Są takie dobre, a (prawie) wszyscy je olewają! Oto osiem kryminalnie niedocenianych seriali
Dział Kultura naTemat
19 listopada 2022, 18:33·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 19 listopada 2022, 18:33
Są takie seriale, o których mówi się bez przerwy, chociaż... nie wiemy właściwie dlaczego. A są i takie, o których mało kto zdaje się pamiętać, podczas gdy są znakomite i zasługują na znacznie większą popularność oraz widownię. Dział Kultura naTemat wybrał 8 takich serialowych tytułów: niedocenianych, olewanych, ignorowanych. Dajcie im szansę, nie pożałujecie!
Żałuję, że "Ania, nie Anna" została anulowana przez Netfliksa. Choć serial obejrzałam już jako dorosła kobieta, podczas przeskakiwania z odcinka na odcinek czułam narastającą tęsknotę za dzieciństwem. Gdyby seria z Amybeth McNulty w roli roztrzepanej Ani Shirley wyszła dekadę wcześniej, pewnie miałabym na czym "budować swoją osobowość". Jakbym czytała feministyczny elementarz... "Ania, nie Anna" to doskonała następczyni Megan Follows z Zielonego Wzgórza.
Pomimo tego, że od premiery pierwszego sezonu "Domu grozy" ("Penny Dreadful") minęło już prawie 10 lat, wciąż uważam go za jeden z najlepszych seriali w swoim gatunku. Atmosfera osadzonej w XIX wieku produkcji jest niepodrabialna, a zaludniający ją bohaterowie niemożliwi do zapomnienia. Oglądając serial możemy się poczuć jakbyśmy wskoczyli wprost na karty gotyckiej powieści – Frankenstein, Dracula czy Dorian Gray to tylko garstka bohaterów klasyki literatury, którzy pojawiają się na ekranie.
Jednym z twórców serialu jest Raphael Bob-Waksberg, który dał nam "BoJacka Horsemana", jedną z głównych ról gra Bob Odenkirk, czyli Saul Goodman z "Better Call Saul", a jednak "Poplątana" ("Undone") jest dalej niszową produkcją. Zupełnie niesłusznie. Też robi demolkę emocjonalną i do tego wspaniale wygląda.
Znów mamy do czynienia z animacją, ale tym razem wykonaną w wymagającej, a przez co mniej powszechnej technice: rotoskopii, w której klatki serialu aktorskiego zamieniane są w "bajkę". To nie tylko zabieg czysto formalny, ale coś co współgra z oniryczną fabułą i... podróżami w czasie. Tak jest, główna bohaterka (Rosa Salazar) nabywa taką oto supermoc, co okazuje się pomocne przy próbie wyjaśniania zagadki śmierci jej ojca (Odenkirk).
Znacie "The Knick"? No właśnie. O tym znakomitym serialu medycznym z epoki słyszało za mało widzów. Do tego stopnia, że tę mroczną perełkę z Clive Owenem i André Hollandem skasowano w 2015 roku po dwóch sezonach, co było wręcz przestępstwem popełnionym na kulturze.
Bo podsumujmy: toporna medycyna z początków XX wieku, uzależniony od kokainy genialny lekarz (brzmi znajomo, fani doktora House'a?), czarnoskóry medyk, któremu wszyscy rzucają kłody pod nogi, skorumpowany szpital, drastyczne i krwawe operacje, retro Nowy Jork, świetne aktorstwo i showrunner Steven Soderbergh ("Erin Brockovich", "Traffic", "Ocean's Eleven"). Ach, "The Knick" to (makabryczny) cud miód i kryminalny brak uznania.
Premiera "Grand Army" niefortunnie zbiegła się w czasie z wyjściem "Euforii", od której wprost uzależniła się spora część młodych widzów. Oba tytuły łączy highschoolowa tematyka, choć serialowi Netfliksa ze znakomitą Odessą A'zion ("Hellraiser") w roli głównej udało się lepiej oddać szkolną rzeczywistość pokolenia Z. Bez brokatowej estetyki, a z naturalistyczną wręcz precyzją.
Wystarczy obejrzeć jedną z pierwszych scen, w których koleżanka numer 1 pomaga koleżance numer 2 wyciągnąć zużytą prezerwatywę spomiędzy nóg. Zalatuje "Skinsami", ale uwierzcie mi: tego seansu nie pożałujecie.
Jeśli zawiodły Was "Ptaki Nocy (i fantastyczna emancypacja pewnej Harley Quinn)" odpalcie animowany serial o najsłynniejszej klaunicy w uniwersum DC. "Harley Quinn" to bowiem feministyczna bomba, która sprawi, że znienawidzicie Jokera już na zawsze.
Poza sprawnie wprowadzonymi wątkami kobiecymi, produkcja – którą obejrzycie na HBO Max – gwarantuje świetną rozrywkę na metapoziomie, żonglując jak najlepszy cyrkowiec motywami nie tylko znanymi z komiksów, ale z całej popkultury i branży filmowej. Serial nikogo nie oszczędza i jedzie po bandzie niemal jak "Peacemaker".
Komedia o nastolatkach z krwawym konfliktem w Irlandii Północnej w tle? Owszem. I jaki to jest pyszny tytuł! "Derry Girls", które w tym roku doczekały się finałowego, trzeciego sezonu, owszem były wychwalane przez krytyków i zdobyły kilka brytyjskich nagród, ale wciąż są jednym z najbardziej niedocenianych seriali.
Dlaczego? Bo ta histerycznie zabawna, a jednocześnie poruszająca czarna komedia to prawdziwa perełka, która zasługiwała na znacznie większy hype. Zjada większość seriali dla nastolatków na śniadanie. Ciekawostka: jedną z głównych bohaterek "Derry Girls" gra gwiazda "Bridgertonów" Nicola Coughlan i jest absolutnie przezabawna.
Podobnie jak wszystkie inne produkcje oryginalne Apple ("Ted Lasso"!), również i "Czarny ptak" przeszedł w naszym kraju bez większego echa. A jest pretendentem do najlepszego serialu 2022 roku. Dlaczego? Nie tylko dlatego, że wypełnia pustkę po "Mindhunterze" i "True Detective", ale panuje w nim napięcie jak w tej przysłowiowej plandece na Żuku. Od początku do końca.
Do tego jest świetnie zagrany przez Tarona Eagertona ("Rocketman"), Raya Liottę (ostatnia rola nieżyjącej już gwiazdy "Chłopców z ferajny") i Paula Waltera Hausera ("Richard Jewell"). Zwłaszcza ten ostatni zasługuje na wszystkie serialowe nagrody świata, bo osobiście kojarzę go głównie z komediowej roli w "Cobra Kai", a tutaj wcielił się w nędzną kreaturę, która początkowo próbuje w nas wzbudzić współczucie. Aż wstyd, że dajemy się na to złapać.
Jeżeli lubimy thrillery oparte głównie na emocjonujących dialogach z seryjnymi mordercami, to "Czarny ptak" to seans wręcz obowiązkowy.