Dramat miasta, które się zapada. "Proszę napisać, że nie cała miejscowość. Ludzie normalnie żyją!"
Trzebinia od miesięcy jest na ustach całej Polski, ale ostatnio nasiliło się to jeszcze bardziej. – Dzwonią do mnie znajomi i rodzina rozsiana po kraju, nawet tacy, z którymi dawno nie miałem kontaktu. Wszyscy pytają o te zapadliska i co się u nas dzieje – mówi jeden z lokalnych przedsiębiorców.
Z ich powodu burmistrz miasta był przed weekendem w Warszawie, uczestniczył w posiedzeniu Komisji ds. Energii, Klimatu i Aktywów Państwowych. I mówił, że mieszkańcy nie wiedzą, co myśleć i co robić, że chcą się czuć bezpiecznie.
Jarosław Okoczuk od miesięcy dwoi się i troi, by Trzebinia zyskała pomoc, a ludzie poczuli się bezpiecznie. Ostatnio tak dramatycznie apelował do mieszkańców na Facebooku: "APELUJĘ I PROSZĘ – nie wchodźcie Państwo na działki. Tam naprawdę pod ziemią jest "ser szwajcarski", to teren realnie i poważnie zagrożony".
I tylko można sobie wyobrażać, jak się czuje. Głośne na całą Polskę pierwsze zapadlisko na cmentarzu zdarzyło się we wrześniu 2022 roku. Od tamtej pory zaczęły pojawiać się kolejne, zamknięto cmentarz, ale też ogródki działkowe, gdzie zapadlisk było najwięcej.
– Z użytkowania wyłączono też pobliski las, na południe od ul. Jana Pawła II. Apelujemy, żeby tam nie chodzić, bo mamy sygnały, że część osób chodzi tam z ciekawości. Chodzenie na ten teren nie jest bezpieczne – mówi Anna Jarguz, rzeczniczka Urzędu Miasta w Trzebini.
Dziś mówi się o blisko 500 zagrożonych miejscach. To efekt badań Państwowego Instytutu Geologicznego, które zaprezentowano w ubiegłą środę. – Po prezentacji wyników, część mieszkańców zaniepokoiła się znacznie bardziej. Boją się mieszkać na zagrożonych terenach, co jest raczej zrozumiałe – przyznaje Anna Jarguz.
W mediach co chwila pojawiają się głosy przerażonych mieszkańców. Sam burmistrz powiedział, że niektórzy zgłaszają mu, że nie chcą tu mieszkać.
"Mieszkańcy są wystraszeni"
– Mleko się rozlało, ale cofnąć czasu się nie da. Jakoś musimy żyć. Przykre jest to, że zła fama idzie w Polskę. Deweloperzy czy inwestorzy na pewno się teraz obawiają. Jeśli ktoś nie zna terenu, a jest np. z Pomorza, to pomyśli: Nie pójdę do Trzebini, bo Trzebinia się zapada. A to nie jest tak, że cała Trzebinia się zapada. Zagrożone są tylko pogórnicze tereny, na których prowadzono eksploatację, inne są bezpieczne – reaguje Józef Dziedzic, przewodniczący rady osiedla Gaj.
To właśnie okolice tego osiedla są najbardziej zagrożone – od osiedla Gaj do osiedla Siersza. To rejon cmentarza, dzielnica Huty, stadionu, starych działek, ul. Górniczej, Młyńskiej, i częściowo Misiur.
– Mieszkańcy są wystraszeni, bo sytuacja nie jest wesoła. Ja to nazywam katastrofą ekologiczną. To chyba jedyne miejsce w Polsce i nie wiem, czy nie w Europie, gdzie doprowadzono do tak wielkiej katastrofy ekologicznej – mówi radny.
– Najgorzej mają ci, którzy pobudowali tu domy, pobrali kredyty, kupili mieszkania. Być może, gdyby ta sytuacja wytworzyła się wcześniej, może planowaliby zakup w innym miejscu w Trzebini? Niektórzy mówią, że by się wyprowadzili, ale dokąd się wyprowadzą? Za jaką cenę sprzedadzą mieszkanie, jeśli poszła wiadomość, że Trzebinia się zapada? – dodaje.
Józef Dziedzic codziennie chodzi po osiedlu Gaj, rozmawia z ludźmi, dogląda na bieżąco wszystko, co się dzieje. Pozyskał z internetu najnowszą mapę, na której naniesione są wszystkie miejsce zagrożone zapadliskami i miejsca, gdzie zapadliska już powstały.
To blisko 500 zlokalizowanych miejsc niebezpiecznych. Niektóre z nich są w bliskiej odległości od zabudowań. Dwa pojawiły się u niego na osiedlu, obok bloku 26.
