Natalie Portman ma rację. Ciężko dziś oglądać "Leona Zawodowca" bez wzdrygnięcia

Maja Mikołajczyk
16 maja 2023, 19:43 • 1 minuta czytania
"Leon zawodowiec" to klasyka kina akcji, jednak relacja pomiędzy tytułowym mordercą a 12-letnią Matyldą od początku budziła kontrowersje. Po latach Natalie Portman wyznała, jaki wpływ miała na nią ta rola.
Natalie Portman po latach odnosi się krytycznie do "Leona Zawodowca". Fot. kadr z filmu "Leon Zawodowiec", Łukasz Gdak/ East News

Kolejna inkarnacja "Lolity"?

Choć figura dziewczynki wzbudzającej pożądanie seksualne pojawiała się w kulturze już znacznie wcześniej, w masowej wyobraźni w XX wieku zaszczepił ją Vladimir Nabokov. "Lolita", której wydania odmówiło początkowo pięć wydawnictw, od początku wzbudzała kontrowersje i przez jednych była nazywana arcydziełem, a przez innych bezwstydną pornografią i wybrykiem pisarskim mężczyzny o skłonnościach pedofilskich.

Pomimo upłynięcia siedemdziesięciu lat od wydania powieści, dyskusja wciąż trwa, choć w erze po #MeToo lektura "Lolity" jest jeszcze bardziej krytyczna niż wcześniej. Na podobnej zasadzie dziś seans "Leona Zawodowca" wywołuje więcej pytań niż kiedyś, gdyż główna bohaterka filmu jest współczesną inkarnacją postaci przywołanej do życia na kartach powieści Nabokova.

Fabuła klasycznego już właściwie dzisiaj filmu akcji Luca Bessona (reżysera tworzącego nurt francuskiego kina określany jako Cinéma du look) skupia się na relacji Leona (Jean Reno), mordercy na zlecenie, z 12-letnią Matyldą (Natalie Portman), której rodzina zostaje zamordowana (Leon przygarnia ją po egzekucji).

Przez znaczną część filmu bohater grany przez Reno występuje w roli opiekuna (jakiego, warto dodać, Matylda nie widziała wcześniej w swoim ojcu, który był dostawcą narkotyków) i mentora nastolatki, który przyucza ją morderczego fachu, by mogła dokonać zemsty na zabójcach swojej rodziny.

I chociaż Leon nie wykazuje żadnego podejrzanego zainteresowania dziewczynką, ona zaczyna darzyć go romantycznym afektem. "Leon, myślę, że zaczynam się w tobie tak jakby zakochiwać" – mówi Matylda ustami Portman w jednej ze scen.

Niepokojących momentów podczas seansu uświadczymy jednak więcej. W jednym z nich dwunastolatka przebiera się za Marilyn Monroe i odgrywa scenę, w której słynna seks-bomba śpiewała "Happy Birthday, Mr. President" i tańczyła dla Johna F. Kennedy'ego, z którym prawdopodobnie miała romans.

Kolejne warte namysłu sceny: Matylda wyznająca Leonowi, że chciałaby stracić z nim dziewictwo, oraz namawiająca go do spania razem z nią w jednym łóżku. Ponadto gdyby nie interwencja rodziców Portman, w filmie znalazłaby się sekwencja, w której mężczyzna wchodzi do łazienki, gdy dziewczynka bierze prysznic.

Już w połowie lat 90., gdy film zadebiutował w kinach i stał się kasowym hitem, niektórzy wyrażali wątpliwości wobec tego, co zobaczyli na ekranie. Jedną z takich osób był legendarny krytyk filmowy Roger Ebert.

"Zawsze z tyłu głowy miałem tę niepokojącą myśl, że jest coś niewłaściwego w umieszczeniu 12-letniej bohaterki w centrum takich zdarzeń... (...) Zgrabny miejski thriller zdaje się wykorzystywać młodość dziewczynki, zamiast naprawdę się nad nią pochylić" – pisał w swoim tekście o filmie Bessona Ebert.

Odnotować należy również, w co ubierano na planie 11-letnią wówczas w rzeczywistości Portman. Szorty, krótkie spódniczki, chokery, topy odsłaniające dekolt czy brzuch – to nie garderoba dla dziewczynki ledwo wchodzącej w wiek nastoletni, a raczej dla młodej kobiety, świadomej swojej seksualności, którą aktorka z pewnością wówczas nie była.

Rola Matyldy miała wpływ na psychikę i seksualność Natalie Portman

Temat "Leona zawodowca" powrócił przy okazji wywiadu, którego Natalie Portman udzieliła "The Hollywood Reporter". Aktorka wyznała, że obecnie ma wobec swojego debiutu mocno ambiwalentne uczucia.

"To film, który wciąż jest uwielbiany. Ze wszystkich produkcji, w jakich wystąpiłam, właśnie o nim ludzie najczęściej chcą ze mną rozmawiać. Zawdzięczam mu swoją karierę, ale kiedy ogląda się go z dzisiejszej perspektywy, zdecydowanie ma on momenty, na których musisz się co najmniej wzdrygnąć" – stwierdziła w rozmowie z magazynem Portman.

Aktorka, która niedawno była w Poznaniu, przyznała również, że występ w filmie miał wpływ na to, jak później postrzegała samą siebie.

– Zdecydowanie zdawałam sobie sprawę, że zostałam sportretowana jako ktoś w rodzaju lolity. Myślę, że bycie seksualizowaną jako dziecko odebrało mi moją własną seksualność. Sprawiło to, że bałam się być postrzegana w ten sposób i bezpieczne wydało mi się przybranie pozy konserwatystki, komunikowanie "Jestem poważną osobą i powinieneś mnie szanować" lub "Jestem mądra, nie patrz na mnie w ten sposób" – tłumaczyła.

