"To nie telewizja, to HBO". Oto najlepsze seriale w historii tej stacji według widzów [TOP 12]
- Stacja HBO powstała na początku lat 70., ale dopiero na przełomie milleniów zrewolucjonizowała telewizję. Pokazała, że seriale mogą być równie dobre jak filmy kinowe, a czasem nawet i lepsze.
- To wtedy wyszły takie ponadczasowe i genialne produkcje jak "Rodzina Soprano" i "Kompania braci".
- Jednak również w ostatnich latach HBO nie zwalnia tempa i nakręciło takie hity jak "Sukcesja", "The Last of Us" i "Czarnobyl".
- W rankingu powstałym na podstawie ocen użytkowników z serwisu IMDb nie zabrakło oczywiście też "Gry o tron" - jednego z najpopularniejszych seriali w historii.
IMDB to największa na świecie baza filmów i seriali tworzona przez internautów z każdego zakątka Ziemi. Przy niektórych tytułach mamy setki tysięcy ocen, dlatego wydaje się to najbardziej obiektywne miejsce. Poniższy ranking oparłem na liście wszystkich seriali, wyłuskując z nich produkcje HBO. Najstarsza ma 25 lat, a najnowsza jest z tego roku. Rozstrzał gatunkowy też jest niezły, więc każdy znajdzie tu coś dla siebie.
12. najlepszych seriali HBO - według ocen widzów na IMDb
Udanych seriali HBO jest zdecydowanie więcej - nie zapominajmy też o "Białym lotosie", "Deadwood", "Newsroom", "Seks w wielkim mieście" i innych. Wszystkie możemy obejrzeć online na HBO Max. Tutaj skupiamy się na 12 tytułach, które uzyskały najwyższe noty. Niektóre seriale mają taką samą punktację - wtedy wyżej ustawiałem te, co mają więcej ocen. Te też mogą z czasem się ciut zmienić, ale generalnie czołówka nieprędko się zmieni.
12. Więzienie Oz (8,7)
Najstarszy serial na liście wyszedł w 1997 roku. Jest lekko zapomniany i niedoceniany w Polsce, więc teraz można go sobie odświeżyć lub odkryć na nowo. Przez 6. sezonów obserwujemy życie osadzonych w więzieniu o zaostrzonym rygorze. To pierwszy serial HBO, które miał odcinki trwające godzinę - teraz to standard (niektóre tytuły zaczęły przekraczać tę magiczną granicę), ale wtedy była to naprawdę coś. Był też przełomowy pod każdym względem - gry aktorskiej, tematyki, scen przemocy i ogólnego wrażenia, które pasowało do dawnego hasła stacji: "To nie telewizja, to HBO".
11. Sześć stóp pod ziemią (8,7)
"Sześć stóp pod ziemią" to komediodramat opowiadający o rodzinie Fisherów, która prowadzi dom pogrzebowy. Niemal każdy odcinek rozpoczyna się od śmierci, ale serial tak naprawdę opowiada o życiu - brzmi to banalnie, jednak tak nie jest. W sieci znajdziemy mnóstwo komentarzy, w których internauci opisują, jak oglądanie tego serialu zmieniło ich podejście do otaczającej ich rzeczywistości i oczywiście umierania. Przesłanie zupełnie się nie zdezaktualizowało i porusza widzów do dziś. To też jeden z niewielu seriali, którego pierwszy sezon jest równie dobry, co ostatni.
10. Rzym (8,7)
HBO wspólnie z BBC jako jedno z pierwszych pokazało bardziej realistyczne oblicze Wiecznego Miasta, które było brudne, mroczne, okrutne i przeludnione, a nie takie teatralne i wypindrzone jak we wcześniejszych telewizyjnych produkcjach. "Rzym" nie skupia się aż tak bardzo na historii i polityce, ale właśnie na codzienności z początków cesarstwa - nie tylko zwykłych mieszkańców, ale i znanych bohaterów. Role Jamesa Purefoya (Marek Aureliusz), Polly Walker (Atia) oraz Ciarána Hindsa (Juliusz Cezar) to arcydzieła małego ekranu. Serial niestety okazał się za drogi i zamiast kilku sezonów, spakowano go do dwóch serii, co odbiło się na jakości (choć pierwszy sezon to wciąż majstersztyk), ale nadal potrafi zachwycić.
