Starsza córka Piotra G. opowiedziała o traumatycznym dzieciństwie. "To potwór, nie człowiek"

Dominika Stanisławska
26 września 2023, 08:04 • 1 minuta czytania
Lodówka zamykana na klucz, głód, i przemoc. Dziennikarzom "Wprost" udało się dotrzeć do starszej córki Piotra G., Katarzyny z Czerników. Z jej relacji wynika, że warunki w domu były tragiczne, a dzieci na zmianę jadły kaszę lub ryż. Pomocy szukały poza domem.
Fot. East News/ Karol Makurat/REPORTER

W połowie września Polską wstrząsnęła zbrodnia w Czernikach. To tam ujawniono zwłoki trzech noworodków. Każde z dzieci pochodziło ze związku kazirodczego. W domu Piotra G. wychowywało się 12 rodzeństwa. Wśród nich m.in. Paulina G., która przez lata tkwiła z chorej relacji z ojcem, niepełnosprawna Katarzyna, której udało się wyrwać z piekielnego domu i Damian, również niepełnoprawny syn.


Jak wynika z relacji świadków, kiedy matka dzieci jeszcze żyła, starała się nimi opiekować, ale 15 lat temu kobieta zmarła. Wtedy Piotr G. zgotował rodzinie prawdziwe piekło. Co o życiu w rodzinie sądzi córka Piotra G. Katarzyna? Udało się ustalić dziennikarzom "Wprost".

Czerniki. Katarzyna opowiedziała, co działo się w jej domu

Niepełnosprawna córka Piotra G., Katarzyna w okolicach 2021 roku opuściła swój dom rodzinny. – Przyjechała kompletnie zaniedbana, włosy sterczały jej jak słoma. Miała w różnych miejscach połamane okulary, poklejone plastrem. Okazało się, że były połamane po tym, jak ojciec bił ją po głowie, twarzy – powiedział ks. Czesław „Kuba” Marchewicz, który prowadzi Osadę Burego Misia, ośrodek dla osób niepełnosprawnych.

– Mówiła, że lodówka w domu była zamknięta na klucz. Mówiła, że tylko tata mógł z niej korzystać i Paulina. Jej uwagę najbardziej zwróciła cola, która stała w lodówce. Dla niej to było nieosiągalne – dodaje duchowny.

Jak wynika z relacji kobiety, na którą powołuje się Wprost, dzieci, poza wybranymi przez Piotra G., nie dostawały normalnych posiłków. Codziennie musiały jeść ryż lub zimną kaszę.

– Chlebem najadali się w ośrodku opiekuńczym. I to garściami jedli ten chleb w poniedziałek, kiedy wracali z domu. On nie musiał nawet być posmarowany – mówi ksiądz Czesław Marchewicz.

Zdaniem duchownego dzieci niepełnosprawne były wykorzystywane do zarabiania pieniędzy. Przypomnijmy, że 54-latek nigdzie nie pracował. Utrzymywał się z pomocy socjalnej.

– Sytuacja była na tyle nabrzmiała, że ojcu nie zależało na tym, żeby ona (Katarzyna przyp.red.) w ogóle wychodziła z domu. To był taki obóz koncentracyjny, w którym dziewczyny, szczególnie osoby niepełnosprawne i z niesprawnością intelektualną były jego zarobkiem. Dawały mu utrzymanie. Dlatego robił wszystko by Kasi i Damiana nie wypuścić z domu. Z tego co wiem, to on sam nie pracował – stwierdził ksiądz.

Co dzisiaj Katarzyna powiedziałaby ojcu? – Ty potworze, co zrobiłeś? I koniec. To potwór, nie człowiek – opisuje "Wprost".

Zbrodnia w Czernikach. Tło sprawy

O zbrodni w Czernikach cała Polska usłyszała tylko dzięki koleżankom Pauliny G., które pracowały z dziewczyną w cukierni. To one ujawnił szokujące SMS-y, które 20-latka wysyłała do swojego ojca. Były tam m.in. emotikony serduszek i buziaczków. Na jaw wyszło też, że najwcześniej zamordowane dziecko było jeszcze żywe, gdy kobieta była w pracy.

Pracownice poinformowały odpowiednie służby, które w piątek 15 września weszły do domu Piotra G. W trakcie śledztwa wyszło na jaw, że pierwsze dziecko mogło zostać zamordowane nawet 9 lat wcześniej. Potem okazało się, że rodzina już od kilku lat ma dozór kuratora i Niebieską Kartę.

Najbardziej wstrząsające w tej sprawie jest to, że urzędnicy wiedzieli, że dzieje się coś złego, ale nikt nie zareagował. Nikt nie pomógł ani Katarzynie, ani Paulinie G., ani Damianowi, ani pozostałej dziewiątce dzieci wyrwać się z tego domu. Urzędnicy tłumaczą się, że "działali w granicach prawa".