Tak wygląda drogowa masakra w Warszawie. Pokażę wam, jak zamienić całe osiedle w lej po bombie

Łukasz Grzegorczyk
10 sierpnia 2023, 10:45 • 1 minuta czytania
Nawet jeśli ktoś nie mieszka na Odolanach w Warszawie, to przynajmniej raz pewnie o nich słyszał. Kiedyś za sprawą korków, błota i pyłu, nieco później przez budowę słynnego już "chinatown". Teraz dzielnica zamieniła się w wielki plac budowy. I chociaż duże inwestycje były tu konieczne, to trudno ogarnąć, czy ktoś logicznie to zaplanował. A jeden z remontów to już naprawdę zderzenie z absurdem.
Warszawskie Odolany zamieniły się w wielki plac budowy. W kilku miejscach trwają potężne przebudowy. Fot. naTemat.pl

Tak, mieszkam na warszawskiej Woli. Mniej więcej od 2014 r. obserwuję, jak Odolany z zapuszczonego zakątka stały się nowoczesnym osiedlem, gdzie swego czasu mieszkania kupiło sporo młodych osób. Ludzie się wprowadzali, ale infrastruktura już wtedy nie wyrabiała.


Był moment, że Odolany okrzyknięto najgorszym osiedlem w stolicy, chociaż to raczej opinia pisana wyłącznie zza biurka. Dzisiaj już chyba mało kto pamięta o tej przyklejonej łatce, albo po prostu mniej słychać naokoło narzekań, że Odolany toną w błocie czy są przykryte pyłem.

Ta część dzielnicy rośnie i dalej jest kuszącą lokalizacją. Wiadomo jednak, że od lat nieuniknione są tam potężne inwestycje, żeby jakoś dostosować drogi i komunikację do potrzeb mieszkańców.

I długo nie działo się... prawie nic. Miejscami dziurawa jak ser i ruchliwa ulica Jana Kazimierza stała się symbolem tego, że na Odolanach pilnie musi się coś zmienić. Męczą się tam kierowcy, rowerzyści i piesi, bo brakuje sensownie ogarniętej przestrzeni.

– Mieszkam tam od 2015 r. I rok w rok to samo gadanie: że remont Jana Kazimierza później, że nie teraz, na razie nie ma sensu, bo dalej jeżdżą ciężarówki. Wcale nie przestały jeździć, bo budowy przecież trwają – żali się Paweł, z którym rozmawiamy o sytuacji w dzielnicy.

"Lokalsi" narzekali, nagłaśniali, aż w końcu coś drgnęło. Na początku lipca zamknięto część ulicy "JK", wjechał ciężki sprzęt i mogłoby się wydawać, że wystarczy zacisnąć zęby i ulica zmieni się nie do poznania.

Problem w tym, że władze postanowiły zamienić w plac budowy jednocześnie... pół dzielnicy. I nie chodzi tu tylko o remont zaniedbanej drogi. Jak już ruszyli, to... ze wszystkim naraz.

– Nagle robią. Tylko w tym samym czasie, co tramwaj na ul. Kasprzaka (na drodze równoległej do Jana Kazimierza – red.). Do tego zaczęli remont ul. Ordona (drugiej największej drogi na osiedlu i wylotówki z niego – red.) – wylicza nam Paweł.

– Korki były już w pierwszej połowie roku, kiedy budowali linię tramwajową. Żeby włączyć się do ruchu w ul. Ordona i Kasprzaka potrzebny był cud. Efekt był taki, że w szczytowych godzinach Jana Kazimierza do połowy tonęła w samochodach – tłumaczy nam Bartek, również mieszkaniec słynnej w stolicy "JK".

Mamy wakacje, więc teoretycznie czas sprzyja remontom, bo ruch jest mniejszy. Problem w tym, że nie mówimy o załataniu dziury w jezdni czy przebudowie zatoczki autobusowej. To ogromne, planowane latami inwestycje, które wiążą się z postawieniem życia dzielnicy na głowie. Nie na dwa miesiące, ale co najmniej na pół roku. I ten termin dotyczy tylko JEDNEGO z trwających projektów.

Wspomniana ul. Ordona na odcinku z zabytkową nawierzchnią aż prosiła się o remont. W zasadzie nie nadawała się już do jazdy nawet z prędkością 5 km/h. Tyle że rozkopanie jej równolegle z przebudową ul. Jana Kazimierza i pozostałymi inwestycjami w okolicy jest, delikatnie mówiąc... ryzykowne.

– Teraz i tak jest jeszcze spokojnie. Zobaczysz, co będzie od września – zapowiada mi Ewelina z "JK". – Najnowsze utrudnienie to wyłączenie tramwajów na Wolskiej. Jeździłam do pracy 20 minut, a teraz dojdzie mi drugie tyle z przesiadką – ubolewa.

Wspomniane wyłączenie tramwajów ma związek z budową torowiska na ul. Kasprzaka i przebudową torów na odcinku ul. Wolskiej. Zmiana potrwa... do końca roku. Ale okej, do inwestycji związanych z tramwajami przez kilkanaście poprzednich miesięcy wszyscy zdążyli się przyzwyczaić. Podczas "kumulacji" remontów zaczyna się jednak problem.

