"Detektyw: Kraina nocy" to powrót do korzeni. Po pierwszym odcinku nie mogę doczekać się kolejnych
- "Detektyw: Kraina nocy" to czwarty sezon "Detektywa", serialowej antologii, której pierwsza część z Matthew McConaughey em i Woodym Harrelsonem z 2014 roku była jak dotąd największym hitem
- Showrunnerką, reżyserką i scenarzystką "Krainy nocy" jest Issa López ("Tygrysy się nie boją"), która przejęła pałeczkę po Nicu Pizzolatto, showrunnerze poprzednich trzech sezonów
- Tym razem bohaterkami są dwie policjantki, które prowadzą śledztwo w sprawie tajemniczego zniknięcia naukowców z placówki badawczej na Alasce podczas nocy polarnej
- Główne role w "Detektywie: Krainy nocy" grają dwukrotna laureatka Oscara Jodie Foster ("Taksówkarz", "Oskarżeni", "Milczenie owiec") i Kali Reis ("Na pięści")
- W obsadzie "Detektywa 4" są też m.in. Fiona Shaw, Finn Bennett, Isabella Star LaBlanc i John Hawkes
- Jak wypadł czwarty sezon "Detektywa" HBO? Oto nasza recenzja "Detektywa: Krainy nocy" po pierwszym odcinku
Pierwszy "Detektyw" jest dziś kultowy. Nic Pizzolatto stworzył, Cary Joji Fukunaga (późniejszy reżyser "Nie czas umierać" z Jamesem Bondem) wyreżyserował, Matthew McConaughey i Woody Harrelson zagrali, a przy okazji zaserwowali nam taką aktorską chemię, że drugiej takiej za świecą szukać. Były bagna Luizjany, rytualne zabójstwa, narkotykowe wynaturzenia i zniszczeni życiem detektywi.
Powiem wprost (za co mnie się dostanie): nigdy nie rozumiałam szału na "Detektywa", mimo że seriale kryminalne to mój żywioł i konik.
"(...) W mojej opinii to bardzo przeciętny serial kryminalny, który po prostu umie świetnie budować klimat. Aktorstwo jest doskonałe, zdjęcia się zgadzają, ale scenariusz nie trzyma się kupy i ociera się o tandetę i pretensjonalność (mówię tu o żenujących kosmologicznych wywodach Matthew McConaugheya). (...) Moim zdaniem "Detektyw" udaje, że jest znacznie lepszym serialem, niż faktycznie jest, a my się na to nabraliśmy" – pisałam w naszym tekście o najbardziej przereklamowanych serialach.
Ale może właśnie o to chodziło. Może "True Detective" miał być średnim serialem kryminalnym, ale fenomenalnym serialowym doświadczeniem. Fakt, łatwiej było mi przymknąć oko na metafizyczne grafomaństwo, dziurawą intrygę i zakończenie, które średnio trzyma się kupy, skoro tak niepokojącego klimatu nie doświadczyłam wówczas jeszcze w żadnej produkcji telewizyjnej. Może to głównie vibe (i oczywiście duet McConaughey-Harrelson) miał być kluczem do sukcesu. I był.
Drugi sezon "Detektywa" z Colinem Farrellem, Rachel McAdams, Taylorem Kitschem, Vince'em Vaughnem i Kelly Reilly oraz akcją w Kalifornii był tak fatalny, że nie dotrwałam do końca. Zresztą zmiażdżyli go i krytycy, i widzowie. Trzeci z fenomenalnym Mahershalą Alim, osadzony w Krainie Ozark, był o wiele lepszy. Ba, osobiście podobał mi się nawet bardziej niż jedynka, bo był po prostu sprawniej poprowadzonym serialem kryminalnym. Krytycy docenili, publiczność trochę mniej. W masowej wyobraźni nic nie równało się z "Detektywem" z 2014 roku.
Teraz "Detektyw" powraca, ale ze sporą zmianą: Nic Pizzolatto odszedł (pozostał jedynie producentem wykonawczym), a stery przejęła Meksykanka Issa López, autorka świetnego horroru "Tygrysy się nie boją". Jest nie tylko showrunnerką "Detektywa: Krainy nocy" – bo tak nazywa się czwarty sezon – ale również reżyserką i scenarzystką.
López już przed premierą dała fanom nie lada obietnicę: powrót do klimatu pierwszego "Detektywa". Jak się udało i jak wypadł pierwszy odcinek (z sześciu planowanych)?
O czym jest "Detektyw: Kraina nocy"? Akcja dzieje się na Alasce podczas nocy polarnej
Alaska, 240 kilometrów na północ od koła podbiegunowego. Trwa zima, właśnie zaczęła się noc polarna i małe, górnicze miasteczko Ennis (fikcyjne, zresztą większość zdjęć kręcono na Islandii) przez kilka miesięcy będzie pogrążone w ciemności. Ta ciemność jest w czwartym "Detektywie" kluczowa: to w niej ludzie tracą zmysły i dzieją się rzeczy niewytłumaczalne.
