To jego wykład zerwał poseł Grzegorz Braun. "Panie Dudo i Morawiecki – to wasza wina" [WYWIAD]
Anna Dryjańska: Jak pan się czuje, panie profesorze?
Prof. Jan Grabowski: Jestem wstrząśnięty. Wykładam od 30 lat w Polsce i na świecie, ale jeszcze nigdy nie spotkało mnie coś takiego. Czułem się fizycznie zagrożony przez posła Konfederacji, który obok mnie roztrzaskał mikrofon. W czasie tej całej awantury patrzyłem na twarze młodych ludzi, którzy przyszli wysłuchać mojego wystąpienia. Byli przerażeni.
Spodziewał się pan siłowego przerwania wykładu?
Przyszedłem godzinę wcześniej i zauważyłem radiowóz zaparkowany przed siedzibą Instytutu. Choćby obecność policji była wskazówką, że może być gorąco.
Jednak sygnały, że coś się może stać, napływały już wcześniej. Już tydzień temu spiralę nienawiści zaczął nakręcać Jakub Kumoch, były minister prezydenta Andrzeja Dudy. Szybko podchwyciły to prawicowe media. Byłem świadomy, że atmosfera gęstnieje.
Co takiego chciał pan powiedzieć, że nacjonaliści próbowali pana uciszyć?
Moje wystąpienie dotyczy problemu z pamięcią Zagłady. Ja ten wykład i tak wygłoszę. Jego głównym punktem jest to, że winę za zakłamywanie części naszej historii, a więc negowanie współudziału wielu Polaków w Holokauście, ponoszą nie tylko narodowcy, ale i demokratyczna opozycja.
Gdy Sejm zajmuje się przeszłością, demokraci głosują ręka w rękę z aktualnym obozem władzy. Rządzący i opozycja razem zamykają oczy na trudne tematy w naszej najnowszej historii. Udają, że niemiecka machina zbrodni nie miała w Polsce gorliwych pomocników, sugerują, lub wręcz mówią wprost, że Polacy byli tylko i wyłącznie ofiarami.
Wymazują udział części Polaków w likwidacji żydowskich gett, w wyłapywaniu i zabijaniu ocaleńców, w rabowaniu i przejmowaniu mieszkań polskich Żydów, którzy dopiero co zostali z nich wywleczeni. To wszystko, według tej egzotycznej, politycznej koalicji ponad podziałami, w ogóle się nie wydarzyło.
Zresztą wypieranie trudnej przeszłości to w Polsce nie tylko domena polityków, ale paradoksalnie nawet historyków.
Jak to?
Niestety. Podam wymowny przykład. Przejrzałem setki referatów, które w ciągu ostatnich 30 lat zostały wygłoszone na zjazdach Polskiego Towarzystwa Historycznego. Wie pani, ile z nich dotyczyło Zagłady?
Nie.
Zero.
Trudno w to uwierzyć. To tak, jakby matematycy wyrzucili do kosza geometrię.
A jednak. Inny przykład. W zeszłym roku ukazała się w Niemczech obszerna książka wybitnego polskiego historyka, prof. Andrzeja Friszke. "Geschichte Polens 1939–2015" (pol. Historia Polski 1939–2015 – red.). W tym opasłym tomie jest zaledwie kilka stron o Zagładzie polskich Żydów. Podobnie znikomą uwagę poświęca się tej potwornej zbrodni w kilku innych syntezach najnowszych dziejów Polski.
Dlaczego?
Wielu polskich historyków traktuje Holokaust jako problem wyłącznie niemiecko–żydowski.
Nie można go jednak pokazywać jako problemu wyłącznie polsko–żydowskiego, bo to też nieprawda.
Oczywiście. Szmalcownictwem splamiło się wiele społeczeństw Europy. Jednak naziści ulokowali rzeźnię w Polsce, więc Polacy na własne oczy widzieli, co się dzieje. Nie byli w tak komfortowej sytuacji, jak obywatele zachodniej Europy, którzy wsadzali swoich żydowskich sąsiadów do pociągu, a potem mogli się łudzić, że nie stało się najgorsze.
