Wojsko wreszcie przerwało milczenie. Wyjaśniono, co dzieje się w lesie pod Bydgoszczą

Alan Wysocki
28 kwietnia 2023, 15:49 • 1 minuta czytania
Tajemniczy obiekt wojskowy pod Bydgoszczą wciąż budzi emocje. Wojsko wreszcie przerwało milczenie, choć wciąż nie podaje zbyt wielu informacji. Nawiązano jednak do wydarzenia z 16 grudnia 2022 roku. – Jest wielkie ryzyko prób manipulowania naszymi emocjami – mówi Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych gen. broni Tomasz Piotrowski.
Co się stało w Zamościu pod Bydgoszczą? Służby wreszcie przerwały milczenie. Fot. Wojciech Stróżyk / Reporter / East News

Tajemniczy obiekt pod Bydgoszczą. "Trwają dochodzenia"

Warto podkreślić, że gen. Piotrowski to Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych RP. To może wskazywać, że zamieszanie wokół tajemniczego obiektu pod Bydgoszczą stanowi dla służb bardzo poważny incydent.

Gen. Tomasz Piotrowski odniósł się do tego, co spadło w lesie w Zamościu, pod Bydgoszczą. – Sprzęt niewiadomego pochodzenia z niewiadomego kierunku znalazł się w lesie. Trwają dochodzenia i dialog między instytucjami – powiedział.

– Sytuacja na terenie kraju jest nacechowana dość dużym ryzykiem. Odczuwamy presję migracyjną, za wschodnią granicą trwa wojna. Jest wielkie ryzyko prób manipulowania naszymi emocjami – dodał.

– Chcę państwa uspokoić. Bardzo intensywnie pracujemy z prokuraturą, specjalistami, żandarmerią, badamy tę sprawę. Na chwilę obecną dla nas istotne jest, że nie doszło do wybuchu ani eksplozji, w przeciwieństwie do tego, co zdarzyło się w Przewodowie. Nikt nie został też ranny – podkreślił.

– Badamy różnego rodzaju scenariusze. Sytuacja jest stabilna i bardzo szybko znajdziemy rozwiązanie. Wojna w Ukrainie dała nam dużo doświadczeń. Mamy systemy radarów, procedury użycia lotnictwa taktycznego, procedury użycia śmigłowców poszukiwawczych, ratowniczych – zapewnił.

Generał odwołał się do sytuacji z 16 grudnia 2022 roku, gdzie w związku ze zidentyfikowaniem obiektu wojskowego w pobliżu polskiej granicy, do akcji włączono samoloty poszukiwawcze. Niewykluczone, że to wtedy pocisk spadł do lasu, jednak przez wiele tygodni po prostu nie został odnaleziony.

– Panujemy nad tym, co się dzieje. Najbliższy czas da odpowiedzi na wszystkie pytania – podsumował.

Co się stało w lesie w Zamościu pod Bydgoszczą? Tajemniczy obiekt znaleziono przypadkiem

Jak pisaliśmy w naTemat, kilka dni temu do lasu w Zamościu pod Bydgoszczą wezwano służby. Autorem zawiadomienia jest osoba, która wybrała się na konną przejażdżkę po okolicy, natrafiając na coś na kształt pocisku wojskowego. Widniały na nim "napisy w języku rosyjskim".

Chwilę po publikacji pierwszych doniesień służby nabrały wody w usta. Na wyjątkowo krótki i enigmatyczny komunikat zdobył się Zbigniew Ziobro. Minister sprawiedliwości powiedział jedynie, że wszczęto postępowanie w sprawie "szczątków powietrznego obiektu wojskowego".

Jedyne konkretne wyjaśnienia o wydarzeniach pod Bydgoszczą przedstawili dziennikarze RMF FM. Z ich nieoficjalnych ustaleń wynika, że do zdarzenia doszło 22 kwietnia, a znalezisko to szczątki rakiety zrzucanej samolotu lub antyrakiety.

Eksperci o incydencie pod Bydgoszczą: To, co znaleziono w lesie, może należeć do Polaków

Emocje wzbudziły przede wszystkim informacje o "rosyjskich napisach" na szczątkach obiektu wojskowego. W rozmowie z naTemat gen. Roman Polko wskazał, że to nie musi oznaczać, że obiekt został wystrzelony przez Rosję.

– Polska armia również ma w swoim posiadaniu pociski produkcji sowieckiej, czyli opisane cyrylicą – powiedział b. dowódca GROM, po czym dodał: – Pod Bydgoszczą jest kilka poligonów, a czyszczenie magazynów często łączy się ze szkoleniami, podczas których utylizowany jest sprzęt.

– Nie jest wykluczone, że to miało ze sobą związek, a to, co znaleziono w lesie, może należeć do Polaków. Trzeba też pamiętać, że cyrylica niekoniecznie musi oznaczać język rosyjski – wyjaśnił.

Gen. Waldemar Skrzypczak zaś zwrócił uwagę na fatalną strategię służb i wojska dot. informowania o wydarzeniach pod Bydgoszczą. – W każdej tego typu strategii jest zapisane, że wszystkie informacje, którymi się dysponuje, powinno się przekazać tak, aby uciąć wszelkie spekulacje, ale też niepokoje ludności miejscowej, która jest zaniepokojona tym, co się wydarzyło i co jeszcze może się wydarzyć – powiedział.

– Obawiam się, że wszyscy, którzy odpowiadają za tę strategię informacyjną, nie mają wiedzy o tym, co tak naprawdę się stało i stworzenie jakiegokolwiek scenariusza jest poza ich możliwościami. Bo fakt, że kilka dni po incydencie nie mamy informacji, budzi niepokój – dodał.