Dorociński zirytował się tym pytaniem. Aktor porównał polskie filmy do zagranicznych
"Mission: Impossible – Dead Reckoning Part One" to najnowszy, ósmy już, epizod kultowej serii filmów z Tomem Cruisem w roli głównej. Tym razem "american dream" wyśnił Marcin Dorociński, który jako jeden z nielicznych polskich aktorów, coraz prężniej realizuje swoją karierę filmową za granicą i to właśnie on godnie reprezentował nasz kraj na wielkim ekranie.
Czytaj także: "Minghun". Marcin Dorociński wystąpi w filmie reżysera "Ostatniej rodziny"
Dorociński o pracy za granicą. Zdradził, czy wróci do polskiego kina
Niedawno Dorociński gościł w podkaście Kuby Wojewódzkiego i Piotra Kędzierskiego. Aktor przyznał, że gdyby ktoś na początku jego kariery zdradził mu to, co dzieje się teraz to raczej by nie uwierzył. Wspomniał o tym, że niegdyś przegrywał wszystkie castingi ze swoimi kolegami po fachu, m.in. z Robertem Gonerą czy Pawłem Delągiem. Wspomniał pamiętny casting do filmu "Quo Vadis", którego nie udało mu się wygrać.
W pewnym momencie jedno z pytań zirytowało Dorocińskiego. Wówczas Piotr Kędzierski zapytał go: – Czy ta perspektywa, możliwość bycia niezwiązanym z polskim rynkiem filmowym daje ci oddech?
Ale co to znaczy? Nie popadajmy ze skrajności w skrajność. To nie jest tak. Ja jestem stąd, z Kłudzienka. Mam tu swoich przyjaciół, z którymi gram w ping-ponga, mam kumpli, z którymi przyjaźnię się do tej pory. Wiem, że jestem stąd i że mam coś ciekawego tutaj jeszcze do powiedzenia. Chcę robić tutaj filmy, bo tutaj są świetni twórcy, wspaniali aktorzy, tu powstają z******e filmy, naprawdę. To, że gram za granicą, to jest takie trochę "ekstra" (dodatkowe – przyp. red.).
Czytaj także: Marcin Dorociński serio jest w nowym "Mission: Impossible". Kogo gra?
– Nie powiesz mi, że tak samo wygląda produkcja polska jak zagraniczna – ciągnął dalej dziennikarz. – Tak samo, tylko jest inna skala. Rozmiar jest większy – podsumował aktor. – Miałeś własną przyczepę? – wtrącił Wojewódzki.
– W Polsce też mam i to lepsze przyczepy. Dzień może trwać 12 godzin, w tym jest jedna godzinna przerwa, ale też jest coś takiego jak 10-godzinny dzień pracy i wtedy nie ma przerwy, tylko 10 godzin longiem. Wtedy dostajesz rybę z frytkami, słyszysz "prosimy cię na plan", odkładasz rybę i idziesz na plan. Wracasz, a ryba jest zimna. To jest to samo, tylko wszystkiego jest dużo więcej, bo film kosztuje 0,5 mld dol. – zdradził Marcin Dorociński.
Gwiazdor filmu "Mission: Impossible – Dead Reckoning Part One" poinformował, że liczy na dalsze sukcesy za granicą. Zdradził także nazwisko reżysera, z którym marzy mu się współpraca.
"Mam coś takiego, że może jak będę ciężko pracował, to może swoją postawą i pracą mojej agentki w Polsce, mojego agenta za granicą, uda się coś wywalczyć dalej. Staram się robić fajne rzeczy i tyle. Chciałbym zagrać u Tarantino, pewnie, uwielbiam "Django", "Pulp fiction" i "Jackie Brown" – podsumował.