Patostreamy przestały być na czasie, teraz ogląda się obrady Sejmu. To największy hit YouTube'a
Kiedy jest się młodszym, to już chyba nawet lekcje w szkole czy kazania w kościele są ciekawsze niż obrady Sejmu. Kiedy jest się starszym, to ogląda się je głównie wtedy, gdy akurat trwa głosowanie nad jakąś ważną ustawą. Mało kto jednak oglądał je od deski – pewnie robili to tylko dziennikarze polityczni, ale teraz to się zmieniło.
Sejmowy streamy to nowy hit YouTube. Na żywo oglądają je dziesiątki tysięcy osób
Kanałowi Sejmu RP na YouTube ostatnio stuknęło 100 tysięcy subskrybentów i liczba ta cały czas rośnie (kiedy pisałem ten artykuł, przybyło mu 5 tys. subów). Stał się więc może nie najpopularniejszym "youtuberem" w Polsce, bo do miliona mu sporo brakuje, ale jest w takiej drugiej lidze.
Kiedy przygotowywałem się do tego artykułu, na dzisiejszą transmisję czekało 5 tysięcy osób - tzn. ustawili sobie powiadomienie, by nie przegapić startu obrad. Kiedy piszę te słowa "dzień czwarty" obrad ogląda prawie 10 razy tyle osób (ok. 47 tys. i pewnie byłoby więcej, ale tym razem nie ma Szymona Hołowni).
Żeby nie zamęczać was liczbami, dodam jeszcze, że pierwsze posiedzenie Sejmu wyświetlono prawie milion razy, a "dzień trzeci" trafił na sam szczyt karty "Na czasie" (i to z tak mało clickbaitowym tytułem i miniaturką!), czyli tych najbardziej trendujących. Tymczasem wcześniejsze filmiki na kanale miały po kilkanaście, czasami kilkadziesiąt tysięcy wyświetleń. Różnica jest więc gigantyczna.
Powodów tego stanu rzeczy jest mnóstwo. Tegoroczne wybory cieszyły się niesamowitym zainteresowaniem (przypomnę, że frekwencja wyniosła 74,38 proc.), więc wszyscy chcą zobaczyć, jak radzą sobie posłowie, na których się głosowało. Pojawiło się też wiele nowych i młodych twarzy, ale też i te dawno niewidziane, za którymi ludzie tęsknili, zmienił się rozkład sił, więc ogólnie "coś się dzieje".
Wiele osób odpala transmisję z Sejmu dla Szymona Hołowni. Nowy marszałek "robi zasięgi"
Mamy też do czynienia z "efektem Hołowni" (zresztą w karcie "Na Czasie" jest również krótki filmik z nim w roli głównej). Nowy marszałek Sejmu dzięki swojemu telewizyjnemu doświadczeniu wie, jak przyciągać uwagę, kulturalnie się wypowiada (co wcale nie jest sejmową normą) i rzuca ciętymi ripostami.
Z drugiej strony jest przygotowany do tej roli, umie zapanować nad tłumem posłów (a także pokazać gdzie ich miejsce, co już odczuł na własnej skórze Zbigniew Ziobro czy Jarosław Kaczyński) i wykazuje się "polityczną zręcznością", jak ujęła to Anna Dryjańska.
"Trzeba także Szymonowi Hołowni przyznać, że również swoje pierwsze orędzie wygłosił dobrze – krótko, na temat, z uśmiechem, energią i bez zakurzonej sztywności. To korzystny kontrast z politykami, którzy prezentują się niczym połączenie posągu i robota" – pisała w swoim felietonie w naTemat.
To wszystko sprawia, że już w telewizji oglądałoby to się z niemałym zainteresowaniem. Jednak tutaj dochodzi jeszcze sam aspekt YouTube'a – jest łatwiej dostęp i bardziej interaktywnie. Moim zdaniem duży wpływ na popularność transmisji z obrad ma właśnie czat na żywo, który wyświetla się obok okienka z filmem.
Czat przy youtube'owych obradach też przyciąga internautów. Dyskusja jest tam mniej kulturalna niż w Sejmie
Nie ma tam zbytniej moderacji, pisać może każdy i tysiące osób korzysta z tej możliwości – aż trudno nadążyć z czytaniem tego całego spamu (niczym na grupowej konwersacji na Fejsie). Pojawiają się personalne pociski, trolle, pozdrowienia, oferty sprzedaży aut, odklejone stwierdzenia. Demokracja w najczystszej postaci. Myślę, że część ludzi odpala YouTube'a nie tylko dla obrad i Hołowni, ale i dla tej nawalanki na czacie.
Cała ta forma przypomina niektórym... patostreamy. Influencerzy? Są (politycy dosłownie mają wpływ na nasze życie). Dramy i dymy? Są (a prawdziwe inby o kontrowersyjne ustawy dopiero przed nami). Czat? Jest (i dzięki niemu nawet nudniejsze fragmenty obrad stają się ekscytujące). Niektórym brakuje tylko wpłat od widzów (co widać, gdy piszą "Jarek 3 zł"), ale nie zapominajmy, że posłowie i tak już dostają od nas "donejty" z podatków.
"Polityka jest też bardzo memogenna. Jarosław Kaczyński z dołu spoglądający na marszałka Hołownię, który mówi mu, że nie może teraz przemawiać. Utarczki słowne, erudycja i obycie przed kamerą samego Hołowni w konfrontacji z wystąpieniami np. Zbigniew Ziobro" – komentował fenomen obrad na YouTube medioznawca Adam Szynol w rozmowie z portalem "Wirtualne Media".
"Kumulacja emocji i to w czasach realnych zmian, bo faktycznie ważą się teraz losy rządu, koalicji. Ludzie zauważyli również, że mogą oglądać Sejm za darmo i jest to czasami lepsze niż patostreamy" – stwierdził.
Obrady Sejmu są lepsze niż patostreamy. Politycy muszą mieć na baczności
Ech, żeby w Polsce były tylko takie patostreamy (w kontekście ostatnich bulwersujących transmisji Kawiaq to byłoby jeszcze bardziej pożądane), to stałaby się mocarstwem. Nikt by się też nie pogniewał, gdyby młodzi oglądali tylko takie lajwy – dowiedzieliby się więcej o polityce niż w szkole. I co by nie myśleć o naszych posłach, nie są aż takimi patusami jak prawdziwi patostreamerzy.
Czytaj także: https://natemat.pl/524857,od-programu-w-tvp-po-marszalka-sejmu-to-nie-symulacja-to-szymon-holowniaPopularność oglądania obrad z czasem może osłabnąć, bo tak też działa internet (i seriale), ale na razie się na to nie zapowiada. Politycy, wiedząc, że są podglądani przez taką publikę, mogą robić show, ale muszą mieć też świadomość, że patrzy im na ręce o wiele więcej osób niż wcześniej (i to też takich, którzy nigdy tego nie robili), a w internecie nic nie ginie.