"Poszedł na grób ojca i się powiesił na krzyżu". Tajemnicza śmierć w tle sprawy Iwony Wieczorek
Iwona Wieczorek zaginęła w nocy z 16 na 17 lipca 2010 roku. Nad ranem była widziana w okolicy jednego z modnych wówczas lokali - Dream Club w Sopocie. Tam pokłóciła się ze znajomymi. Nigdy nie doszła do domu na osiedlu Jelitkowski Dwór w Gdańsku.
Zaginięcie Iwony Wieczorek. Główne wątki sprawy
Jej znajomi nie raz przewinęli się w działaniach śledczych. Wśród nich są oczywiście Paweł P. oraz jego partnerka Joanna S. Mężczyzna już wcześniej usłyszał m.in. zarzut utrudniania postępowania karnego poprzez usuwanie śladów i dowodów, zacieranie śladów przestępstwa, a także podawanie nieprawdziwych informacji. Kobieta ostatecznie usłyszała jedynie zarzut dotyczący przestępstw narkotykowych.
Jeśli chodzi o Pawła P., to warto dodać, że ostatnio jego babcia powiedziała w rozmowie z dziennikarzem śledczym naTemat.pl Mikołajem Podolskim, że nie modli się za zaginioną przed 13 laty dziewczynę, bo uważa, że to Wieczorek "narobiła tego całego piekła".
Wcześniej na przełomie 2022/23 roku odbyły się przeszukania w sopockim budynku noszącym dziś nazwę Nowa Zatoka, w którym wcześniej mieścił się osławiony klub Zatoka Sztuki – jego współwłaścicielem był Marcin T. ps. "Turek". To on w 2010 roku miał w swoim portfolio m.in. Dream Club. Policja nie ogłosiła jednak w związku z tymi przeszukiwaniami żadnego sukcesu ani przełomowych odkryć.
Poszukiwali Iwony Wiczorek na działkach w Gdańsku
Wróćmy jednak do postaci właściciela posesji na działkach niedaleko ul. Hallera w Gdańsku - Sławomira N., u którego mieszkał Waldemar G. Latem 2020 roku nieżyjący już dziennikarz śledczy Janusz Szostak na stronie crimie.com.pl pisał o przeszukaniach w ogródkach działkowych, gdzie, jak ustalił, mogły być ukrywane zwłoki Wieczorek.
"Głównym celem śledczych była jednak jedna z działek, którą wskazałem w czasie składania zeznań. I na niej koncentrowały się działania poszukiwawcze prowadzone 22 lipca 2016 roku" – przekazał wówczas Szostak, który Wieczorek poświęcił dwie książki: "Kto zabił Iwonę Wieczorek?" oraz "Co się stało z Iwoną Wieczorek".
Jak wyglądało przeszukanie znajdujących się na niej pomieszczeń, dowiadujemy się z akt sprawy: „W pomieszczeniach zalega woda zalewowa, do wysokości 15 cm, w pomieszczeniach tych panuje nieład, są rozrzucone rzeczy. Cała posesja oraz budynek mieszkalny są w części zalane wodą. (…) Przedmiotów istotnych z punktu widzenia postępowania nie ujawniono. Na tym oględziny posesji oraz pomieszczeń zakończono” – rzut oka i policjanci poszli dalej.
"Działając w ten sposób, nikt niczego w tej sprawie nigdy nie znajdzie" – podsumował te zabiegi policji Szostak. Wówczas przesłuchano też Wandę Sz., która użytkowała tę działkę. Przekazała ona, że nic nie wie o Iwonie Wieczorek i nigdy o niej nie słyszała.
Szostak pisał też, że 27 lipca 2016 roku dokonano oględzin garażu oraz sąsiedniej posesji. "W celu ujawnienia ewentualnych śladów krwawych" – jak zapisano w protokole, który zacytował w tekście.
Ślady krwi na działkowej posesji niedaleko domu Wieczorek
Co istotne, w pomieszczeniach znajdujących się na terenie posesji należącej do Sławomira N. znaleziono liczne ślady krwi. Były one niemal wszędzie.
Właściciel posesji Sławomir N. zeznał wówczas, że od 2010 roku (dokładnej daty nie pamiętał) mieszkał u niego Waldemar G. Był to jego znajomy z Pruszcza Gdańskiego. Użytkował on te pomieszczenia.
"Pracowałem w ochronie, często 24 godziny na dobę i Waldemar G. w tym czasie miał swobodny dostęp do wszystkich pomieszczeń. To był mój kolega, więc mu ufałem. Garażu nie używałem od dawna, bo nie mam już samochodu. Uważam, że na mojej posesji nigdzie nie powinno być śladów krwawych. Nie przypominam sobie, aby Waldemar G. miał jakieś rany. Zwierząt hodowlanych na mojej posesji nie było od kilkudziesięciu lat, więc nikt ich tu nie zabijał. W 2015 roku poprosiłem Waldemara G., aby się wyprowadził i wtedy zaczęły się problemy. Nie chciał tego zrobić, były awantury. W końcu się wyprowadził do mojego sąsiada, Krzysztofa C.".
Mężczyzna przekazał też, że nikt oprócz Waldemara G. nie miał dostępu do garażu i pomieszczeń, w których były ślady krwi. Policja i prokuratura nie ujawniły, czyja to była krew. Dziennikarz pisał też, że policja nie przesłuchała Waldemara G., a przynajmniej w aktach nie ma nic na ten temat.
Waldemar G. powiesił się na krzyżu
Szostak chciał też potem sprawdzić, co dzieje się ze Sławomirem N. Ten jednak trafił do szpitala. Był w podeszłym wieku. Już w chwili przeszukania działki miał 74 lata. Zmarł latem 2020 roku.
Bardzo dziwnie zakończyła się historia Waldemara G.– Zaraz po tym, jak odkryli tę krew, pojechał do Starogardu Gdańskiego, bo on stamtąd pochodził – wyjaśnił jego dawny znajomy, którego cytował Szostak. – Chodził kilka godzin po cmentarzu. W końcu poszedł na grób ojca i się powiesił na krzyżu – dodał ten mężczyzna.
O tych dwóch mężczyznach Szostka mówił także w rozmowie z naTemat.pl w lipcu 2020 roku. – Sławomir N. zawsze miał jakichś kolegów, z którymi mieszkał. Pan Waldemar G., któremu wynajął pokój, był dość agresywny. Ludzie się go bali. Sławomir N. był emerytem, dorabiał jako ochroniarz, czasami chodził na całodobowe dyżury i często nie było go w domu – tłumaczył.
– W tym czasie rządził tam Waldemar. I on robił różne dziwne rzeczy, co wynika z akt. W końcu ten gospodarz się go pozbył, natomiast Waldemar G. przeprowadził się do sąsiedniego domu – mówił naszej redakcji dziennikarz śledczy.
Całość rozmowy dostępna jest tutaj: "Jego fundacja szuka Iwony Wieczorek. Szostak: "Ta sprawa ma drugie dno. Będzie dużym zaskoczeniem"