Błaszczak mija się z prawdą ws. rakiety? Gen. Skrzypczak: Nie ma wątpliwości, że DO RSZ zameldował

Natalia Kamińska
11 maja 2023, 17:23 • 1 minuta czytania
Szef MON poinformował w czwartek, że Dowódca Operacyjny RSZ miał zaniechać swoich obowiązków, nie informując go o rosyjskiej rakiecie, która pojawiła się w polskiej przestrzeni powietrznej i uderzyła w ziemię pod Bydgoszczą. Oświadczenie Mariusza Błaszczaka w rozmowie z naTemat.pl komentuje gen. broni Waldemar Skrzypczak. – O tym, że generał Piotrowski zameldował, nie ma wątpliwości. Mówienie o tym, że on czegokolwiek zaniechał, jest wątpliwe – mówi były dowódca Wojsk Lądowych.

– W przestrzeni publicznej od kilku dni były informacje o tym, że 16 grudnia wleciała rakieta. Wojsko ją na radarach widziało, ale do momentu upadku – przypomina generał Waldemar Skrzypczak. Były dowódca Wojsk Lądowych zauważył też, że była zgoda na to, aby prowadzić przeszukiwanie terenu. – Takie przeszukiwania były prowadzone bez powiedzenia. Nie znaleziono rakiety. I wszyscy o tym mówili – podkreśla w rozmowie z naTemat.pl.


– Czyli co? Rakieta nie była widziana i potem jej nie szukano? – zastanawia się wojskowy, komentując czwartkowe oświadczenie ministra obrony narodowej Mariusza Błaszczaka. Generał Skrzypczak ocenia też, że w takim razie, to co teraz mówi minister, zaprzecza... wszystkiemu, co było mówione wcześniej.

Gen. Skrzypczak o rosyjskiej rakiecie pod Bydgoszczą: Niech to wyjaśni prokurator

Nasz rozmówca przypomina jednocześnie, że szef Sztabu Generalnego na pytanie dziennikarzy, odpowiedział, iż on niezwłocznie po powzięciu informacji o rakiecie zameldował swoim przełożonym, czyli w tym przypadku ministrowi Błaszczakowi.

Na pytanie o słowa szefa MON, według których Dowódca Operacyjny RSZ gen. broni Tomasz Piotrowski "zaniechał swoich instrukcyjnych obowiązków", nie informując ministra o obiekcie, gen. Skrzypczak odpowiada wprost: "niech to wyjaśni prokurator".

Żebym nie znał Dowódcy Operacyjnego RSZ, to bym może powiedział, że jest to możliwe. O ile jednak znam gen. Piotrowskiego, na pewno by niezwłocznie zameldował o sytuacji przełożonym. Mówienie o tym, że on czegokolwiek zaniechał, jest dla mnie wątpliwe. Bardzo bym chciał, aby prokuratura wnikliwie zbadała ten temat i wyjaśniono wszystko to, co wcześniej przekazywano.Gen. broni Waldemar Skrzypczakbyły dowódca Wojsk Lądowych dla naTemat.pl

"O tym, że gen. Piotrowski zameldował, nie ma wątpliwości"

– O tym, że gen. Piotrowski zameldował, nie ma wątpliwości – podsumowuje dobitnie rozmówca naTemat.pl. Były dowódca Wojsk Lądowych podkreśla również, że DO RSZ na pewno nie mógł prowadzić poszukiwań rakiety bez informowania o tym przełożonych.

Co dokładnie ogłosił Mariusz Błaszczak?

Przypomnijmy: szef MON Mariusz Błaszczak poinformował na czwartkowej konferencji prasowej o wynikach kontroli w Dowództwie Operacyjnym Rodzajów Sił Zbrojnych. Zlecona została ona po tym, jak okazało się, że tajemniczy obiekt znaleziony w Zamościu pod Bydgoszczą może być rosyjskim pociskiem manewrującym.

Według przekazanych przez ministra ustaleń, podczas kontroli problemem miała okazać się kwestia przepływu informacji pomiędzy Dowódcą Operacyjnym RSZ a jego przełożonymi. – Procedury i mechanizmy reagowania zadziałały prawidłowo do poziomu dowódcy operacyjnego, który nie wywiązał się właściwie ze swoich obowiązków – oznajmił Błaszczak.

– Dowódca Operacyjny zaniechał swoich instrukcyjnych obowiązków, nie informując mnie o obiekcie, który pojawił się w polskiej przestrzeni powietrznej, ani nie informując Rządowego Centrum Bezpieczeństwa i innych przewidzianych w procedurach służb – dodał.

Minister obrony narodowej stwierdził wprost, że w otrzymanym przez niego raporcie znalazły się nieprawdziwe informacje. – W sprawozdaniu operacyjnym Dowództwa Operacyjnego z dnia 16 grudnia, które otrzymałem, znalazła się informacja, że w dniu 16 grudnia nie odnotowano naruszenia ani przekroczenia przestrzeni powietrznej Rzeczypospolitej Polskiej, co – jak później się okazało – było nieprawdą – podkreślił.

16 grudnia 2022 roku doszło do incydentu, w którym polskie samoloty zostały poderwane, aby śledzić trajektorię rakiety, która wleciała nad terytorium Polski. Jak pisaliśmy w naTemat, polskie służby śledziły co prawda obiekt, ale w okolicach Bydgoszczy straciły go z oczu.

Według doniesień medialnych wojsko miało prowadzić poszukiwania, ale nie mogło znaleźć pocisku m.in. z powodu potężnych śnieżyc. Do zderzenia rakiety z ziemią doszło natomiast około 2 km od miejsca, w którym jej szczątki pod koniec kwietnia zostały odnalezione przez przypadkową osobę.