Gdyby żyła pani w tamtych czasach, widziałaby pani polskich Żydów – dzieci, mężczyzn, kobiety – prowadzonych ulicami pod lufami karabinów, głodzonych, torturowanych, zabijanych, palonych żywcem w getcie. Mogłaby pani płakać, uciec, zamknąć oczy, ale nie mogłaby pani powiedzieć, że pani nie wiedziała, co się dzieje.
Zagłada odbywała się w naszych miastach, miasteczkach, na wsiach, na naszych ulicach. W latach 1942-43 wiele miejscowości spłynęło żydowską krwią i to nie dlatego, że Niemcy zmusili Polaków. Sąsiedzi zabijali sąsiadów, a potem kradli ich mienie.
Jak czytamy w pamiętnikach z tamtych czasów, dla wielu Polaków Holokaust nie był tragedią, nieszczęściem czy stratą, ale dobrą, mokrą robotą, wykonywaną przez hitlerowców. Dlatego część społeczeństwa im pomagała. Przed wojną panował w Polsce ogromny antysemityzm, który w czasie okupacji nie zniknął. Wręcz przeciwnie, rozhulał się. Wielu przekuło nacjonalistyczne poglądy w czyn.
Mamy w Polsce ogromny problem, z którym musimy się zmierzyć. Tymczasem im więcej wiemy, tym bardziej odrzucamy wiedzę o polskim współudziale w Zagładzie.
Skąd ta agresja w obliczu faktów? Przecież nie ma społeczeństwa, które byłoby nieskazitelne. Każdy ma na koncie jakieś zbrodnie: Amerykanie, Francuzi, Niemcy, Holendrzy, Argentyńczycy... Jako Polacy nie jesteśmy wyjątkiem. Dlaczego więc wpadamy w histerię na choćby wzmiankę o niegodziwościach z naszej przeszłości?
Bo byliśmy okłamywani. Mówiąc w największym skrócie, mit niewinnej Polski został stworzony przez władze PRL tuż po wojnie. Przez dziesiątki lat PZPR pod rękę z Kościołem katolickim wtłaczał ludziom, często nawet naocznym świadkom lub sprawcom zbrodni, baśń o tym, że etniczni Polacy masowo ratowali polskich Żydów.
A nie ratowali?
Ratowali, ale nie masowo. I właśnie w tym kłamstwie o masowości leży problem. Z bohaterstwa promila ludności uczyniono wzorzec zachowania statystycznego Polaka. Z kolei z kolaboracji z niemieckimi zbrodniarzami, w którą chętnie weszło wielu Polaków, robi się sprawę marginalną, która dotyczyła wyłącznie garstki kryminalistów. Wszystko na odwrót.
Kilkadziesiąt lat fałszowania historii zrobiło swoje. To stąd te wielkie emocje w reakcji na fakty. Ludzie uformowani w ten sposób przez władzę i episkopat mają ogromną, psychiczną trudność w zaakceptowaniu tego, że nasz naród był nie tylko ofiarą nazistów, ale często także wspólnikiem w niemieckim projekcie Holokaustu. I sprawcy byli w tej współpracy przeraźliwie skuteczni.
W okupowanej Polsce ocalał zaledwie 1 proc. Żydów. Nigdzie indziej Zagłada nie została przeprowadzona z tak morderczą starannością.
Co jeszcze zamierzał pan powiedzieć podczas wykładu?
Chciałem zakończyć wstęp cytatem z prof. Joanny Tokarskiej–Bakir, która w 2016 roku udzieliła wywiadu zatytułowanego "Rzeźnik na horyzoncie". Ostrzegała w nim przed nadchodzącym faszyzmem. Chciałem powiedzieć, że dziś faszyzm już nie jest na horyzoncie, tylko puka do naszych drzwi. Wtedy na mównicę wtargnął poseł Braun.
Nie doszacował pan. Pan go zna?
Słyszałem, że jest taki poseł w parlamencie, ale nie, osobiście się nie znamy.
Chciałby pan mu coś powiedzieć po tym wszystkim?
Nie.
A obecnym władzom Polski?
Tak. Panie Dudo, Morawiecki, Czarnku – to, czego się dopuścił poseł Braun, to wasza wina.
Czytaj także: https://natemat.pl/363233,pogrom-w-jedwabnem-miejscowi-nie-chca-rozmawiac-o-mordzie-zydow-z-1941-r