"Z pisowskich gmin ludzie też jadą". Zaczyna się wielkie odliczanie, tak Polska szykuje się na marsz
- 4 czerwca w Warszawie odbędzie się marsz ogłoszony przez Donalda Tuska.
- – Nie pamiętam tak dużego zainteresowania poza Warszawą, takich emocji – mówi Tomasz Siemoniak, wiceszef PO.
- Poseł z Podkarpacia: – Jadą osoby z takich gmin, po których byśmy się tego nie spodziewali. Na przykład z Tryńczy, kompletnie gminy pisowskiej.
- Jak wygląda ta mobilizacja w praktyce? Na przykład na Podhalu?
– Wydaje mi się, że z pewnością będzie to największy marsz po 2015 roku. Nie pamiętam tak dużego zainteresowania poza Warszawą, takich emocji. Wiem, że ludzie sami się skrzykują. Że jadą samochodami, pociągami. My jako posłowie, senatorowie PO, pomagamy w organizacji autobusów. Ruch jest bardzo duży – mówi Tomasz Siemoniak, wiceprzewodniczący PO.
Cezary Tomczyk, wiceszef PO, od razu daje przykład swojego miasta. – Z 40-tysięcznego Sieradza jadą cztery autokary, na które w dużej mierze ludzie sami się składają. Część organizujemy my. Sporo osób dojedzie jeszcze samochodami. Tak jest w każdym polskim mieście. To będzie naprawdę bardzo duże wydarzenie. Mobilizacja jest ogromna, ludzie dzwonią codziennie, gremialnie chcą w nim uczestniczyć. Polska obywatelska się budzi!!! – mówi.
Czy może być 200 tys. ludzi?
W sieci jest ogromne poruszenie. Działają grupy na Facebooku, na których ludzie się organizują. Na przykład zrzucając się po kilkadziesiąt złotych, żeby razem wynająć transport i jechać na marsz ogłoszony przez Donalda Tuska.
"Tarnobrzeg, jedziemy do Wawy, mamy dwa (3) miejsca wolne w naszym aucie, lub sami (2 osoby) się chętnie przyłączymy do innych. Koszty do podziału. Kto chętny proszę ma prive", "Pozdrowienia z Sandomierza, też będziemy!", "Bytom ktoś jedzie do Warszawy? 2 osoby chętne na marsz" – piszą Polacy.
Ktoś zauważa: "Chętnych jest więcej niż autokarów czy pociągów specjalnych". Do udziału w marszu zachęcają politycy.
I znane osoby. Między innymi Janusz Gajos słowami: "Przebijmy ten mur. Zróbmy to jeszcze raz. Tym razem, kilkadziesiąt lat później. Bądźmy tam wspólnie. Pokażmy, jak wielu nas jest. Pokażmy, że wygramy. Pokażmy naszą siłę".
Stołeczna "Wyborcza" pisała przed weekendem, że według polityków PO na marszu może pojawić się 200 tys. ludzi. Czy to dużo, czy mało, niech każdy oceni sam. W rozmowie z nami nikt jednak nie chce nawet spekulować przewidywaniami. – 200 tys.? Myślę, że jest to możliwe, natomiast nie potrafię powiedzieć, czy to będzie 200 tys. – mówi Tomasz Siemoniak.
Cezary Tomczyk: – To będzie polityczne wydarzenie roku, sprawdzian generalny przed wyborami. Takiej determinacji i entuzjazmu nie widziałem od 2020 roku, czyli od kampanii prezydenckiej. Ludzie wspólnie chcą dać świadectwo siły obywatelskiej. Byłem na spotkaniu Rafała Trzaskowskiego z Donaldem Tuskiem, gdzie rozmawiałem z około setką osób. Nie więcej niż pięć powiedziało, że ich nie będzie i to głównie z przyczyn losowych.
Podkarpacie: Jadą nawet z gmin pisowskich
Właściwie w jakimkolwiek zakątku kraju nie zapytać, na dole, w szeregach PO, czuć tę mobilizację.