9. Pohamuj entuzjazm (8,8)
Jednym z twórców tego mało znanego w Polsce sitcomu jest producent "Kronik Seinfelda" Larry David. W "Pohamuj entuzjazm" gra przerysowaną wersję siebie. "Kroniki" były nazywane "serialem o niczym" i nowa produkcja też taka jest, ale właśnie na tym polega jej siła. Dialogi są oparte na improwizacji, a aktorzy szczegółów fabularnych nieraz dowiadują się przed kręceniem samej sceny. W serialu pojawiają się też gwiazdy, które też grają samych siebie, m.in. Mel Brooks, Martin Scorsese, Ben Stiller, Shaquille O’Neal, David Schwimmer, Meg Ryan, Vivica A. Fox, Michael j. Fox, Dustin Hoffman, Sacha Baron Cohen, Elisabeth Banks, Salman Rushdie, Sean Penn, Mila Kunis, Jonah Hill oraz ekipa "Kronik Seinfelda".
8. Sukcesja (8,8)
"Sukcesja" to jeden z najlepszych seriali nie tylko HBO, ale ogólnie - z XXI wieku. Na pierwszy rzut oka odrzuca, bo co nas obchodzą losy zepsutych i obrzydliwie bogatych snobów? Okazuje się, że ostre jak brzytwa dialogi, doskonałe kreacje aktorskie i zaskakujące zwroty akcji robią robotę. To kapitalnie napisana, wręcz w szekspirowskim stylu, satyra na media, korporacje i rzecz jasna milionerów jednym z producentów jest spec od takich tematów – Adam McKay, który nakręcił "Nie patrz w górę", "The Big Short" i "Vice". Przez cztery sezony obserwujemy walkę o władzę pomiędzy wzorowanym na Rupercie Murdochu Loganie Royu (Brian Cox), a jego równie bezwzględnymi dziećmi.
7. The Last of Us (8,9)
Najnowszy serial na liście bił w tym roku rekordy, wywołał mnóstwo zachwytów, ale i oburzenia w internecie. Nie można mu jednak odmówić jednego - pokazuje kreatywne podejście do adaptacji, w tym wypadku kultowej gry wideo od studia Naughty Dog. Oddaje hołd, zachowuje klimat oryginału i czasem nawet niektóre mechaniki, ale też rozwija konsolową historię oraz przekłada na język filmu. Na pierwszy rzut oka to serial o epidemii grzybów-zombie, ale skupia się bardziej na ludziach, relacjach i różnych odsłonach miłości w tych paskudnych czasach, niż na sieczce z żywymi trupami (co nie wszystkim się podoba, ale nie każdy też lubi produkcje w stylu "The Walking Dead"). Serial zdobył uznanie widzów za sprawą świetnych ról Pedro Pacala (Joel) i Belli Ramsey (Ellie), którzy przeszli samych siebie i sprawili, że tygodniami czekaliśmy na ciąg dalszy ich podróży przez post-apokaliptyczne Stany.
6. Detektyw (8,9)
Wysokie miejsce na liście to zasługa pierwszego sezonu, który wyłamywał się ze skostniałych ram seriali kryminalnych. Mamy tu do czynienia z detektywami na tropie okultystycznej zbrodni, która okazuje się wierzchołkiem góry lodowej, ale to tylko sam punkt wyjścia. Na poziomie narracji (kilka przeplatających się planów czasowych, w tym jeden z pamiętnymi zeznaniami zmęczonych życiem śledczych), gry aktorskiej (Woody Harrelson i Matthew McConaughey zagrali ówczesne role życia) i wyjątkowego klimatu (w końcu nie Skandynawia i nordic noir, ale Luizjana i southern gothic) podpartego kapitalną muzyką do dziś pozostaje niepodrabialnym majstersztykiem. Późniejsze sezony były dobre, ale nie tak przełomowe. W kolejce czeka czwarty, z Jodie Foster na Alasce, który może być powrotem do źródeł.
5. Gra o tron (9,2)
Tego serialu przedstawiać nikomu nie trzeba - HBO dokonało wielu pionierskich czynów, ale też jako pierwsze stworzyło serial fantasy, którzy z wypiekami na twarzy oglądali ludzie stroniący od magii i smoków. Przez lata ekranizacja sagi George'a R. R. Martina była ogólnoświatowym fenomenem i pomimo tego, że ostatnie sezony zawiodły fanów pierwowzoru, to jest to produkcja, jaka się zdarza raz na dekadę albo i jeszcze rzadziej. Serial imponuje rozmachem, perfekcyjnym castingiem, realizmem (w konwencji) i brutalnością, czyli właściwie tym, z czym się kojarzą produkcje oryginalne tej stacji. Nawet Amazonowi z kilka razy większym budżetem nie udało się powtórzyć sukcesu, bo "Pierścienie władzy" mogły się podobać (w większości jednak były hejtowane), ale nie zrobiły takiego szału jak "Gra o Tron".
