Koterski opisał w książce walkę z uzależnieniami. "Ćpali ze mną, a potem obgadywali"
- Misiek Koterski już osiem lat nie pije alkoholu, nie zażywa narkotyków, ani innych substancji psychoaktywnych
- Gwiazdor wiele razy podkreślał, że jest dumny z tego, że jego syn Fryderyk przyszedł na świat w "trzeźwym domu"
- Aktor przelał swoje doświadczenia na papier. W książce opowiedział o tym, co sprawiło, że postanowił odmienić swoje życie o 180 stopni
Poruszająca książka Miśka Koterskiego. Uwolnił się do narkotyków i alkoholu
Syn Marka Koterskiego jest dzisiaj spełnionym ojcem 6-letniego Fryderyka i partnerem Marceli Leszczak. Nie zawsze było u niego tak sielankowo i spokojnie. Osiem lat temu nawrócił się, zerwał z nałogami i zmienił życiowe priorytety.
W programie Kuby Wojewódzkiego wyznał, że przez długi czas wahał się, czy chce napisać książkę i podzielić się swoimi doświadczeniami z innymi. Wiele osób go do tego namawiało. Finalnie zgodził się, a efektem jego pracy z Beatą Nowicką jest autobiografia "Michał Koterski. To już moje ostatnie życie". Książka jest dostępna w sprzedaży od 12 kwietnia.
Misiek Koterski w rozmowie z Nowicką na temat swoich uzależnień podkreślił, że na walkę z nałogami poświęcił połowę swojego życia. Pierwszy kontakt z marihuaną i alkoholem miał, będąc 14-latkiem.
"W świetlanych czasach, w szczycie kariery, miałem mnóstwo 'przyjaciół'. Wielu ludzi chciało ogrzać się w cieple mojej sławy, bo wszędzie mnie zapraszano, wszędzie mnie znano i wszędzie wpuszczano. Wszyscy mnie uwielbiali. Kiedy stałem się pariasem, ci sami ludzie nagle pokazywali mnie palcami: 'Ty, zobacz, jaki degenerat. Ty, zobacz, jak się stoczył. Miał wszystko, a skończył na dnie'" – wspomina relacje z "kolegami".
Stałem się dla nich idealnym listkiem figowym. Lekarstwem na poprawienie samopoczucia, remedium na wyrzuty sumienia. Dzięki mojemu upadkowi mogli odwrócić wzrok od siebie. Ćpali ze mną, a potem mnie obgadywali: "zobacz tego Koterskiego, jak gościu upadł. To już wykolejeniec. Ale ze mną nie jest tak źle…". Póki miałem pieniądze, wciąż ze mną imprezowali, bo dobrze się czuli, mając obok siebie kogoś, kto jest gorszy. Mogli się usprawiedliwić we własnych oczach, poprawić sobie morale.
Aktor, który nazwał się "synem pijaka", wyznał, że punktem zwrotnym były dla niego jego 30. urodziny. Pojechał z kuzynami w góry. Uświadomił sobie, że nie chce tak dłużej żyć. Poczuł wyrzuty sumienia. Myślał o swoim dziadku, który już wówczas nie żył.
"Rzeczywiście nie miałem nic wartościowego. Przed chwilą byłem na szczycie, w czołówce najbardziej znanych ludzi w Polsce, a nagle wylądowałem na dnie" – wspominał. Miśkowi próbowała pomóc mama i przyjaciele. Ale to on musiał podjąć decyzję, czy faktycznie chce wyrwać się ze szpon nałogów. "Niedawno widziałem zdjęcia z tej imprezy. Wyglądam na nich jak chodzący trup: ziemista cera, skrajnie wychudzony. Straszny widok. Z jednej strony był to jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu, z drugiej – ja wtedy umierałem na oczach tych ludzi. (...) Po trzydziestych urodzinach było już tylko gorzej" – przyznał.
Koterski pragnął żyć normalnie i założyć rodzinę. Wiedział jednak, że musi stanąć na nogi sam, żeby móc być dobrym ojcem i partnerem. To była dramatyczna walka z samym sobą.
Mnie też przed oczami przeleciał taki film, przeświadczenie, że jak się dzisiaj nie zatrzymam, to już nigdy w życiu nie powtórzy się taka szansa. Umrę tu samotnie. Zaćpam się, zapiję, zachleję na śmierć. To będzie mój koniec. Posmakowałem życia rodzinnego i zrozumiałem, jakie jest piękne. A równocześnie nie byłem zdolny, żeby coś takiego stworzyć, bo ciągle sam siebie oszukiwałem, żyłem w szponach obłędu, narkotycznej obsesji. Dotarło do mnie, że przez ostatnie tygodnie myślałem wyłącznie o tym, żeby wyjść z domu i się naćpać. Nie mogłem się z tego wyzwolić. To było straszne uczucie.
Aktor przyznał, że nie wiódłby dziś takiego życia, gdyby nie to, że nawrócił się. W książce pisze o tym, jak bardzo pomogła mu wiara w Boga.
"Nie wiem, co się stało, ale w pewnym momencie padłem na kolana. Zawsze jak trwoga, to do Boga. Ileż razy wcześniej robiłem to samo. Kiedy gangsterzy mi grozili, na kolanach błagałem: 'Panie Boże, proszę cię, niech oni mnie nie zabiją gdzieś tam za rogiem. Już nigdy więcej nie będę robił takich rzeczy, tylko cię proszę, pomóż mi'. Nawaliłem w pracy, też się modliłem" – wyznał.
Ojciec mi kiedyś powiedział, że impulsem do napisania scenariusza 'Wszyscy jesteśmy Chrystusami' była dla niego słynna opowieść o tym, jak pewien człowiek we śnie szedł brzegiem morza z Panem Bogiem, oglądając na ekranie nieba swoją przeszłość. Po każdym z minionych dni zostawały na piasku dwa ślady – jego i Boga. Czasem jednak, w najcięższych dniach swojego życia, widział tylko jeden odciśnięty ślad. Zapytał: "Panie Boże, przyrzekłeś być zawsze ze mną. Czemu zatem zostawiłeś mnie samego wtedy, gdy było mi tak ciężko?'. A Bóg odrzekł: "Wiesz, synu, że cię kocham i nigdy cię nie opuściłem. W te dni, gdy widziałeś tylko jeden ślad, niosłem cię na moich ramionach".
Dzisiaj gwiazdor jest szczęśliwy, że może czerpać garściami z tacierzyństwa i związku z Marcelą. Nie wyobraża sobie, że jego ukochany syn mógłby patrzeć na niego nietrzeźwego.
"Dotarło do mnie, że Bóg rzeczywiście był przy mnie całe życie. Wiele razy mnie ratował. Przeleciały mi przed oczami wszystkie najtrudniejsze momenty, kiedy gangsterzy mnie gonili i tak dalej. Nie wdałem się w kryminalne afery, nie poszedłem do więzienia, nie zaćpałem na śmierć" – wyliczył.