Jacek Protasiewicz #TYLKONATEMAT: Kaczyński będzie chciał wyeliminować "troublemakerów"

Jakub Noch
06 maja 2023, 17:34 • 1 minuta czytania
Uważam, że Kaczyński na sam koniec będzie chciał wyeliminować wszystkich "troublemakerów", którzy przez ostatnie lata utrudniali mu życie. Prezes PiS uwielbia jednoosobowe rządy, opierające się wyłącznie na jego dyspozycjach. Ludziom, którzy swoimi obstrukcjami blokowali ich wykonanie, nie wybacza, co widzieliśmy na przykładzie Gowina. Środowiska Ziobry nie udało mu się wewnętrznie rozbić, jak to zrobił z Porozumieniem, ale tu pomocna może być polityczna kuchnia... – mówi #TYLKONATEMAT poseł Jacek Protasiewicz z Unii Europejskich Demokratów.
Jacek Protasiewicz z UED wskazuje, jakie będą kluczowe momenty kampanii przed wyborami parlamentarnymi w 2023 roku. Fot. Pawel Wisniewski / East News

Wojenka domowa w Zjednoczonej Prawicy to udany prezent dla opozycji?

Jacek Protasiewicz: Każdy rozdźwięk w obozie Zjednoczonej Prawicy, w tym – nazwijmy to wprost – obozie szkodzącym państwu, jest dobry dla polskiej demokracji. Powinniśmy cieszyć się z tego, że wojna między Zbigniewem Ziobrą a Matuszem Morawieckim może doprowadzić do dezintegracji rządzącej koalicji.


Ważnym momentem będzie w tym kontekście głosowanie nad najnowszym PiS-owskim projektem nowelizacji ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, który ma odwołać jedną ze zmian wprowadzonych przez Ziobrę na fali demolowania tej instytucji w 2015 roku. Jeśli ziobryści to poprą, przyznają, że tamte zmiany były szkodliwe.

O czym stanowiło zresztą orzeczenie ówczesnego TK kierowanego jeszcze przez prof. Andrzeja Rzeplińskiego, które PiS i Ziobro kwestionowali, odmawiając publikacji. Powinni więc teraz zagłosować przeciw propozycji zgłoszonej przez posłów PiS.

Sądzę jednak, iż silniejsza okaże się ich żądza przetrwania przy korycie i dalszego łupienia Polski. To pewnie weźmie górę nad nawet najsilniejszymi animozjami osobistymi, a tym bardziej różnicami programowymi.

Pojawiają się jednak doniesienia, według których sytuacja jest poważna i umowa koalicyjna została wyrzucona do kosza razem z szyldem "Solidarna Polska"…

Uważam, że Jarosław Kaczyński na sam koniec będzie chciał wyeliminować wszystkich "troublemakerów", którzy przez ostatnie lata utrudniali mu życie. Prezes Prawa i Sprawiedliwości uwielbia jednoosobowe rządy, opierające się wyłącznie na jego dyspozycjach.

Ludziom, którzy swoimi obstrukcjami blokowali ich wykonanie, nie wybacza, co widzieliśmy na przykładzie Jarosława Gowina. Środowiska Ziobry nie udało mu się wewnętrznie rozbić, jak to zrobił z Porozumieniem, ale tu pomocna może być polityczna kuchnia…

Warto bowiem wiedzieć, że jedynymi oficjalnym reprezentantami partii czy koalicji przed Państwową Komisją Wyborczą są pełnomocnicy wyborczy w okręgach. Jestem pewien, że wszyscy oni będą ludźmi zaufanymi Kaczyńskiego, a nie Ziobry. A pełnomocnik wyborczy nawet na minutę przed rejestracją listy kandydatów może zmienić jej kształt zgodnie z wolą swojego szefa i wykreślić "niepewnych" z listy wyborczej.

Czyli między bajki należy włożyć powtarzaną latami historię, że może Kaczyński traktuje Ziobrę szorstko, ale tak naprawdę to szef Solidarnej Polski jest "delfinem"?