– Na osiedlu jest ponad 40 bloków, najbliżej zagrożonego terenu jest blok 26 i 14. Tu ziemia po raz drugi zapadła się w odległości ok. 12 metrów od bloku. Do zapadliska wpadł nawet zbiornik na wodę. Najbardziej boją się mieszkańcy bloku 26, obawiając się, czy nie pojawią się tam pęknięcia. Poza tym osiedle nie jest zagrożone, bo nie prowadzono pod nim eksploatacji – podkreśla.
Ostatnia "dziura" ma rozmiar około 5 na 6 metrów.
Czy mieszkańcy chcą uciekać z zagrożonych terenów? Myślą o tym, żeby się wyprowadzić? Jedna z mieszkanek mówi nam, że absolutnie nie. – Chodzę z mężem i dziećmi na spacery, nie czujemy się tu niebezpiecznie. Normalnie żyjemy – reaguje.
Józef Dziedzic: – Jeśli ktoś ma możliwości finansowe, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby kupił mieszkanie w innej dzielnicy. Nowe bloki budują się obok Osiedla Widokowego w Trzebini. Sytuacja materialna niejednokrotnie nie wystarcza jednak ludziom na przeżycie od wypłaty do wypłaty. Trzeba zapłacić czynsz, przeznaczyć pieniądze na jedzenie i ewentualnie wykupić leki. Jeśli ktoś kupił tu mieszkanie, wziął kredyt nawet na 30 lat, a inflacja spowodowała wzrost stóp procentowych, to nie ma możliwości przenieść się w inne miejsce. Musi tu jakoś mieszkać i żyć.
O osiedlu mówi:
Dla młodych ludzi są tu dobre warunki do mieszkania, bo jest tu przedszkole, szkoła, sklepy, przychodnia, dobra komunikacja autotubusowa. Do tej pory bardzo dobrze się tu żyło. Osiedle wkoło jest otoczone lasami. Tu jest wszystko, czego potrzeba mieszkańcom osiedla. Jest gdzie spacerować, odpoczywać, są drogi rowerowe, a nawet rezerwat przyrody Dolina Żabnika w niedalekiej odległości. Mamy tutaj tak pięknie, że wielu ludzi przyjeżdżając do naszego osiedla do tej pory nam zazdrościła nas takiej pięknej lokalizacji.
– Niestety przez złe decyzje i zamknięcie kopalni, wszystkie sprawy runęły – dodaje.
Rynek mieszkań w Trzebini
Właściciele agencji nieruchomości mówią, że zauważalny wzrost ofert sprzedaży mieszkań z osiedla Gaj zaobserwowali w listopadzie, grudniu, ubiegłego roku.
– Dziś dużego ruchu wokół nich nie ma. Zazwyczaj było duże zainteresowanie Gajem, jeśli chodzi o zakup mieszkania. Teraz zdarzają nam się pojedynczy klienci, którzy jeszcze oglądają tam mieszkania, ale to są naprawdę jednostkowe przypadki. Natomiast działkami w Sierszy w ogóle nie ma zainteresowania – mówi Mateusz Kucharski z biura nieruchomości Efekt.
Co mówią ludzie? – Akurat dziś zadzwonił klient, powiedział, że chce sprzedać mieszkanie, ale zastanawia się, co robić. Czy uciekać, czy nie? Czy sprzedawać, czy czekać na lokal zastępczy, bo takie informacje pojawiły się w mediach – odpowiada.
Według niego największy niepokój wyczuwa się wśród mieszkańców Gaja i Sierszy. Nie w całym mieście.
– Miejscowi raczej wiedzą, gdzie zapadliska nigdy w przeszłości się nie pojawiały. W przeszłości takie zdarzenia miały miejsce, ale nie na taką skalę i nie takie wielkie. Ale na pewno nie chodzi o całe miasto. Jeśli ktoś nie jest miejscowy, to dla niego zapadliska są w Trzebini. A tak nie jest. Gaj to obrzeża Trzebini, oddalone o kilka km od centrum – podkreśla Mateusz Kucharski.
Dodaje: – Dla porównania. Trzebinia jako miasto liczące 20 tys. mieszkańców jest rozległa jak niektóre miasta, które mają 150 tys. mieszkańców. Żeby przejść z jednego końca miasta na drugi, trzeba iść półtorej godziny na nogach. Zapadliska nie dotyczą całej Trzebini.
Ale wizerunkowo to wszystko dotyka całego miasta i ma na nie wpływ.
Wpływ zapadlisk na całą Trzebinię
– Mamy klientów z różnych regionów Polski. Jeśli klient dzwoni np. z Krakowa i słyszy ofertę "Trzebinia", to pojawia się "Dziękuję". Oferty z Trzebini ograniczyły się do klientów z naszego lokalnego rynku – mówi Mateusz Kucharski.
