Miażdżące ustalenia ws. sprzedaży Lotosu. "Służby miały związane ręce"

Nina Nowakowska
30 stycznia 2024, 07:56 • 1 minuta czytania
Marek Biernacki z sejmowej speckomisji zdradził "Gazecie Wyborczej", że to prezes PiS Jarosław Kaczyński w bezpośrednich rozmowach z Danielem Obajtkiem, decydował w sprawie sprzedaży Lotosu Saudyjczykom. Poseł PSL podkreśla, że służby, które powinny kontrolować transakcję, nie mogły nic zrobić.
Biernacki: Kaczyński w rozmowach z Obajtkiem podejmował decyzje w sprawie sprzedaży Lotosu Fot. PRZEMEK SWIDERSKI/REPORTER

Politycy koalicji rządzącej zapowiedzieli, że sprzedażą Lotosu zajmie się kolejna komisja śledcza obecnego Sejmu. Chodzi o transakcję z listopada 2022 r., w której Orlen sprzedał kluczowe udziały w należącej do koncernu Rafinerii Gdańskiej, saudyjskiej spółce Saudi Aramco. Zdaniem rządzących kontrowersyjna decyzja o sprzedaży strategicznych udziałów jest największą aferą rządu Prawa i Sprawiedliwości.


Kaczyński w rozmowach z Obajtkiem podejmował decyzje w sprawie sprzedaży Lotosu

Według Wojciecha Czuchnowskiego z "Gazety Wyborczej" sprzedaż części Lotosu spółce Saudi Aramco odbyła się z naruszeniem ustawy o kontroli niektórych inwestycji. Gazeta utrzymuje, że służbom specjalnym nie pozwolono ocenić, czy transakcja zagraża bezpieczeństwu Polski, choć wiadomo było, że Saudi Aramco współpracuje z Rosją. Zdaniem posła Marka Biernackiego, "służby miały związane ręce".

Polityk w poprzedniej kadencji był członkiem sejmowej speckomisji. Cztery miesiące przed sprzedażą Lotosu, miał ostrzegać ówczesnego premiera Mateusza Morawieckiego o związanym z nią niebezpieczeństwie. Po doniesieniach "Wyborczej" udało mu się zwołać posiedzenie komisji, na którym pytał przedstawicieli służb, czy opiniowali transakcję.

Służby były przeciwne?

– Posiedzenia komisji są tajne. Mogę powiedzieć, że wyczuliśmy poważne wątpliwości ze strony służb. Nieoficjalnie docierały do nas sygnały, że były przeciwne. Efektem miała być nawet dymisja jednego z szefów – wyznał dziennikowi Biernacki, który w obecnym Sejmie jest wiceszefem komisji. Uważa, że sprzedaż Lotosu była "załatwiana na szczeblu Obajtek - Kaczyński". – Decyzje zapadały na Nowogrodzkiej. Ci, którzy mieli wątpliwości, byli uciszani – podkreśla ludowiec.

"Wyborcza" zaznacza jednak, że "według ustawy o ochronie niektórych inwestycji warunkiem legalnego przeprowadzenia transakcji była pozytywna opinia organu o nazwie Komitet Konsultacyjny", który działa przy kancelarii premiera. W jego skład wchodzą 22 osoby, w tym przedstawiciele premiera, 16 ministrów oraz szefowie: Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencji Wywiadu, Służby Kontrwywiadu Wojskowego i Służby Wywiadu Wojskowego.

Sprzedaż może być nieważna

Kluczowe jest, że dopiero po uzyskaniu pozytywnej rekomendacji wspomnianego grona, Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów może zgodzić się na transakcję. Ważne jest też, że w przypadku umowy z Saudyjczykami ta procedura została pominięta.

W tym celu zastosowano kruczek prawny, pozwalający na inny tryb sprzedaży strategicznych aktywów - "przepisy szczegółowe związane z epidemią COVID-19" lub "sytuacją międzynarodową zakłócającą rynek lub konkurencję". Według niektórych prawników, w tym mec. Tomasza Siemiątkowskiego, umowa może być po prostu nieważna.

Ostatecznie UOKiK zgodził się na transakcję, uzasadniając, że "sprzedaż mniejszościowego udziału w gdańskiej rafinerii jest neutralna z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego Polski". Później TVN24 wykazało, że saudyjski koncern kupując 30 proc. udziałów w Rafinerii Gdańskiej, zyskiwał pełną kontrolę nad tym przedsiębiorstwem.

Kontrowersyjne warunki umowy z Saudyjczykami

Dodatkowo strona Polska godziła się na zapłatę ogromnych kar finansowych w razie niedotrzymania warunków umowy. Najbardziej szokującym jest zapis, dotyczący "kary umownej", jaką Orlen miałby płacić Saudi Aramco w przypadku naruszenia części kontraktu związanej z dostawami do Polski saudyjskiej ropy. 

Kara wynosi aż 500 mln dol. (ok. 2,3 mld zł), a Orlen zgadza się zapłacić ją zapłacić bez względu na to, jak wysoka będzie szkoda Saudyjczyków. Zdaniem prof. Michała Romanowskiego (UW), taki przepis "mógł zostać napisany tylko przez człowieka szalonego", a włączenie do umowy podobnego paragrafu może być uznane za działanie na szkodę spółki.