Dancewicz wściekła na kobiety głosujące na prawicę. "Hańba i wstyd"
- Sprawa Justyny Wydrzyńskiej, która stanęła przed sądem za udostępnienie środka poronnego ciężarnej kobiecie wstrząsnęła opinią publiczną
- Sąd skazał kobietę na 8 miesięcy pozbawienia wolności przez wykonywanie 30 godzin w miesiącu nieodpłatnych prac społecznych
- Renata Dancewicz w najnowszym wywiadzie nie kryła swojego oburzenia wobec wyroku sądu. Podkreśliła, że nie rozumie kobiet głosujących na prawicę
Renata Dancewicz wielokrotnie podkreślała, że nie zgadza się z konserwatywnymi wartościami realizowanymi przez partię rządzącą w naszym kraju. Aktorka w wywiadzie dla jednego z tabloidów skomentowała wyrok sądu ws. Justyny Wydrzyńskiej. Nie przebierała w słowach, podkreślając, że chodzi jedynie o podstawowe prawa.
Nam przecież nie chodzi o jakiś niesamowity progres, tylko o podstawowe prawa. Tak mnie strasznie dziwi stanowisko kobiet po tak zwanej prawej, konserwatywnej stronie. Jak one się odnajdują w świecie, który traktuje je jak podludzi. Tak samo, jak kościół katolicki traktuje je jako "podwierne" i to jeszcze czwartej kategorii.
Artystka na tym jednak nie poprzestała. Podkreśliła, że nie rozumie kobiet głosujących na prawicowe partie i nie wyobraża sobie, by po tym wyroku którakolwiek kobieta zrobiła to ponownie.
Jak one sobie z tym radzą, że firmują to, dają temu głos, twarz i to wspierają. To jest dla mnie tak nieprawdopodobne. Jeżeli po tym wyroku jakakolwiek kobieta zagłosuje na prawicę, to będzie zdrajczynią nas wszystkich, niezależnie od poglądów. Hańba i wstyd.
Justyna Wydrzyńska "skazana za pomoc"
14 marca 2023 r. Sąd Okręgowy dla Warszawy-Pragi skazał Justynę Wydrzyńską na osiem miesięcy ograniczenia wolności przez wykonywanie 30 godzin nieodpłatnych prac społecznych w miesiącu. Wyrok jest nieprawomocny. Na temat tego orzeczenia piszą media na całym świecie.
Przypomnijmy, że sprawa dotyczyła sytuacji z 2020 r., kiedy to aktywistka Aborcyjnego Dream Teamu udostępniła tabletki poronne kobiecie, która prosiła o pomoc, ponieważ żyła w przemocowym związku. Kobieta nie chciała urodzić drugiego dziecka swojemu partnerowi, ten niestety uniemożliwił jej wyjazd za granicę, gdzie mogłaby dokonać aborcji.
Aby absurdu stało się zadość, w trakcie tej samej rozprawy sąd uniewinnił Wydrzyńską od drugiego zarzutu, czyli posiadania i wprowadzania do obrotu zakazanych substancji, w postaci tabletek mizoprostolu.
W sprawę oprócz prokuratury wnoszącej o 10 miesięcy prac społecznych i 10 tysięcy złotych na wskazany cel włączyła się również organizacja Ordo Iuris. Przedstawiciele organizacji występowali w procesie jako strona społeczna, reprezentująca interesy nienarodzonego płodu. Domagali się dla Wydrzyńskiej bardziej surowej kary – roku więzienia oraz tego, by aktywista zapłaciła grzywnę.
W przesłanym do naszej redakcji sprostowaniu OI stwierdza, że " w mowie końcowej reprezentująca Instytut Ordo Iuris adw. Magdalena Majkowska wyraziła m.in. swoje stanowisko, co do adekwatnej, zdaniem Instytutu kary. Brzmiało ono: 'Za czyn pierwszy kara 11 miesięcy pozbawienia. Za czym drugi karę 2 miesiące pozbawienia wolności oraz wymierzenie kary łącznej w wysokości pozbawienia wolności i warunkowe jej zawieszenie (...) na okres próby trzech lat'. Instytut Ordo Iuris nie domagał się zatem bezwzględnego pozbawienia wolności, jak to błędnie wynika z artykułu."