Przynajmniej to sugeruje początek pierwszego odcinka, w którym zniknęło ośmiu naukowców pracujących w ośrodku badawczym TSALAL. Jakby rozpłynęli się w mroźnym powietrzu. Na blacie została kanapka, na stoliku otwarta butelka piwa, nikt nie wyłączył telewizora, nie wyjął prania z pralki i nie wziął samochodu z garażu. Wcześniej słyszymy tylko przerażonego naukowca, który ostrzega "Obudziła się!". Kto? Nie mamy pojęcia.
Co się stało z naukowcami? Nie wyszli przecież na wyprawę w (niekończącą) się noc i (niekończący) się mróz. Uciekli? Ale przecież nie przetrwaliby w takich warunkach. Ktoś ich zamordował? Nie ma na to na razie żadnych przesłanek.
Jest tylko jedna dziwaczna wskazówka: obcięty język na podłodze w kuchni. Szefowa policji Liz Danvers (Jodie Foster) od razu wyklucza scenariusz, że należał on do któregoś z naukowców. Dlaczego? Z powodu podłużnych śladów, które wskazują na rdzenne mieszkanki Alaski. Takie ślady zostawia tylko lizanie sznurów podczas naprawy sieci rybackich.
Język w placówce badawczej alarmuje Evangeline Navarro (Kali Reis), która sama należy do rdzennych kobiet. Kiedyś detektywka, dziś policjantka z drogówki łączy oderwany narząd z nierozwiązanym morderstwem młodej aktywistki. Ale czy Danvers, z którą kiedyś współpracowała, a dziś nie może się dogadać, jej posłucha?
Pierwszy odcinek "Detektywa: Krainy nocy" obiecuje powrót do klimatu pierwszego sezonu
Pierwszy odcinek "Detektywa: Krainy nocy" to triumf. Atmosfera jest maksymalnie mroczna i niepokojąca, w czym olbrzymia zasługa scenerii: ciemność, za*upie na Alasce, śnieg, góry, odizolowana od świata stacja badawcza. Przypomina klimatem kultowy horror "Coś", "Detektywa" z McConaugheyem i Harrelsonem, hit HBO "Mare z Easttown" z Kate Winslet i... "Z Archiwum X". Skandynawskie seriale kryminalne mogą się od niego uczyć "robienia nastroju".
Od początku sugerowane są zresztą zjawiska nadprzyrodzone: nietypowe zachowanie stada reniferów, tajemnicze słowa, telewizor, którego nie da się wyłączyć, migające światła, zjawy. Ale czy na pewno są nadprzyrodzone? Równie dobrze to umysł może płatać figle mieszkańcom tego nieludzkiego miejsca: odciętego od świata, mroźnego, ciemnego, surowego.
Te tajemnice na lodowym pustkowiu mogą być kluczem do sukcesu czwartego sezonu "Detektywa". Na razie wszystko wydaje się iść w dobrym kierunku: jest upiorna atmosfera niczym z horroru, ale i początek intrygującego śledztwa, świetny scenariusz, znakomite zdjęcia i muzyka oraz elementy rdzennej kultury. Już w pierwszym odcinku widać również, że nawet drugoplanowe postaci są niejednoznaczne i niepapierowe, a także świetnie zagrane.
Widzów może też zaintrygować duet dwóch policjantek, które kiedyś ze sobą współpracowały, dziś nie mogą się zdzierżyć. Obie są inne, ale obie profesjonalne, każda wydaje się mieć tajemnice albo traumy z przeszłości. Starsza Danvers jest autorytarna, logiczna i pragmatyczna, młodsza Navarro – twarda, nieustępliwa, ale również empatyczna i wrażliwa. Czyli policyjny duet marzeń dla fanów kryminałów.
To również dzięki nim początek "Detektywa: Krainy nocy" wciąga tak, że klęłam pod nosem, że na kolejny odcinek muszę czekać tydzień. Gdyby były dostępne wszystkie, nie mam wątpliwości, że połknęłabym całość w jedną noc.
A jak będzie dalej? Możliwe, że tak samo dobrze, o czym świadczą recenzje większości krytyków po sześciu odcinków. W agregatorze Rotten Tomatoes sezon z Jodie Foster ma na razie aż 92 procent na podstawie 77 recenzji, czyli najwięcej po pierwszym sezonie. Wydaje się, że López połączyła klimat, tajemniczość i metafizykę (ale nie tak łopatologiczną...) oryginalnego "Detektywa" z rasowym serialem kryminalnym. Nie wiem jak wy, ale mnie już kupiła.
Czytaj także: https://natemat.pl/534251,premiery-seriali-2024