Z Przemyśla jadą dwa autokary. – Jeden pod moją egidą, drugi zorganizowany jest przez działaczy społecznych, którzy nie załapali się na mój autobus. Z samego Przemyśla na pewno będzie ponad 100 osób. Ale wiem też, że wiele osób wybiera się prywatnymi samochodami – mówi Marek Rząsa, podkarpacki poseł PO.
Do Warszawy jadą też grupy z Jarosławia, Przeworska, Rzeszowa, Krosna, Stalowej Woli, Sanoka, Mielca, Tarnobrzega. – Ludzie jadą na marsz z większości podkarpackich powiatów. Widać, że mają pewnych rzeczy dość i chcą je głośno wyartykułować. Myślę, że pomysł Donalda Tuska był świetny – mówi poseł.
Podkarpacie wiadomo, jak się kojarzy. To bastion PiS. Dlatego niemałe zaskoczenie, że zainteresowanie marszem jest nawet w małych miejscowościach. – Jadą osoby z takich gmin, po których byśmy się tego nie spodziewali. Jadą z Tryńczy, kompletnie gminy pisowskiej. Z Laszek, z Adamówki, to również gminy pisowskie. To kilka, kilkanaście osób, ale pokazuje to, że trochę coś zaczyna się przełamywać. Że tu też są ludzie, którzy chcą wyartykułować swój sprzeciw wobec tej władzy – mówi Marek Rząsa.
"Na pewno mamy zapełniony autokar z Zakopanego"
Z całej Polski do Warszawy ma przyjechać ok. 400-500 autokarów zorganizowanych przez PO.
Podhale. Kolejny bastion PiS. – Jest duże zainteresowanie, duża mobilizacja. Organizujemy transport na wyjazd. Na pewno mamy już zapełniony autokar z Zakopanego, z Nowego Sącza, z Gorlic. Być może odrębny autokar będzie z Limanowej. Na ten moment z samego mojego okręgu nr 14 na pewno są już cztery lub pięć autokarów. Wiemy też o tym, że zanim ogłosiliśmy ten transport, dużo ludzi wykupiło już bilety. Albo jadą do Warszawy na własną rękę, organizują się wspólnie, zbierając się w kilka osób – mówi Jagna Marczułajtis-Walczak, jedyna posłanka PO z Podhala.
– Ludzie zgłaszają się do naszych biur poselskich. Kierujemy ich dalej. Widać, że chcą jechać. Odczuwamy duże zainteresowanie. Myślę, że będzie trochę tych autokarów od nas z Małopolski. Na pewno będziemy widoczni – dodaje.
Z zachodniego krańca Polski, z Wałbrzycha, jadą cztery autokary wynajęte przez PO. – Jak na Wałbrzych zainteresowanie jest bardzo dobre. Mamy 200 osób. Muszę powiedzieć, że jestem mile zaskoczony. Z całego regionu jedzie ok. 36 autobusów – przyznaje Piotr Kaczkowski, członek zarządu PO w województwie dolnośląskim, który koordynuje akcję transportu w całym regionie.
I tak jest wszędzie.
Ktoś powie: jeden autokar? Cztery? Pamiętajmy, że są miejsca w Polsce, gdzie to naprawdę dużo. Poza tym odległość, logistyka, koszty robią swoje. Jeden autokar np. z Przemyśla to koszt prawie 7,5 tys. zł.
– Ludzie organizują się na własną rękę. Jadą własnym transportem. Busami. Będzie pociąg z Wrocławia. Niektórzy jadą już w piątek, bo traktują to jako wycieczkę do Warszawy. Muszę przyznać, że dzwonią do nas nawet z Łodzi, z Katowic. My przekierowujemy dalej. Ale wiemy, że jak na marszu nie stawi się Warszawa i okolice, to może być różnie. W dużej mierze polegamy na Warszawie – zauważa.
Dlaczego ludzie chcą jechać na marsz
W bastionach PiS słyszymy, że wyczuwa się zmianę narracji wśród ludzi. Jeden z lokalnych polityków mówi nam, że na Podkarpaciu posłowie PO zaczęli dostawać od samorządowców z PiS zaproszenia na różne uroczystości.
