Bąkiewicz domaga się wstrzymania emisji "Zielonej granicy". Skierował wniosek do sądu
Robert Bąkiewicz chce wstrzymania emisji filmu Holland. Złożył wniosek
"Nie ma mojej zgody na obrażanie polskich patriotów, którzy 11 listopada świętują odzyskanie przez Polskę niepodległości" – grzmiał pod koniec września organizator Marszów Niepodległości stwierdził, że Agnieszka Holland i Maciej Stuhr w filmie "Zielona granica" nazywają Marsz Niepodległości "marszem nazistów". Teraz przystąpił do ataku, obierając drogę sądową.
26 października wywodzący się z nacjonalistycznego Obozu Radykalno-Narodowego Robert Bąkiewicz powiadomił za pośrednictwem platformy X o złożeniu wniosku do Sądu Okręgowego w Warszawie.
"Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami skierowałem do Sądu Okręgowego w Warszawie wniosek o wstrzymanie emisji paszkwilu autorstwa Agnieszki Holland - 'Zielona Granica'" – przekazał.
Wyjaśnił, że wnosi o zatrzymanie emisji filmu na trzy miesiące i jeśli to żądanie nie zostanie spełnione, ma jeszcze inne postulaty. W takim przypadku Bąkiewicz oczekuje od dystrybutora filmu, firmy Kino Świat sp. z o.o., by przed rozpoczęciem seansu wyświetlono planszę z oświadczeniem o następującej treści:
"Kino Świat sp. z o.o. oraz Agnieszka Holland oświadczają, że wydarzenia przedstawione w niniejszym Filmie mogą naruszać dobra osobiste organizatora Marszu Niepodległości – Roberta Bąkiewicza – w postaci godności i dobrego imienia".
Warto wspomnieć, że Robert Bąkiewicz w ostatnich wyborach parlamentarnych kandydował na posła z listy Prawa i Sprawiedliwości. Startował z ostatniej pozycji na liście w Radomiu, lecz nie zdobył dostatecznej liczby głosów, aby uzyskać mandat. Film Holland otrzymał nagrodę jury na festiwalu filmowym w Wenecji, jednak w Polsce napotkał na silną krytykę ze strony polityków prawicy i wielu grup społecznych, które oskarżyły reżyserkę o promowanie "antypolskich" treści.
Chociażby Minister Sprawiedliwości i Prokurator Generalny porównywał obraz z dziełami reżimów totalitarnych i autorytarnych. Potem Zbigniew Ziobro decyzją Sądu Okręgowego w Warszawie dostał zakaz wypowiadania się o reżyserce i jej dziele.
Co o filmie mówiła sama reżyserka?
"Mój film jest naprawdę uczciwym filmem prawdziwej patriotki. To znaczy, zrobiłam go z miłości do Polski" – zapewniła Holland, goszcząc w "Kropce nad i" u Moniki Olejnik.
– Wszystko jest oparte na dokumentach, faktach, rozmowach. Wszystkie zdarzenia – zapewniła reżyserka, kiedy pojawiła się w programie Kuby Wojewódzkiego.
– Żeby było jasne, bo zarzucają mi antypolskość i to, że to jest antypolski film. Nie. Ja kocham Polskę i nie chcę Polski na tej granicy. Chcę Polski na granicy polsko-ukraińskiej. Chcę Polski, która nie musi przyjmować wszystkich pod swój dach, ale musi potraktować wszystkich po ludzku i według prawa – tłumaczyła. – Nie chcę, żeby polscy żołnierze czy służby graniczne były zmuszane przez swoich przełożonych, czy przez władzę, aby łamali prawo i stosowali okrucieństwo. Nie chcę tego – kontynuowała reżyserka. Później Holland dodała:
– To nie jest film o Putinie i Łukaszence, chociaż mówi się, że oni to zainicjowali, akurat ten rodzaj prowokacji. Gdzieś w "Wiadomościach" TVP widziałam taki napis: scenariusz tego filmu pisał Putin, a reżyserował Łukaszenka i w pewnym sensie to jest prawda. Akurat tę sytuację oni zainicjowali, a my jesteśmy aktorami w tym filmie. Możemy zagrać taką rolę albo inną rolę, możemy się do tego odnieść, możemy powiedzieć reżyserowi "nie", możemy nie być tacy jak ten obrzydliwy reżyser.