multimediów w czasie jazdy.
ID. Buzz – pierwsza jazda
ID. Buzz zaskoczył mnie nie tylko stylistyką, bo przemawiają za nim twarde dane. W czasie testów miałem do dyspozycji, póki co jedyną dostępną na rynku wersję o mocy 204 KM i 310 Nm momentu obrotowego. Cała moc przekazywana jest na tylną oś. Niemal te same parametry dotyczą wersji Cargo, którą też miałem okazję sprawdzić.
10,2 s do setki może specjalnie nie imponuje, ale uwierzcie, że w tym przypadku to wystarczy do dynamicznych startów i ogólnie sprawnego przemieszczania się. Prędkość maksymalną ograniczono do 145 km/h (w kolejnych wersjach będzie to 160 km/h).
Niestety, błyskawicznie dało się wychwycić dużą niedoróbkę, na którą potem skarżyli się też koledzy po fachu. Pozycja za kierownicą ID. Buzza jest wysoka, a odległość do przedniej szyby – spora. Do tego jej górna część jest daleko zabudowana, przez co widoczność jest mocno ograniczona. Efekty odczułem już na pierwszym skrzyżowaniu.
Żeby dostrzec kolor światła na sygnalizatorze, trzeba ustawić się dobre 5-10 metrów przed linią. Narzekały na to głównie wysokie osoby, ale przy moim 1,85 m wzrostu musiałbym chyba skrócić się o głowę, żeby jechać komfortowo – nawet przy maksymalnie obniżonym fotelu. To duża wtopa, bo nie daje o sobie zapomnieć.
Jeśli jednak przymkniemy na to oko, ID. Buzz szybko przekonał mnie do siebie dynamiką i przyjemnością prowadzenia. Największe zaskoczenie to chyba zwrotność. Średnica zawracania wynosi nieco ponad 11 metrów. Mówimy o małym busie, którym bez problemu wydostaliśmy się z wąskiej ślepej uliczki. Pomagają rzecz jasna czujniki i kamera cofania, ale możliwości skrętne to oddzielna sprawa.
Przyzwoicie zachowywało się też zawieszenie, które momentami wystawialiśmy na ciężkie próby na dziurawych ulicach. ID. Buzz zapewnia komfort, jakiego oczekiwałbym od rodzinnego auta. Nie zabrakło też najpopularniejszych systemów wspomagania i bezpieczeństwa, które ułatwiają życie kierowcy.
Udało mi się też zebrać pierwsze dane dotyczące zużycia energii. Test trwał jednak zbyt krótko, by naprawdę ocenić wydajność. Katalogowo ID. Buzz ma 421 km zasięgu według WLTP i zużycie na poziomie 20,7-21,7 kWh/100 km. W czasie jazd było nieco wyższe – 22-23 kWh, jednak pozwalaliśmy sobie dociskać gaz przy startach i nie myśleliśmy o jeździe eko. Jak wiadomo, zasięg zależy od wielu czynników, ale wydaje się, że granica 400 km nie powinna być problemem dla tego auta.
Ładowanie ze zwykłego gniazdka trwa około… 35 godzin, ale przecież to co najwyżej pomysł awaryjny. Z domowego wallboxa o mocy 11 kW ten czas skraca się do 7,5 godz. A jeśli uda się wam znaleźć szybką ładowarkę 170 kW, od 0 do 80 proc. naładujecie się w zaledwie 30 minut. Celowo nie podaje się tu wartości do 100 proc., bo to jedna ze złotych zasad elektromobilności. Producenci przekonują, że ładowanie baterii do poziomu 80 proc. przedłuża jej żywotność.
Ile kosztuje ID. Buzz?
282 605 zł – tyle trzeba zapłacić za model ID. Buzza, którym jeździłem w czasie testów. Cargo jest o 2 tys. zł tańszy. To propozycje na start, bo klienci mogą zacierać ręce na kolejne wersje. Już na początku przyszłego roku dostępna ma być opcja o mocy 286 KM, a także 340-konna GTX z napędem na cztery koła. Ta ostatnia to zapowiedź, że ID. Buzz będzie dosłownie… wgniatał w fotel. Chodzi jednak nie tylko o moc, bo kolejne wersje dostaną też większe baterie i będą mogły pomieścić nawet 7 osób.
Volkswagen wypuścił na rynek auto, którym sprytnie zagrał na nosie konkurencji. Możliwości ID. Buzza są zaskakujące, dochodzi też cała otoczka związana z kultowym T1, która jest tu wabikiem na prawdziwych zapaleńców marki. Mimo wszystko najbardziej kuszący byłby pewnie model w postaci kampera – taki jest podobno planowany w przyszłości. Wtedy z ID. Buzza można by zrobić prawdziwego hipisa.
Więcej relacji zza kierownicy innych ciekawych aut znajdziesz na moich profilach Szerokim Łukiem na Facebooku oraz Instagramie.