Ależ on nigdy tym delfinem nie był! Gdyby Ziobro był przygotowywany do przejęcia schedy po Kaczyńskim, to nigdy w życiu by się nie buntował. A jego prawdziwe miejsce w szeregu zostało wskazane już w 2009 roku, gdy prezes PiS rzekomemu delfinowi odradzał zajmowanie się sprawami krajowymi i odesłał do Parlamentu Europejskiego z szyderczym komentarzem, by uczył się języka angielskiego lub francuskiego.

Już wtedy widać było, że w gronie najbliższych współpracowników Kaczyńskiego, czyli tzw. Zakonie PC, rosła irytacja na coraz to większe ambicje Ziobry, który z ich punktu widzenia był politycznym przybłędą.

Czy suwerenność w nazwie doda ziobrystom sondażowych skrzydeł?

Moim zdaniem kompletnie nic to nie zmieni. Nagła zmiana nazwy z Solidarna na Suwerenna Polska jest tylko rozpaczliwą próbą zaznaczenia swojej podmiotowości. Jednak – w rzeczywistości – ona nie istnieje.

Być może chodzi też o to, że nowy szyld pozwoli pozbyć się starych problemów, które ziobryści mają z PKW w związku z nieprawidłowościami w finansowaniu partii. Zapewne jest to też – w jakiejś mierze – przygotowywanie gruntu na czarną dla nich godzinę, czyli rozejście się z PiS.

Nie wierzy pan, że rywale z prawicy mogliby urosnąć w siłę tak, aby jesienią samodzielnie przekroczyć próg wyborczy?

Każdy koalicjant PiS – czy to LPR i Samoobron kiedyś, czy Suwerenna Polska teraz – nie ma na to szans. Jeśli chodzi o sytuację ziobrystów, to muszę się akurat zgodzić z Ryszardem Terleckim, że próba ugrania czegoś na tematach dawno zdominowanych przez Kaczyńskiego jest bez sensu.

Podobnie zresztą sytuacja ma się w przypadku konkurencji na antyeuropejskość z Konfederacją. Moim zdaniem i w tym obszarze "sukces" Zbigniewa Ziobry nie będzie możliwy.

A co z waszymi szansami? Czy dla Unii Europejskich Demokratów znajdzie się miejsce na listach koalicji Polska 2050 – PSL?

Jest tłoczno, ale każdy dobry kandydat oznacza jeszcze lepszy wynik wyborczy całej koalicji. Jestem przekonany, że politycy z ugruntowaną pozycją i dorobkiem w swoich okręgach, jak wicemarszałek Senatu Michał Kamiński, przewodnicząca UED Elżbieta Bińczycka w Krakowie, Wojciech Warski – warszawski przedsiębiorca z "Team Europe" czy ja we Wrocławiu, jeśli zostaną potraktowani podmiotowo, przyniosą dodatkowe głosy liczone w tysiącach.

Wiem, że Władysław Kosiniak-Kamysz to polityk nie tylko bardzo racjonalny, ale także niezwykle etyczny. Zarówno więc ze względu na wspomniane kontekst, ale również przez wzgląd na kilkuletnią, lojalną i partnerską współpracę, zapewni kandydatom UED miejsca motywujące do walki wyborczej.

Kosiniak-Kamysz konsultował z wami plan nawiązania współpracy z Hołownią?

Konsultował tę kwestię od pierwszego pomysłu jej nawiązania, aż po ostateczne uzgodnienie treści porozumienia z Polską 2050. Przewodnicząca UED była też w składzie zespołu negocjującego "Listę wspólnych spraw", bo uważamy, że koalicja z partią Szymona Hołowni to jest dobry projekt dla Polski, który nikogo nie wyklucza, a raczej będzie przyciągał do nas nowe twarze i środowiska.

PSL-owscy baronowie nie są źli, że teraz muszą dzielić się miejscami nie tylko z UED, ale i Polską 2050?

Akurat tak dobrze się składa, że tam, gdzie PSL jest silny i ma wpływowych polityków, tam struktury Polski 2050 są słabsze i na odwrót. Ten układ ma więc naturalne szanse na w miarę bezkonfliktowe funkcjonowanie.