To nie pierwszy raz, kiedy Portman krytycznie wypowiada się o swoim doświadczeniu zagrania w filmie Bessona. Aktorka wyznała, że po premierze "Leona zawodowca" zaczęła dostawać mnóstwo listów od zafascynowanych nią dorosłych mężczyzn, wśród których były także opisy... fantazji o gwałtach. W Armchair Expert Podcast Portman przyznała, że takie reakcje m.in. sprawiły, że jako nastolatka nie chciała grać w żadnych scenach miłosnych.

– Z pewnością był czas, w którym niechętnie grałam w jakichkolwiek scenach pocałunków czy tym bardziej seksualnych. Ponieważ po moich pierwszych rolach ludzie zaczęli nazywać mnie w recenzjach "Lolitą" i podobnymi określeniami, bardzo się tego przestraszyłam – mówiła z kolei podczas Vulture Festival w Los Angeles w 2017 roku.

– I myślę, że to również musi być częścią dyskursu: kiedy jako kobieta bronisz się przed patrzeniem na ciebie w ten sposób i mówisz: "Nie chcę" – na co się zamykasz, albo co w sobie umniejszasz, ponieważ chcesz się chronić? – dodała.

Portman zdradziła również, że gdy ruch #MeToo nabrał na sile, a kobiety z branży zaczęły głośno mówić o nadużyciach seksualnych, dopiero po jakimś czasie zdała sobie sprawę, że sprawa dotyczy również jej samej.

– Kiedy zaczęło to do mnie docierać [oskarżenia o przemoc seksualną w Hollywood – red.], w pierwszej chwili pomyślałam: "Wow, ale ze mnie szczęściara, że mnie to nigdy nie spotkało". Ale gdy się zastanowiłam, dotarło do mnie, że chociaż nigdy nie zostałam otwarcie napadnięta, to spotkałam się z dyskryminacją czy molestowaniem w prawie każdym projekcie, nad którym pracowałam – stwierdziła aktorka.

– Przeszłam od myślenia, że nie mam nad czym rozmyślać, do "Chwila, jednak mam jakieś 100 historii". I wydaje mi się, że wiele osób dokonuje tych rozliczeń z samymi sobą oraz z rzeczami, które kiedyś wydawały nam się normalne. To część procesu – dodała.

Luc Besson i jego związek z Maïwenn rzucają inne światło na "Leona zawodowca"

W "Leonie zawodowcu" w jednej z początkowych scen widzimy młodą nagą dziewczynę w łóżku, która wymieniona zostaje w napisach końcowych jako "Blond Ślicznotka". To Maïwenn – francuska aktorka i reżyserka (jej najnowszy film "Kochanica króla" z Johnnym Deppem zadebiutuje na festiwalu w Cannes 16 maja), a w latach 1992-1997 żona Luca Bessona.

Co w tym kontrowersyjnego? 29-letni w 1988 roku reżyser poznał swoją byłą, gdy ta miała... 12 lat. Z randkowaniem poczekał trzy lata (do wieku zgody we Francji, uroczo), a poślubił ją, gdy skończyła zaledwie 16. Rok później urodziła się ich córka.

Działo się to na początku lat 90., gdy Besson zaczął już zyskiwać międzynarodowy rozgłos m.in. dzięki nominowanej do Złotego Globa "Nikicie". Nikt wtedy zdawał się jednak nie zauważać, że na czerwone dywany w charakterze swojej partnerki zabiera w gruncie rzeczy dziecko.

– Kiedy Luc Besson nakręcił "Leona zawodowca", opowieść o 12-letniej dziewczynce zakochanej w starszym mężczyźnie była mocno inspirowana naszą historią, gdyż powstała dokładnie w tym samym czasie, gdy rozgrywała się nasza. Żadne media wówczas tego jednak nie połączyły – mówiła Maïwenn po latach.

"Leon Zawodowiec" – piękna opowieść o ojcowskiej relacji czy pedofilska fantazja?

Spróbujmy postawić sprawę inaczej: czy młoda straumatyzowana dziewczynka (w zasadzie dziecko), wchodząca w buzujący hormonami okres dorastania, niemająca nigdy w zasadzie prawdziwego ojca, mogłaby zacząć pałać uczuciami do swojego "wybawcy"? Taka historia wydaje się wysoce prawdopodobna.

Problem z filmem Bessona jest jednak taki, że nie problematyzuje on dysfunkcyjnych postaw bohaterów. Niektórzy twierdzą, że "Leon zawodowiec" jest "antypedofilski", gdyż bohater grany przez Reno odrzuca zaloty Matyldy.

Jednak ukazanie małoletniej jako tej, która wychodzi z inicjatywą, podtrzymuje obrzydliwy mit "drapieżnej dziewczynki" czy "uwodzącego dorosłego dziecka", na który niejednokrotnie powoływały się osoby o skłonnościach pedofilskich.

Besson być może nie eksploatuje Portman w tak karygodny sposób, jak robił to Louis Malle z Brooke Shields w "Ślicznotce", gdy obsadził nieletnią aktorkę w roli prostytutki, ale zdaje się, że jego osobiste preferencje miały znaczny wpływ na opowiadaną przez niego historię oraz sposób, w jaki sportretowana została w filmie Portman.

Odpowiedź na postawione w śródtytule pytanie, czy "Leon zawodowiec" to historia o relacji typu ojciec-córka, czy jednak niezdrowa fantazja, nasuwa się sama.