4. Rodzina Soprano (9,2)
Im jesteśmy wyżej w topce, tym trudniej jest się powstrzymywać od nadużywania słowa "rewolucyjny", "ponadczasowy", "wybitny", ale te piękne słówka pasują do "Soprano" jak ulał. Tym razem HBO zerwało z typowym dla kina gangsterskiego z lat 70. i 80. wizerunkiem mafiozów i ich żołnierzy. Nie są pół-bogami z giwerami, których twórcy zawsze gloryfikowali, ale niejednoznacznymi ludźmi z krwi i kości, których problemy rodzinne są nie mniej błahe niż te w "rodzinie" mafijnej. Serial w perfekcyjny sposób łączył dramat społeczny z czarną komedią, a także miał panteon oryginalnych indywiduów z ikonicznym Tonym Soprano (nieodżałowany i genialny James Gandolfini) na czele. I kolejny raz sprawdza się reguła, że 6 sezonów to akurat, by opowiedzieć złożoną historię i zejść ze sceny niepokonanym.
3. Prawo ulicy (9,3)
Lata lecą, a dla wielu widzów "Prawo ulicy" (tudzież "The Wire") to najlepszy serial w historii telewizji – choć nie zdobył znaczących nagród. Na czym polega jego wielkość? M.in. dlatego, że pokazuje Stany, gliniarzy i bandziorów mało "amerykańsko", a także nie jest sztampowym proceduralem z pościgami i strzelaninami. W serialowym Baltimore nie ma ludzi nieskazitelnych, ale też do końca nikczemnych, a przedstawione historie są bardziej skomplikowane niż klasyczne śledztwa ze złodziejami, dilerami czy mordercami. Serial pod policyjnym prochowcem skrywa głębię, a każdy kolejny sezon (łącznie jest ich 5) przedstawia poniekąd odrębną historię, która później wchodzi w skład pewnej całości. Początkowo trudno się w to wszystko wkręcić, ale jeśli będziemy cierpliwi, to nie pożałujemy.
2. Czarnobyl (9,4)
Wydaje się, że druga pozycja tego serialu to zasługa prawdziwego wydarzenia, które od 1986 roku nieustannie "promienieje" i nie przestaje elektryzować. Jednak iluż było reżyserów, którzy mieli na tacy wspaniałą historię, a i tak polegli. Craig Mazin, który wcześniej pisał scenariusze do sequeli "Strasznych filmów" czy "Kac Vegas" (potem stworzył też "The Last of Us") razem z Johanen Renckiem, który był znany jako reżyser teledysków, podeszli do tematu niczym dokumentaliści. Mogli zaszaleć i zrobić kino katastroficzne w stylu Michaela Baya, ale postawili na ludzkie historie (inspirowali się książką noblistki Swiatłany Aleksijewicz) i pokazali kulisy tragedii i co, a raczej kto, do niej doprowadził i że pewne rzeczy w mentalności polityków się nie zmieniły. I jest to mocniejsze niż sam wybuch w elektrowni.
1. Kompania braci (9,4)
Pamiętam jakim wydarzeniem była premiera tego serialu ponad 20 lat temu - Steven Spielberg i Tom Hanks, kojarzeni raczej z dużym, a nie małym ekranem, wyprodukowali miniserial wojenny na potrzeby telewizji, ale z hollywoodzkim zacięciem. Kilka lat temu zrobiłem sobie powtórkę i "Kompania braci" zrobiła na mnie takie samo wrażenie jak wtedy. Serial nie zestrzał się ani trochę i nie poprawiłbym w nim ani jednego dialogu czy sceny. Wszystko jest tu na swoim miejscu, nic nie trąci myszką. Coś niesamowitego i w pełni zasłużone pierwsze miejsce. Może przemawia za tym nostalgia i zamiłowanie do takich patetycznych, ale nie romantyzujących wojny produkcji, ale nie wiem, czy komukolwiek kiedykolwiek uda się powtórzyć tę sztukę.