Co ważne, w swoim porozumieniu Kosiniak-Kamysz i Hołownia wynegocjowali podział mieć 50/50. Nie ma więc obaw, że jeden koalicjant może zdominować drugiego.

Tego akurat nie jestem pewien, przecież można załatwić sobie to lepsze 50 proc.

Czasem równe części politycznego tortu rzeczywiście nie są identyczne, musimy więc przyjąć jakieś sensowne kryterium wyznaczania liderów list w poszczególnych okręgach. Będziemy chcieli, aby odbyło się to na podstawie oceny (na przykład, w oparciu o szczegółowe, lokalne sondaże), który z kandydatów może być silniejszą lokomotywą wyborczą.

Są takie okręgi, gdzie będą to ludowcy, a i takie, gdzie tę rolę spełnią lepiej przedstawiciele Polski 2050 lub koalicjantów, jak UED. Ja na przykład mam ugruntowaną pozycję w okręgu wrocławskim, co udowodniłem cztery lata temu, zdobywając – w tym głównie miejskim środowisku – pierwszy po kilkunastu latach mandat dla PSL.

Podobnie było z Markiem Biernackim w Gdyni, czy zwłaszcza Władysławem Bartoszewskim, który zdobył dla PSL mandat w Warszawie po ponad 70 latach przerwy! Nie wyobrażam sobie, że myśląc o jak najlepszym wyniku całej koalicji, będzie można takie okoliczności zlekceważyć.

Jako doświadczony spin doctor ma pan jakiś pomysł na wykrzesanie z wyborców opozycji nieco pozytywnej energii? Na kilka miesięcy przed wyborami nastroje są raczej minorowe.

W każdej kampanii wyborczej – nie tylko w Polsce, ale wszędzie na świecie – kluczowe są ostatnie trzy-cztery tygodnie. Pamiętam dokładnie, jak ten schemat sprawdził się w obu kampaniach, którym szefowałem, czyli prezydenckiej Donalda Tuska z 2005 roku i parlamentarnej PO w 2011 roku.

Pierwsze miesiące kampanii są ważne dla ugruntowania wśród wyborców wiedzy o programie, ale faktyczna mobilizacja elektoratu następuje dopiero na ostatniej prostej, czasem nawet w ostatnim tygodniu przed głosowaniem. Wielu wyborców dopiero wtedy podejmuje decyzję, czy pójść do wyborów i na kogo zagłosować.

Mimo dzisiejszych sondaży wskazujących na przewagę PiS, nic nie jest jeszcze przesadzone. Teraz jest czas jest czas pracy programowej i opracowywania strategii, ale to powinno się dziać w zaciszu gabinetów. Trzeba pilnie zakończyć medialne spory o kształt opozycyjnych koalicji wyborczych, bo one tworzą wrażenie chaosu i zniechęcają potencjalnych wyborców opozycji

Ten mój apel kieruję nie tylko do liderów politycznych, ale i do aktywnych w mediach społecznościowych zwolenników tej, czy innej formacji. Strategiczne decyzje, także te o koalicjach przedwyborczych, nie są i nie będą podejmowane pod wpływem twitterowego wzmożenia, a dzisiejsze emocje wokół takiej, czy innej wypowiedzi któregoś z polityków opozycyjnych, we wrześniu-październiku nie będą miały żadnego znaczenia.

A co, gdyby przez kolejne lata przyszło żyć w Polsce pod rządami PiS i Konfederacji?

Kolejna kadencja tej ekipy, zwłaszcza w koalicji z Konfederacją, to będzie katastrofa. Szczególnie w relacjach z UE, czego konsekwencje będą nie tylko wizerunkowe, ale liczone w miliardach, które do Polski nie wpłyną, albo znad Wisły odpłyną.

Poza tym Jarosław Kaczyński będzie zapewne dążył do całkowitej realizacji planu zrobienia "Budapesztu w Warszawie", a to oznacza dalsze i silniejsze ograniczanie funkcjonowania niezależnych mediów. Dlatego trzeba wziąć się do ciężkiej pracy wyborczej z wiarą w zwycięstwo.

Czytaj także: https://natemat.pl/483308,kluzik-rostkowska-ko-o-wyborach-2023