A lokalny rynek? – Tu ruch się nie zatrzymał. Mieszkańcy Trzebini kupują mieszkania, czy domy. Z tym nie ma problemu. Absolutnie nie jest tak, że wszyscy chcą porzucić Trzebinię i wyjechać. Ale nawet miejscowi stracili zainteresowanie mieszkaniami w Gaju – odpowiada.
Anna Jarguz: – Mamy problem na części Osiedla Siersza i fragmencie Osiedla Gaj, głównie tam, gdzie prowadzona była przed laty płytka eksploatacja. Aktualnie trwają prace uzdatniające grunt w obszarze zalesionym kilkadziesiąt metrów od bloków w Gaju. Niestety, niektórym cała Trzebinia zaczęła się kojarzyć z zapadliskiem i jest to bardzo złe dla gminy, to "czarny PR", który nam nie sprzyja.
– Bo są obawy, są telefony, co tam złego się u nas dzieje. Inwestorzy w ostatnich latach mocno interesowali się naszą gminą, dziś mogą się zastanawiać, czy to jest dobre miejsce do zainwestowania. Zapewniam, że tak – dodaje.
Dlatego trzeba podkreślić – to nie chodzi o całe miasto, już nie wspominając o całej gminie. Zapadliska pojawiają się na ograniczonym fragmencie dwóch osiedli, głównie tam, gdzie przed wieloma laty prowadzona była płytka eksploatacja górnicza. Jednak fakt, że zapadliska dotyczą tylko niewielkiej części miasta, absolutnie nie umniejsza ich znaczenia. To olbrzymi problem dla całej gminy, który pilnie trzeba rozwiązać.
Chodzi o północną część miasta. – Proszę napisać, że nie całe miasto się zapada! W innych częściach ludzie normalnie żyją – reaguje jeszcze jedna z mieszkanek. Widać, jak bardzo to dla nich ważne.
"To nie jest cała Trzebinia!"
Nasi rozmówcy bardzo podkreślają, że inne tereny są bezpieczne. Że tam nie było eksploatacji kopalni.
– Wiele dzielnic w mieście Trzebinia pod tym względem jest bezpieczna. Centrum Trzebini i dzielnice ościenne są bezpieczne. Osiedle Energetyków i Gaj Zacisze są bezpieczne. Żeby w Polskę zła sława nie szła o Trzebini, bo nie cała jest niebezpieczna – obrusza się Józef Dziedzic.
Przez 28 lat pracował w oddziałach wydobywczych w Sierszy. – Wiem, gdzie była prowadzona eksploatacja, gdzie były chodniki. Wszyscy doskonale wiemy, gdzie teren jest zagrożony. Dziś ciągle to tłumaczę tzw. specjalistom, którzy niekoniecznie znają sposoby prowadzenia płytkiej eksploatacji górniczej. Dlatego podchodzę do tego spokojnie, bo znam dokładnie temat i wiem, gdzie w Trzebini jest bezpiecznie, a gdzie nie – mówi.
Suchej nitki nie zostawia na sposobie, w jaki postanowiono zlikwidować kopalnię. Więcej o tym pisaliśmy tutaj.
– W taki sposób likwidacji się nie robi. To, co tutaj zrobiono tutaj, to – jak mówią u nas niektórzy – morderstwo, dewastacja, całkowite zniszczenie. Ja sobie nie wyobrażam kosztów naprawy skutków tego wszystkiego, odszkodowań za szkody. Myślę, że będą kilka razy większe niż koszt likwidacji kopalni – uważa Józef Dziedzic.
Teraz wszyscy w napięciu czekają, co dalej.
– W Warszawie padły deklaracje, w kolejnym tygodniu ma być spotkanie ws. rozwiązań, które pozwolą pójść do przodu. W piątek mieliśmy spotkanie z przedstawicielami Spółki Restrukturyzacji Kopalń, z policją i strażą pożarną. SRK poinformowała, że od przyszłego tygodnia rozpoczyna nowe badania mikrograwimetryczne w miejscach wskazanych przez instytut geologiczny. W pierwszej kolejności chcą skontrolować rejony zamieszkałe m.in. przy ul. Młyńskiej i ul. Grunwaldzkiej w Sierszy, rejon Misiur – wymienia rzeczniczka UM.
Dodaje: – Nie każdy punkt wskazany przez instytut oznacza, że w tym miejscu zdarzy się coś złego. Trzeba to sprawdzić dodatkowymi badaniami. SRK ma też rozpocząć rozmowy z mieszkańcami wytypowanych domów.
Czytaj także: https://natemat.pl/439564,zapadliska-w-trzebini-ziemia-zapadla-sie-nie-tylko-na-cmentarzu