Wystarczy zrobić sobie 40-minutowy spacer po Odolanach, by zobaczyć, że cała okolica jest jedną wielką "zmianą organizacji ruchu". Gdzie się nie obejrzeć, żółte pasy, wskazówka do prowizorycznego przejścia dla pieszych albo ścieżki rowerowej.

Na zdjęciu poniżej mamy rozkopane Rondo Tybetu. Trasa, którą z Odolanów pojedziecie prosto do centrum – w stronę Ronda Daszyńskiego. To nie tylko utrudnienie dla kierowców, obok droga rowerowa "miesza się" z chodnikiem. W szczycie już jest tam po prostu masakra.

Jest jeszcze jeden absurd, który ciągnie się od lat i niestety też dotyczy tej części Woli. Tunel przy dworcu Warszawa Zachodnia, w ciągu Alei Prymasa Tysiąclecia, co prawda leży kawałek dalej, ale to istotny kawałek komunikacyjnego węzła.

Wiecznie na czerwono w Google Maps, od kilku lat remontowany. Co chwilę przestawiane barierki, przemalowane linie... zgroza. I kiedy wydawało się, że w końcu to dopięli na ostatni guzik, w wakacje zaczął się kolejny remont. – Od trzech lat nie mogą zrobić stumetrowego tunelu – denerwuje się Paweł, który często jeździ tamtą trasą.

Trudno wytłumaczyć, gdzie w tym wszystkim jest sens i logika. Wysłaliśmy więc do Zarządu Dróg Miejskich w Warszawie trzy pytania – o powód jednoczesnych inwestycji, sprawę nieszczęsnego tunelu przy dworcu oraz pomysł, jak to wszystko spiąć organizacyjnie, kiedy 1 września zacznie się rok szkolny, a 1 października rok akademicki. Czyli w skrócie, kiedy całe miasto nawet bez remontów utonie w korkach.

Dowiedzieliśmy się jedynie, że za prace nad tunelem odpowiada PKP PLK. W pozostałych kwestiach odesłano nas do ratusza. Zwróciliśmy się więc do Urzędu Dzielnicy Wola, który w kwestii ulic Ordona i Jana Kazimierza odesłał nas... do ZDM. Trochę błędne koło.

W sprawie tunelu odezwaliśmy się do rzecznika PKP PLK. Wiadomo było jedynie, że kolejne prace są związane z modernizacją Dworca Zachodniego. I jak się okazuje, do 4 września zaplanowano przywrócenie stałej organizacji ruchu drogowego w ciągu Al. Prymasa Tysiąclecia.

Wszystkim wkurzonym na tę trasę należy się wyjaśnienie, o co w tym chodzi. Pokazujemy więc całość odpowiedzi, którą dostaliśmy.

Remont wiaduktu rozpoczęto w 2021 r. Po rozpoczęciu prac odkrywkowych okazało się, że stan obiektu jest gorszy, niż pierwotnie zakładano oraz w niektórych elementach różni się od archiwalnej dokumentacji projektowej. Z uwagi na ograniczenia czasowe dotyczące zamknięcia naw obiektu podjęto decyzję o kontynuacji robót remontowych w latach 2022-2023. Obiekt składa się z trzech naw przeznaczonych dla ruchu samochodowego i jednej nawy dla pieszych i rowerzystów. Ze względu na duże natężenie ruchu remont konstrukcji wiaduktu, w tym fundamentów możliwy jest przy zamknięciach naw oraz przy wprowadzeniu czasowej organizacji ruchu.Karol Jakubowski, rzecznik PKP Polskie Linie Kolejowe S.A.Dlaczego przeciąga się remont wiaduktu w Al. Prymasa Tysiąclecia w Warszawie?

I uwaga, bo to jeszcze nie koniec. Z odpowiedzi wynika, że prace tak naprawdę... w ogóle w tym roku nie zostaną zakończone. – W 2024 r. zaplanowano prace izolacyjne fundamentów oraz prace dot. nawierzchni drogowej w nawach środkowej i wschodniej. Kontynuacja remontu obiektu nastąpi zgodnie z czasową organizacją ruchu podlegającą zatwierdzeniu – tłumaczy Jakubowski.

– Jako dzielnica rozumiemy, że w związku z remontami mieszkańcy odczuwają problemy z nimi związane, z drugiej jednak strony były one przez nich bardzo wyczekiwane. Są to inwestycje długotrwałe, dlatego zrealizowanie ich tylko w okresie wakacyjnym jest niemożliwe, podobnie jak uniknięcie trudności, które powodują – przekazał naTemat Tomasz Keller z Urzędu Dzielnicy Wola.

I jasne, to inwestycje, których oczekują mieszkańcy. I nie da się tego zrobić w tydzień, nawet w miesiąc. Na razie to jednak cisza przed burzą. – Ja nie wiem, kto to wymyślił, żeby wszystko remontować naraz. Ulica jest jakby odgrodzona od świata jakąś fosą. A są wakacje – przypomina Paweł.

– Realnie to nie może się udać. Oczywiście, że czekamy, bo to było obiecane, ale tyle prac jednocześnie to zły pomysł. Nawet nie chcę myśleć, co tu zobaczymy po wakacjach. Bo to będzie prawdziwa weryfikacja, czy ktoś w ogóle nad tym pomyślał – przekonuje Bartek.