– Rok, dwa lata temu nie było taką normą. Natomiast dla mnie najlepszym barometrem jest zmiana postawy księży. Witają się z posłami PO, rozpoznają, uśmiechają, pytają o zdrowie. To jest ewidentny trend, że księża zaczynają normalnie rozmawiać z opozycją. Do tej pory posłowie PO byli traktowani jak powietrze. Na różnych uroczystościach księża do nich nie podchodzili. Dla mnie to ewidentny sygnał, że oni też czują, że coś się zmienia – zauważa.
Poseł Marek Rząsa przyznaje, że czuć zmiany nawet na Podkarpaciu. – Widać to w małych miejscowościach, w wioskach, że ludzie mają dosyć. Widzą drożyznę, inflację, kłamstwa. Co innego jest w telewizji, co innego w rzeczywistości. Tego nie da się zakłamać. Rządzący idą tropem komunistów, że w dzienniku jedno, a ludzie wiedzieli swoje – mówi.
Jagna Marczułajtis: – Widzieliśmy zmianę tej narracji i podejścia ludzi już podczas kampanii prezydenckiej Rafała Trzaskowskiego. I to trwa nadal. Każda taka mobilizacja jak zaproszenie Donalda Tuska na ten marsz, powoduje, że ludzie znowu chcą z nami być, pokazać się z nami. Coraz więcej osób ma odwagę przybyć na nasze spotkania i mówić o swoich problemach, z czym jeszcze parę lat temu bywało różnie. Na spotkania przychodziło kilka, kilkanaście osób. Dzisiaj to są dziesiątki osób, które przychodzą na spotkania z nami na Podhalu, czy w Beskidzie Wyspowym.
Na otwarte spotkania w Mszanie Dolnej, czy w Limanowej, w ciągu dnia, w poniedziałek, przyszło ponad 40 osób.
– To naprawdę jest dużo jak na taki region. Czujemy, że jest dobry wiatr dla nas. I na pewno będziemy namawiać wszystkich, którzy czują potrzebę zmiany, aby podążali za nami. I z nami – mówi.
Podkreśla: – Ten marsz jest dużą mobilizacją. To chyba największe wydarzenie, które będzie miało miejsce przed oficjalnie rozpoczynającą się kampanią. I tak naprawdę będzie otwierało kampanię z naszej strony. To zaproszenie do drużyny Tuska. Jeśli ktoś czuje w sercu, że coś mu się nie podoba teraz w tym, co się dzieje w państwie, to powinien tam z nami być.
Co wiadomo o marszu
Marsz zaczyna się 4 czerwca o godz. 12.00 – w rocznicę pierwszych częściowo wolnych wyborów w 1989 roku. Zacznie się na placu Na Rozdrożu, potem przejdzie Alejami Ujazdowskimi, Nowym Światem i Krakowskim Przedmieściem do pl. Zamkowego.
W lokalnych ośrodkach słyszymy, że cały czas mają gorącą linię, że ludzie dzwonią bez przerwy. W sieci było mnóstwo ogłoszeń o tym, że PO organizuje swoje transporty, że można się zapisywać. Termin zgłoszeń minął w piątek.
– Zbieramy informacje o autokarach, staramy się ludziom ułatwić podróż, zgrać ją, dofinansować albo ludzi połączyć ze sobą tak, żeby mogli jechać wspólnie. Chcemy wszystkim ułatwić przyjazd. Kierowcy otrzymają informacje, gdzie w Warszawie najlepiej wysadzić ludzi, jak dojść na miejsce marszu – mówi Cezary Tomczyk.
– To jest bardzo duże przedsięwzięcie. Nad wszystkim czuwamy. Na stronie wydarzenia będą się pojawiać kolejne informacje – zachęca do zaglądania na stronę.
Przypomnijmy, marsz ma się odbyć "przeciw drożyźnie, złodziejstwu i kłamstwu, za wolnymi wyborami i demokratyczną, europejską Polską". W połowie kwietnia wezwał do niego Donald Tusk.
Czytaj także: https://natemat.pl/481943,donald-tusk-wzywa-do-marszu-w-warszawie-przeciw-drozyznie-i-zlodziejstwu